ArticlePDF Available

Metafory kresu kolonizacji: Kapuściński – Antunes (wstępne rozpoznania)

Authors:
Beata Nowacka
Wydział Filologiczny
Uniwersytet Śląski w Katowicach
e-mail: beata.nowacka@us.edu.pl
ORCID: 0000–0001–8644–4769
Metafory kresu kolonizacji:
Kapuściński Antunes (wstępne rozpoznania)
DOI: 10.15290/bsl.2018.13.06
Opublikowany przez polskiego reportera w 1976 roku Jeszcze dzień życia
stanowi interesujący kontekst dla wydanej dwanaście lat później powieści
wybitnego portugalskiego beletrysty Karawele wracają. Obaj twórcy, których
metrykalnie dzieli zaledwie dekada, byli uczestnikami zdarzeń angolskich
oraz znakomitymi kronikarzami bieżącej historii, przez wiele lat uważanymi
za stałych faworytów do Nagrody Nobla. W zasobach internetowych można
nawet znaleźć informację, że Antonio Lobo Antunes napisał wstęp do fran-
cuskiego wydania książki Kapuścińskiego. W istocie taki tekst nigdy nie po-
wstał. Jak dowiedziałam się od V´
eronique Patte, tłumaczki przygotowującej
ten przekład1, Portugalczyk przyjął wprawdzie propozycję od wydawnic-
twa Flammarion, lecz ostatecznie zrezygnował z udziału w przedsięwzięciu,
uznając, że nie podziela wizji Kapuścińskiego.
Antonio Lobó Antunes urodził się w Lizbonie w 1942 r. Jego pierwsza
powieść została opublikowana w 1979 roku i od razu odniosła ogromny suk-
ces czytelniczy. Jest autorem ponad trzydziestu książek, ale zaledwie dwie
spośród nich przetłumaczono na język polski. O zdecydowanie niewystarcza-
jącej obecności tego pisarza w naszej kulturze, pisał np. Arkadiusz Żychliński
w artykule Literatura powszechna. Nowy kanon tłumacza:
1R. Kapuściński, D’une guerre l’autre. Angola, 1975, traduit par V. Patte, Paris 2011.
88 Beata Nowacka
Sześciu autorów, których absencja w języku polskim nie tylko wiąże się z bra-
kiem potrzebnego polszczyźnie fitnessu, lecz także zubaża w sposób bardzo
znaczący naszą znajomość literatury powszechnej. Po pierwsze António Lobo
Antunes (ur. 1942), pisarz reprezentowany wprawdzie dwiema powieściami [...],
ale jednak reprezentowany niedostatecznie jako autor dwudziestu pięciu powie-
ści, psychiatra, który spróbował w dziedzinie narracji czegoś zupełnie nowego,
doprowadzając sztukę formalnej symulacji pracy ludzkiej świadomości do b
może ostatecznych inteligibilnych granic2.
Także wątek wojny angolskiej jest nader rzadko podejmowany w na-
szej literaturze. Poświęca mu uwagę Mirosław Ikonowicz w reportażu An-
gola Express3oraz m.in. Zygmunt Broniarek, Roman Samsel i Andrzej Bi-
lik4na marginesach swoich książek o rewolucji goździków. Na tle rodzi-
mej produkcji książka Ryszarda Kapuścińskiego zdecydowanie się wyróż-
nia. Reporter przyjechał do Angoli jako współpracownik PAP, z którą był
związany od 1962 roku. Pierwsze lata spędził na placówkach w Afryce, ko-
lejne w Ameryce Południowej, a następnie gdy po 10 latach zdecydował
się porzucić pracę w agencji, by wreszcie znaleźć czas na pisanie książek
związał się z tygodnikiem „Kultura” i jako reporter warszawskiego tygo-
dnika podejmował okazjonalną współpracę z PAP, która finansowała jego
podróże5. Właśnie w ten sposób wieloletni kronikarz afrykańskich procesów
dekolonizacyjnych, bogatszy o doświadczenie latynoamerykańskie, trafił je-
sienią 1975 roku na południowo-zachodni skraj kontynentu afrykańskiego.
Po latach mówił w niepublikowanym wywiadzie:
Do Angoli jechałem z przekonaniem, że już nie wrócę, że żywy stamtąd
nie wyjadę. Był to jeden z tych świadomych wyjazdów na śmierć. Pojechaliśmy
do bazy wojskowej i wsiedliśmy w ostatni samolot, który jechał do Luandy.
Sekretarki szefa lotnictwa strasznie płakały i prosiły „Ricardo nie jedź”. Mi-
rek6pytał mnie, czy nie chcę zrezygnować. „Nie mówię mu jadę, co będzie
to będzie!” Ale leciałem z duszą na ramieniu! Wyruszyliśmy nocą, lądowali-
śmy o świcie. Wciąż panowało napięcie, obawa, czy nas nie zestrzelą. Wyjrza-
łem przez okienko samolotu spodziewając się ujrzeć żołnierzy, a zobaczyłem
2A. Żychliński, Literatura powszechna. Nowy kanon tłumacza, „Tygodnik Powszechny”, https://
www.tygodnikpowszechny.pl/literatura-powszechna-nowy-kanon-tlumacza-23570?language=
pl [dostęp 10.01.2018].
3M. Ikonowicz, Angola Express, Bygdoszcz 2009.
4Z. Broniarek, R. Samsel, Kto się boi rewolucji? Portugalia 1974–75, Warszawa 1975; A. Bilik,
Portugalska wiosna 1974, Warszawa 1974; Z. Broniarek, Angola zrodzona w walce, Warszawa 1977.
5Informacje o kulisach rozpoczęcia współpracy z „Kulturą” pochodzą z niepublikowanej
rozmowy z Ryszardem Kapuścińskim, przeprowadzonej przez autorkę i Zygmunta Ziątka
w Warszawie, 12.05.2005.
6Mirosław Ikonowicz, ówczesny korespondent PAP w Lizbonie.
Metafory kresu kolonizacji: Kapuściński Antunes (wstępne rozpoznania) 89
gromadę dzieci w mundurkach, idących z tornistrami do szkoły. Odetchnąłem
z ulgą!7
W Angoli należącej od 1575 roku do Portugalii nasiliły się w latach
siedemdziesiątych ubiegłego wieku dążenia wyzwoleńcze. Przez kilkanaście
ostatnich lat toczyła się wojna partyzancka pomiędzy wspieraną przez ZSRR
i Kubę MPLA (Ludowy Front Wyzwolenia Angoli) oraz wspomaganą przez
Zachód FNLA (Narodowy Front Wyzwolenia Angoli). W 1966 roku do walk
dołączyła ciesząca się wsparciem Zachodu i RPA UNITA (Narodowy Zwią-
zek na Rzecz Całkowitego Wyzwolenia Angoli). Portugalska rewolucja goź-
dzików z 25 kwietnia 1974 roku miała zasadniczo odmienić oblicze tej za-
morskiej prowincji. 15 stycznia 1975 roku podpisano porozumienie między
rządem portugalskim i trzema wspomnianymi wyżej organizacjami o utwo-
rzeniu koalicyjnego rządu tymczasowego. Ogłoszono wówczas, że 11 listo-
pada 1975 roku kraj odzyska niepodległość. Tymczasem doszło jednak do
rozłamu i krwawych zamieszek.
Uwaga Kapuścińskiego, który relacjonuje w swej książce zdarzenia an-
golskie, nie koncentruje się na opisach wojennych działań (te trafią do agen-
cyjnych depesz), lecz na tworzeniu portretu pisarza-outsidera zanurzonego
w obcej i groźnej rzeczywistości wojennej oraz na rejestrowaniu spotkań
z prostymi żołnierzami i mieszkańcami Luandy. Szczególną uwagę należy
jednak zwrócić na obrazy ewakuacji Portugalczyków, którzy w nerwowym
pośpiechu budują drewniane skrzynie. Różnią się one rozmiarem, jakością
wykonania i doborem materiałów budowlanych, świadcząc o statusie mate-
rialnym ich właścicieli. A jednak nieważne luksusowe czy skromne mają
do spełnienia samą funkcję i tak samo rewidują mentalność mieszkańców.
Pisze Kapuściński:
Stopniowo też zmieniało się myślenie ludzi. Ludzie przestali myśleć w katego-
riach domu i mieszkania i rozprawiali tylko o skrzyniach. Zamiast powiedzieć
muszę iść zobaczyć, jak tam u mnie w domu mówili muszę iść, zobaczyć,
jak tam moja skrzynia8.
Do drewnianych kufrów przenosi się nocą gromadzony przez dziesięcio-
lecia dobytek: począwszy od kompletnego umeblowania pokoi po nieprze-
brane ilości domowych rupieci:
7Fragment niepublikowanej rozmowy z Ryszardem Kapuścińskim, przeprowadzonej przez
autorkę i Zygmunta Ziątka, w Warszawie, 31.01.2005 roku. Cyt. za: B. Nowacka, Z. Ziątek.,
Ryszard Kapuściński. Biografia pisarza, Kraków 2008, s. 174.
8R. Kapuściński, Jeszcze dzień życia, Warszawa 1976, s. 21. Kolejne cytaty z tego wydania
lokalizowane w tekście głównym i sygnowane skrótem J.
90 Beata Nowacka
W skrzynie te pakowano całe salony i sypialnie, kanapy, stoły i szafy, kuchnie
i lodówki, komody i fotele, obrazy, dywany, żyrandole, porcelanę, pościel i bieli-
znę, wszystkie ubrania, makatki, pufy i wazony, nawet sztuczne kwiaty [...]. Tak,
żeby zostały tylko goła podłoga, nagie ściany, pełny negliż, strip-tease mieszka-
nia, zrobiony do końca, przy oknie bez zasłon [J, s. 19].
Mający charakter literackiej hiperboli opis spiętrzonej zawartości bagaży
staje się dla Kapuścińskiego okazją do uchwycenia mentalności osadników
ludzi wykorzystujących do cna możliwości zamorskich kolonii, a jedno-
cześnie ofiar historii, zmuszonych do porzucenia całego dotychczasowego
życia. Kontrapunktem dla tego obrazu jest opis reakcji czarnoskórych żołnie-
rzy i towarzyszących im dzieci, którzy przyglądają się odpływającym statkom
dawnych osadników:
Wszystko nam zabrali powiedział jeden z żołnierzy nawet bez złości i za-
brał się do rozcinania ananasa, bo owoce te, tak przejrzałe, że po rozcięciu sok
wylewał się z nich jak woda z kubka, byływtedy jedynym naszym pożywieniem.
Wszystko nam zabrali powtórzył i zagłębił twarz w złocistej czarce owocu. Bez-
domne portowe dzieci wpatrywały się w niego zachłannym, zafascynowanym
wzrokiem. Żołnierz uniósł twarz umazaną sokiem, uśmiechnął się i dodał ale
za to mamy teraz dom. Zostaliśmy sami na swoim. Wstał i uradowany myślą,
że Angola jest jego, wywalił w powietrze całą serię z automatu [s. J, 22–23].
W istocie żołnierz nie zdaje sobie jeszcze sprawy, że po wyjeździe Portu-
galczyków sytuacja w odzyskanym kraju będzie jeszcze gorsza. W 1975 roku
rozpęta się tam piekło wojny domowej, która będzie trwała prawie trzydzie-
ści lat i pochłonie tysiące ofiar. Angola stanie się bowiem jednym z frontów
zimnej wojny, gdzie zetrą się z jednej strony potęgi ZSRR i Kuby, z dru-
giej RPA, Zairu i USA. Ma świadomość reporter, który o zaangażowaniu
obcych państw pisze w dalszej części książki oraz w materiałach wysyłanych
na gorąco do PAP. Oto np. w depeszy z 16 października 1975 r., zawierającej
adnotację „nie do przedrukowania w prasie” wysłannik PAP Ryszard Ka-
puściński pisze o „pogłębianiu się procesu umiędzynarodowienia konfliktu
angolskiego” i spodziewa się dalszego napływu najemników, broni i sprzętu
wojskowego.
Warto się zastanowić, dlaczego reporter pozostawia uwagę żołnierza bez
komentarza, skoro informacje o rzeczywistej kondycji kraju umieszczał w de-
peszach dla PAP. Zamiast dać rzetelny opis ówczesnej sytuacji Angoli, po-
zwala swym bohaterom sycić się ułudą odzyskanej niepodległości, a uwagę
czytelnika koncentruje na poetyckim obrazie skrzyń odpływających w kie-
runku Republiki Południowej Afryki, Portugalii i Brazylii. Nie ma wątpli-
wości, że to zwichnięcie proporcji między historią a poetyckim obrazem jest
Metafory kresu kolonizacji: Kapuściński Antunes (wstępne rozpoznania) 91
nieprzypadkowe. Odpływające miasto staje się w tym ujęciu metaforą kresu
cywilizacji białych na Czarnym Lądzie. W różnojęzycznych recenzjach często
podkreślano siłę tego obrazu. Najsłynniejsza jest wypowiedź Salmana Ru-
shdiego, który w brytyjskim dzienniku The Guardian” pisał: „Jego oda do
drewnianej Luandy jest może odrobinę przydługa, ale ma w sobie szczyptę
geniuszu. Spośród tych wszystkich, którzy pisali o Luandzie, tylko Kapu-
ściński dostrzegł drewniane miasto. Wszyscy mieli je pod nosem, ale trzeba
było oczu, by je dostrzec”9. Skąd bierze się siła tej metafory? Przypomnijmy:
Kapuściński, który od połowy lat pięćdziesiątych towarzyszył demontażowi
systemu kolonizacyjnego, zdawał sobie sprawę, że jest świadkiem ostatniego
akordu tego ważnego wydarzenia w historii naszego globu. Portugalczycy,
którzy w XV wieku rozpoczęli wyprawy zamorskie, właśnie w połowie lat
siedemdziesiątych jako ostatni pożegnali się z ideą kolonialnej świetności.
Reporter zwyczajnie nie mógł przegapić tego zdarzenia, miał pełną świado-
mość jego wagi, więc opisał je, śmiało sięgając do literackiego repozytorium.
Kres portugalskiej kolonizacji inaczej ujrzał Antonio Lobó Antunes. On
także wziął udział w wojnie angolskiej. Na początku lat siedemdziesiątych
odbył tam jako młody lekarz służbę wojskową. Do obrony anachronicznego
imperium kolonialnego wysyłano wówczas tysiące młodych Portugalczyków.
Wstrząsające doświadczenia tej wojny zapadły w pamięć młodego człowieka,
naznaczyły całe jego życie i wyraźnie sprofilowały przyszłą twórczość. Proza
Antunesa obsesyjnie oscyluje bowiem wokół tematów wojny kolonialnej,
dyktatury, nadużywania władzy, destrukcji więzi społecznych, a także sza-
leństwa i śmierci. Nic dziwnego, że z Kapuścińskim łączy go niechęć do
skompromitowanej idei kolonializmu, ale właściwie na tym podobieństwa
się kończą. Ostrze swej krytyki kieruje autor O Esplendor de Portugal gdzie
indziej: przede wszystkim przeciw wielkomocarstwowym mitom swej ojczy-
zny. Twórca Podręcznika dla inkwizytorów opisuje kolejny etap dekolonizacji po
zrelacjonowanym przez Kapuścińskiego: gdy skrzynie opuściły już wybrzeże
Luandy, a do Lizbony z dawnych kolonii powrócili ich dawni mieszkańcy.
W książce Antunesa nie spotkamy jednak jak mogłoby się zdawać tylko
niegdysiejszych osadników, tzw. retornados. Oto do brzegów Europy wraz
z nimi docierają teraz karawele wielkich odkrywców, niosące na swych pokła-
dach najwybitniejsze osobistości zbiorowej pamięci Portugalczyków. Wśród
bohaterów książki Antunesa jest m.in.: Vasco do Gama odkrywca morskiej
drogi do Indii, Pedro Alvares Cabral znakomity żeglarz, który jako pierw-
szy dotarł do Brazylii, św. Franciszek Ksawery hiszpański jezuita, apostoł
9S. Rushdie, Angola Kapuścińskiego, w: R. Kapuściński: Jeszcze dzień życia, wstęp: M. Ikono-
wicz, Warszawa 2018, s. 179.
92 Beata Nowacka
Indii i Chin, słynni portugalscy królowie: Manuel piętnastowieczny inicja-
tor wypraw dalekomorskich oraz Sebastian uważany za wyczekiwanego
zbawcę swego narodu i świata. Bohaterami książki Antunesa też wybitni
pisarze: Fernando Pessoa oraz Lu´
ıs Vaz de Cam˜
oes, twórca Luzytan, epo-
pei narodowej Portugalczyków10, okrzyknięty przez Lopego de Vegę „księ-
ciem poetów” (co miało wzbudzić zazdrość samego Torquata Tassa, który
w 1581 roku opublikował właśnie Jerozolimę wyzwoloną11).
Karawele wraca to zatem opowieść charakteryzująca się postrzępioną
chronologią: kilkaset lat chwały Portugalii kulminuje się w jednym mo-
mencie: w portach obok dawnych karawel zatrzymują się bowiem irackie
tankowce, a najznamienitsi twórcy chwały Portugalii zamieszkują szemrane
dzielnice współczesnej Lizbony. Pomysł Antunesa, by przemieszać z sobą ob-
razy chwały i klęski swego kraju, początek i koniec wielkomocarstwowego
mitu jest pełen szyderstwa: najwięksi bohaterowie luzytańscy nie tylko tra-
fiają na margines społeczny i margines historii, lecz także tracą swą aurę
wyjątkowości, stają się karykaturami samych siebie, a przy okazji kom-
promitują wielką historię Portugalii. Oto np. Vasco da Gama, niegdysiej-
szy Admirał Morza Indyjskiego, jest w tej książce pospolitym szulerem,
który „obdziera ze skóry naiwnych wieśniaków”12, a święty Franciszek Ksa-
wery, który zasłynął jako twórca praktyki misjonarskiej jezuitów, polegają-
cej najogólniej mówiąc na idei ewangelizowania przez przejmowanie
elementów miejscowej kultury, sam wygląda jak Hindus, ma niezliczone
potomstwo z wieloma konkubinami i prowadzi tani lupanar pod nazwą
„Apostoł Indii”.
Postać, której warto przyjrzeć się bliżej, to „poeta o imieniu Lu´
ıs”.
W książce jest figurą portugalskiego Homera Lu´
ısa Cam˜
oesa. Szesnasto-
wieczny twórca często przedstawiany później jako wzór romantycznego
bohatera po latach tułaczki powrócił pod koniec życia do kraju. Przywiózł
stamtąd zrodzone z tęsknoty za ojczyzną i cudem ocalałe z brawurowej po-
dróży Luzjady. To epos o Luzytanach, którzy śmiało eksplorując najdalsze
krańce globu i szerząc chrześcijańską wiarę („śpiew też będę świetnych
królów pamięć, co szli Imperium szerzyć, Wiarę głosić w Azji bezbożnej,
10 Zob. L.V de Cam˜oes: Luzytanie, przeł. I. Kania, posł. J. Waczków, Kraków 1995 oraz w daw-
niejszym przekładzie: Luzjady (Os Lus˘
ıadas). Epos w dziesięciu pieśniach, przeł. Z. Trzeszczkowska,
Sandomierz 2013 (przedruk z 1890 r.).
11 Zob. J. Waczków, Posłowie, w: L.V de Cam˜oes, Luzytanie..., s. 337. A. Kalewska, Cam˜
oes,
czyli tryumf epiki, Warszawa 1999, s. 25.
12 A.L. Antunes, Karawele wracają, przeł. A. Kalewska, Warszawa 2002, s. 123. Kolejne cytaty
z tego wydania lokalizowane w tekście głównym i sygnowane skrótem K.
Metafory kresu kolonizacji: Kapuściński Antunes (wstępne rozpoznania) 93
w Afryce13”), zaświadczają o świetności portugalskiego imperium. Najcen-
niejszym klejnotem w narracji o splendorach Portugalii jest podróż Vasco
da Gamy do Indii z 1497 roku, która stanowi fabularną dominantę książki.
Epopeja Cam˜
oesa kończy się powrotem żeglarzy do upragnionej ojczyzny:
142
Portugalczycy [...]
143
Możecie ruszać do Ojczyzny miłej,
Bo toń spokojna i wiatr dobry wieje!
[...]
144
I nieodmiennie łagodny wiatr mieli,
toń gładką, płynąc przez szlaki najdalsze
swego powrotu, wreszcie ujrzeli
rodzinną ziemię, upragnioną zawsze.
Już w ujściu Tagu cichego wpłynęli,
aby ojczyźnie zanieść i Monarsze
co budzi lęk i miłość nową chwałę,
bo chciał, by stała się jego udziałem14.
Główny protagonista, „poeta zwany Luisem”, ma wiele cech Cam ˜
oesa:
jest bezokim podróżnikiem powracającym do kraju z długiej tułaczki. Podob-
nie jak bohaterowie wyjęci z książki Kapuścińskiego wlecze ze sobą skrzynię.
Pewnym zaskoczeniem jest dla czytelnika jej zawartość:
Był sobie raz człowiek imieniem Lu´
ıs, bez lewego oka, trzy czy cztery tygodnie
siedział w Cais de Alcˆ
antara na trumnie ojca i czekał, reszta bagażu przypły-
nie następnym okrętem. Rozdał letnikom, pijanemu sierżantowi portugalskiemu
i urzędnikom celnym pieniądze, za hipotekę na dom i te, które miał przy so-
bie, widział, jak wciąga lodówkę, piecyk i starego chevroleta, o dychawicznym
motorze, na okręt, który już rozprostował żagle, ale odmówił rozstania się ze
skrzynią mimo rozkazów grubawego majora (Pan sobie nawet nie wyobraża,
co jest w środku tego badziewia!) i ciągnął tak po pokładzie trumnę o rzeźbio-
nych uchwytach i z krucyfiksem na wieku omiatany spojrzeniem zdziwionego
kapitana, który zapomniał o noniuszu i podniósł głowę, nieprzytomną od ra-
chowania, aby na niego popatrzeć, w chwili gdy człowiek imieniem Lu´
ıs znikał
pod pokładem, żeby umieścić nieboszczyka w koi, tak jak pozostali pasażerowie
robili to z koszykami i walizkami. ([...] Przy drugim śniadaniu poznał emeryto-
wanego miłośnika gry w karty oraz jednorękiego Hiszpana, który sprzedawał
losy na loterię w Mozambiku, a nazywał się Don Miguel de Cervantes Saave-
dra, był starym żołnierzem i nieustannie pisał na luźnych kartkach wyrwanych
13 L.V de Cam˜oes, Luzytanie..., s. 5.
14 Tamże, s. 322–333.
94 Beata Nowacka
z notatnika lub wyciągniętych z kosza na śmieci, powieść zatytułowaną nie wia-
domo dlaczego, Don Kichote, kiedy wszyscy wiedzą, że Kichote to nazwa konia
wyścigowego, a wieczorem wyciągali trumnę i kładli obślinione asy na lakiero-
waną pokrywę, unikając przy tym rzucenia karty na krucyfiks, bo przynosi to
pecha w tasowaniu i podmienia kolory i za każdym razem, gdy przechylenie
statku wylewało na niego wymioty sąsiadów, niezłej już głębokości, kazał im
trzymać uchwyty, tak żeby trup im nie wyleciał, gdy pełzali na oślep w uświ-
nionych skarpetkach w morskim rosole, gdzie pływały wielkie homary, a potem
obciągali walety i asy z decydującej partii.
Relacja, która łączy bohatera książki Antunesa z jego zmarłym ojcem,
nie jest tylko więzią biologiczną. To może bardziej nawet więź kulturowa
między fundatorem mitów, autorem słynnych Luzjad, i samymi mitami
Portugalii jako imperium zamorskiego, realizującego mesjanistyczną misję
krzewienia wiary, kultury i europejskich wartości na rubieżach dalekiego
świata, przede wszystkim zaś o kresie tego świata.
Właśnie obraz martwoty wydał się szczególnie interesujący dla Leeli
Gandhi, która w swym artykule o Karawelach...15 przywołuje myśl Aim´
e
C´
esaire’a z broszury Rozprawa z kolonializmem (jej polski przekład ukazał się
już w 1950 r. nakładem wydawnictwa Czytelnik)16. W publikacji cytowanej
przez autorkę Teorii postkolonialnej wyraźnie pobrzmiewa echo socjalistycznej
propagandy, która ma podkreślić wiodącą rolę proletariatu i fundamentalne
znaczenie rewolucji w budowaniu nowego ładu. Przywołana książeczka za-
wiera jednak także mocno sformułowaną tezę, że cywilizacje biorące udział
w kolonizacji zarażone śmiercią. Nie tylko do cna trwonią potencjał pod-
bitych krajów, zaszczepiając z w nich „pierwiastek zniszczenia i rozkładu”17,
ale także same stają się martwe:
Dokąd zmierzam? Do takiej oto konkluzji: że nikt nie kolonizuje niewin-
nie, że nikt nie kolonizuje bezkarnie; że naród przeprowadzający kolonizację,
cywilizacja usprawiedliwiająca kolonizację a więc przemoc wyzyskiwaczy
jest już przez to samo cywilizacją, która nieuchronnie, przechodząc od jednej
do drugiej konsekwencji swych czynów, wypierając się po kolei swych zasad,
wzywa swojego Hitlera a więc miecz na własną głowę18.
15 Zob. L. Gandhi, Act of Literature. Notes on „Return of the Caravels”, w: Facts and Fictions of
Antonio Lobo Antunes, ed. V. K. Mendes (series: Portuguese Literary and Cultural Studies), Mas-
sahuttes 2011, s. 203–210, http://www.plcs.umassd.edu/plcs/plcsfactsandfictions.htm [dostęp
12.10.2018].
16 A. esaire, Rozprawa z kolonializmem, przeł. Z. Jaremko-Żytyńska, Warszawa 1950.
17 Tamże, s. 18.
18 Tamże, s. 17.
Metafory kresu kolonizacji: Kapuściński Antunes (wstępne rozpoznania) 95
To poczucie zbliżającego się kresu wyraźnie dominuje w obu omawia-
nych tu lekturach. Śmierć w książce Kapuścińskiego dotyczy jednak przede
wszystkim obrazu Luandy, umierającej „tak, jak ginie oaza, w której wyschły
studnie”, reporter pisze: miasto „pustoszało, zapadało w martwotę, odcho-
dziło w zapomnienie” [J, s. 15]. Relacja zbudowana jest na kształt żałobnego
marsza, w którym wyraźnie wybija się refereniczna fraza: „wyjechali wszy-
scy...”. Zarejestrowany w ten sposób obraz przemijania ma charakter nie-
odwołalny i ostateczny. Można odnieść wrażenie, że luandyjską przestrzeń
na zawsze opuszczają kolonizatorzy, reprezentowani tu przez rozmaite grupy
społeczne, bezpowrotnie znikają przedstawiciele najważniejszych dla organi-
zacji miasta zawodów, na scenie błąkają się jeszcze porzucone psy najdroż-
szych ras, ale i one pewnego dnia znikają. Pozostaje tylko atrapa miasta,
bo to rzeczywiste odpłynęło w drewnianych skrzyniach. Oto ostateczny ob-
raz końca europejskiej kolonizacji.
Antunes, który jak pisałam wcześniej opisuje powrót do kraju jego
wielkich bohaterów, czym bezpośrednio nawiązuje do arcydzieła Cam˜
oesa
i historii słynnych wypraw, nie zapomina także o powracających do kraju re-
tornados, a więc nieświadomie kontynuuje w ten sposób opowieść Kapuściń-
skiego. W obu książkach znajdujemy podobne obrazy luandyjskiego lotniska,
wokół którego tygodniami koczują tłumy ludzi, marzących o ucieczce do lep-
szego świata. Porzucają dorobek życia, gorączkowo poszukują sposobów, by
szybciej opuścić afrykańskie inferno. Zbliżona jest także zawartość skrzyń,
opisanych przez obu autorów. Jak pamiętamy, polski reporter posługuje się
hiperbolą, by oddać skalę tego zdarzenia w historii świata: ewakuujący się
Portugalczycy ciągną ze sobą nieprzebrane masy wysłużonych gratów, spię-
trzonych bibelotów, bezużytecznych pamiątek, ale również bohater Antunesa
szukający w kufrach lekarstw z trudem przebija się przez zwały „idiotycz-
nych adamaszków, niedorzecznych jedwabiów, poduszek ze strusimi piórami
i bezcennych mebli, pokiereszowanych scyzorykiem przez poprzednich go-
ści” [K, s. 64]. Bohaterowie obu książek wydostają się wreszcie z angolskiego
piekła i docierają do brzegów Portugalii.
Lizbona to miasto tylko muśnięte przez Kapuścińskiego. Reporter wspo-
mina samochodową przejażdżkę w okolicach portu i widok, który przypo-
mniał mu Afrykę: „fantastyczne sterty skrzyń, spiętrzone do ryzykownej
wysokości, zostawione, nie ruszane, jakby niczyje” [J, s. 24]. Opis miejsca,
z którego ruszali na słynne wyprawy portugalscy odkrywcy, znajdujemy na-
tomiast u Antunesa. Uderzające jest, że upragniona ojczyzna równie nieprzy-
jaźnie wita i swych wielkich, i zupełnie pospolitych synów. Jest przestrzenią,
którą doszczętnie zdominowała atmosfera śmierci i rozkładu. Nie tylko dla-
tego, że osią fabuły jest powrót do kraju poety wiozącego z sobą zwłoki
96 Beata Nowacka
ojca (ich rozpuszczone resztki przeleje wreszcie do doniczki z rośliną). Całe
miasto sprawia wrażenie przestrzeni splugawionej powracających z Afryki
lokuje się w zapleśniałych klitkach, rozchwianych budynkach, przypomina-
jących „ruiny po kataklizmie” albo „opuszczony cmentarz” [K, s. 142]. Wy-
cieńczeni przesiedleńcy” kończą wreszcie swój marny żywot w piwnicach,
gdzie pokątnie wykonuje się sekcje ich zwłok [K, s. 260].
Antunes świadek końca kolonizacyjnego imperium nie opłakuje jego
kresu, bo nie ma złudzeń co do jego rzeczywistej wartości; jest jak Marlowe,
który naprawdę otarł się o jądro ciemności. W jednym z wywiadów wy-
znał:
Tam gdzie byliśmy, okrucieństwo było olbrzymie, zarówno z jednej, jak i z dru-
giej strony. Przypominam sobie żołnierzy strony przeciwnej, którzy ozdabiali
szyje naszyjnikami z ludzkich uszu... W owym czasie mnie to nie szokowało.
Poza tym przeszedłem szkolenie, ponad rok szkolono nas, jak zabijać, szkolenie
`
a la Pawłow, uczenie odruchów warunkowych... Sądzę, że sytuacja Portugalii
jest podobna do sytuacji Niemiec po okresie nazizmu. Dni, które nastały po re-
wolucji goździków, były podobne do tych po upadku Hitlera19.
Obecność conradowskiego kontekstu zbliża obie relacje. Wojna w An-
goli stała się dla Kapuścińskiego ważnym etapem jego pisarskiej samoświa-
domości, nie okazała się jeszcze pożegnaniem z mitem rewolucji (ostateczne
rozczarowanie wybrzmi dopiero w kodzie Szachinszacha, a więc po doświad-
czeniu Sierpnia ’80 i stanu wojennego). Jeszcze dzień życia będzie bowiem
pierwszą książką autora Cesarza, w której zdecyduje się uczynić siebie sa-
mego, swe ludzkie emocje i zawodowe dylematy głównym wątkiem opo-
wieści. Będzie to także pierwsza świadomie napisana książka, nie zaś jak
dotąd bardziej lub mniej przypadkowy zbiór publikowanych wcześniej re-
portaży. Świadkując ostatniemu etapowi dekolonizacji, Kapuściński zobaczył
to zdarzenie jako ważny moment w dziejach świata i nadał mu formę me-
tafory odpływającego, drewnianego miasta. Dla Antunesa natomiast wojna
w obronie zamorskich kolonii nie stała się metaforą końca światowej kolo-
nizacji, ale okazją do przeprowadzenia studium przypadku. Karawele wraca
zatem udaną propozycją zdekonstruowania imperialnej mentalności Por-
tugalczyków, pokazania hybrydycznej tożsamości tego narodu nieustan-
nie balansującego między man wielkości i niską samooceną, zatopionego
w melancholii i tęsknocie za dawną wielkością, co w Portugalii ma nawet
swą nazwę saudade.
19 A. Domosławski, António Lobo Antunes: „Karawele wracają”, „Gazeta Wyborcza”, 30.11. 2002
[przekł. fragmentu tekstu M. Brus].
Metafory kresu kolonizacji: Kapuściński Antunes (wstępne rozpoznania) 97
Wizje Kapuścińskiego i Antunesa więc w jakimś stopniu komplemen-
tarne, autorzy pokazują z różnych perspektyw to samo zdarzenie historyczne,
lecz gdyby pominąć kontekst geograficzny ciekawszym punktem odnie-
sienia byłby dla Antunesa pewnie Gombrowicz, który na polskim gruncie
wykonał wcześniej podobną operację intelektualną (wydaje się, że także Ka-
puściński, pisząc Cesarza, podczytywał Trans-Atlantyk). Obaj twórcy podej-
mują przecież próbę wyzwolenia Portugalczyka/Polaka z imperialnej per-
spektywy, ufundowanej na żałosnym i bezproduktywnym rozpamiętywaniu
minionej glorii. Obaj czynią to za pomocą eksperymentów stylistycznych oraz
własnego, rozpoznawalnego wzorca narracyjnego opowieści meandrującej,
zaskakującej zmianą punktów widzenia, rozchwianą chronologią i obrazami
rozkładających się narodowych mitów.
Bibliografia
Antunes António Lobo (2002), Karawele wracają, przeł. A. Kalewska, Warszawa: Wy-
dawnictwo WAB.
Bilik Andrzej (1974), Portugalska wiosna, Warszawa: Książka i Wiedza.
Broniarek Zygmunt (1977), Angola zrodzona w walce, Warszawa: Wydawnictwo MON.
Broniarek Zygmunt, Samsel Roman (1975), Kto się boi rewolucji? Portugalia 1974–75,
Warszawa: Książka i Wiedza.
Cam˜
oes Lu´
ıs Vaz de (1995), Luzytanie, przeł. I. Kania, posł. J. Waczków, Kraków:
Wydawnictwo Literackie.
Cam˜
oes Lu´
ıs Vaz de (2013), Luzjady (Os Lus˘
ıadas). Epos w dziesięciu pieśniach,
przeł. Z. Trzeszczkowska, Sandomierz: Wydawnictwo „Armoryka” (przedruk
z 1890 r.).
C´
esaire Aime (1950), Rozprawa z kolonializmem, przeł. Z. Jaremko-Żytyńska, Warszawa:
Czytelnik.
Domosławski Artur, António Lobo Antunes: Karawele wracają, „Gazeta Wyborcza”,
z 30.11.2002. (przeł. fragmentu tekstu M. Brus).
Ikonowicz Mirosław (2009), Angola Express, Bydgoszcz: Branta.
Kalewska Anna, (1999), Cam˜
oes, czyli tryumf epiki, Warszawa: Wydawnictwo Uniwer-
sytetu Warszawskiego.
Kapuściński Ryszard (2011), D’une guerre l’autre. Angola, 1975, traduit par V. Patte,
Paris: Flammarion.
Kapuściński Ryszard (1976), Jeszcze dzień życia, Warszawa: Czytelnik.
Nowacka Beata, Ziątek Zygmunt (2008), Ryszard Kapuściński. Biografia pisarza, Kraków:
Znak.
Rushdie Salman (2018), Angola Kapuścińskiego, w: R. Kapuściński: Jeszcze dzień życia,
wstęp: M. Ikonowicz, Warszawa.
98 Beata Nowacka
Żychliński Arkadiusz (2014), Literatura Powszechna. Nowy kanon tłumacza, „Tygodnik
Powszechny”, 14 lipca, https://www.tygodnikpowszechny.pl/literatura-powsze
chna-nowy-kanon-tlumacza-23570?language=pl.
Metaphors of the End of Colonization:
Kapuściński Antunes (a Reconnaissance)
Abstract
The article compares two books about the consequences of the Angolan
Civil War which were written by two distinguished contemporary writers
who took part in the events from the 1970s. One is Ryszard Kapuściński,
the author of the literary reportage Another Day of Life, who worked as
a war correspondent for Polish Press Agency. Another one is António
Lobo Antunes, the author of The Return of the Caravels a novel about
a young Portuguese soldier forced to defend the anachronistic order. While
both authors sympathized with the opposing conflicting parties, they share
a decidedly anti-colonial view. The criticism is voiced differently, though.
Kapuściński condemns the very idea of colonial rule; Antunes’ scathing
judgment centers around the national myths of his own country. Despite
apparent differences, both books are complementary in depicting the end
of African colonization.
Keywords: postcolonial criticism, Portugal, Africa, colonial empire, geo-
graphical discoveries
ResearchGate has not been able to resolve any citations for this publication.
Karawele wracają, przeł. A. Kalewska, Warszawa: Wydawnictwo WAB
  • Lobo Antunes António
Antunes António Lobo (2002), Karawele wracają, przeł. A. Kalewska, Warszawa: Wydawnictwo WAB.
Kto się boi rewolucji? Portugalia 1974-75
  • Broniarek Zygmunt
  • Samsel Roman
Broniarek Zygmunt, Samsel Roman (1975), Kto się boi rewolucji? Portugalia 1974-75, Warszawa: Książka i Wiedza.
Rozprawa z kolonializmem, przeł
  • Césaire Aime
Césaire Aime (1950), Rozprawa z kolonializmem, przeł. Z. Jaremko-Żytyńska, Warszawa: Czytelnik.
António Lobo Antunes: Karawele wracają
  • Domosławski Artur
Domosławski Artur, António Lobo Antunes: Karawele wracają, "Gazeta Wyborcza", z 30.11.2002. (przeł. fragmentu tekstu M. Brus).
D'une guerre l'autre. Angola, 1975, traduit par V
  • Kapuściński Ryszard
Kapuściński Ryszard (2011), D'une guerre l'autre. Angola, 1975, traduit par V. Patte, Paris: Flammarion.
Literatura Powszechna
  • Żychliński Arkadiusz
Żychliński Arkadiusz (2014), Literatura Powszechna. Nowy kanon tłumacza, "Tygodnik Powszechny", 14 lipca, https:/ /www.tygodnikpowszechny.pl/literatura-powsze chna-nowy-kanon-tlumacza-23570?language=pl. Metaphors of the End of Colonization: Kapuściński -Antunes (a Reconnaissance)
Epos w dziesięciu pieśniach, przeł
  • Camões Luís Vaz De
Camões Luís Vaz de (2013), Luzjady (Os Lusȋadas). Epos w dziesięciu pieśniach, przeł. Z. Trzeszczkowska, Sandomierz: Wydawnictwo "Armoryka" (przedruk z 1890 r.).