Content uploaded by Krzysztof Ruchniewicz
Author content
All content in this area was uploaded by Krzysztof Ruchniewicz on Jan 14, 2018
Content may be subject to copyright.
95
DIALOG 122 (2017–2018)
•GESCHICHTE • HISTORIA •
Na przełomie lat 50. i 60. XX wieku do-
szło do pozytywnych zmian w relacjach
polsko-(zachodnio-)niemieckich. Choć nie
nawiązano stosunków dyplomatycznych
RFN-PRL, to pewne zbliżenie stało się wi-
doczne. Kryzys berliński drugiej połowy
lat 50. i rezygnacja z podpisania traktatu
pokojowego z Niemcami, początek okresu
odprężenia między wielkimi mocar-
stwami oddalały – jak można się było prze-
konać – szybkie zjednoczenie dwóch państw
niemieckich w daleką przyszłość. W RFN
zaczęto zastanawiać się nad szukaniem
nowych rozwiązań. Podtrzymywanie izo-
lacji wobec podporządkowanej ZSRR czę-
ści Europy z różnych powodów było nie-
korzystne i niewygodne. Zwłaszcza doty-
czyło to Polski. Oficjalnie w relacjach ze
Wschodem (za wyłączeniem ZSRR) w po-
lityce zagranicznej Bonn obowiązywała
„doktryna Hallsteina”. Jednak zmiany
Krzysztof Ruchniewicz
Jürgen Neven-du Mont a Polska
Wokół roli dziennikarzy w budowaniu fundamentów pod „neue Ostpolitik” RFN
Brak oficjalnych stosunków dyplomatycznych między Polską a Republiką Federalną Niemiec od połowy lat 50. XX wieku
nie oznaczał całkowitej izolacji. Dziennikarze obu krajów należeli do pierwszych nieoficjalnych ambasadorów. Odpowiadali
na wzrost zainteresowania Polską i RFN, jakie można było zaobserwować w obu społeczeństwach.
Jürgen Neven-du Mont
NDR
destalinizacyjne w krajach Europy Środ-
kowo-Wschodniej po 1956 roku, w tym w
Polsce, tworzyły nowe możliwości kontak-
tów i przekraczania dotąd zamkniętych
granic.
Polska „odwilż” 1956 roku wzbudziła
wielkie zainteresowanie wśród części oby-
wateli Republiki Federalnej. Ważną rolę
w tym procesie pokonywania powojen-
nych trudności odegrała kultura. W Polsce
organizowano koncerty z udziałem mu-
zyków z ówczesnych zachodnich Niemiec,
polski plakat cieszył się dużym powodze-
niem nad Renem. Tryumfy w Niemczech
święcił polski film. Stopniowo zmieniała
się też jakość informacji przekazywanych
w mediach polskich o Niemczech i nie-
mieckich o Polsce, co było dużą zasługą
korespondentów prasowych, którzy zna-
leźli się w obu krajach. Na użytek swoich
społeczeństw odgrywali oni – przy braku
stosunków dyplomatycznych – rolę po-
średników i tłumaczy danych wydarzeń.
Pierwszymi oficjalnymi korespondentami,
którzy podjęli pracę na przełomie 1956/57
byli: w RFN Marian Podkowiński („Try-
buna Ludu”), a w Polsce Hansjakob Stehle
(„FAZ”) oraz Ludwig Zimmerer („Die
Welt”, ARD). Przyczynili się oni do pod-
niesienia merytorycznego poziomu donie-
sień, jak i poszerzenia spektrum podej-
mowanych w nich tematów.
Przełomem w politycznych relacjach pol-
sko-niemieckich był rok 1963. W marcu
utworzono misje handlowe obu państw,
rezydujące w Warszawie i Kolonii, które
podjęły pracę w drugiej połowie roku. Wy-
darzenia te były – jak na dotychczasowy
stan kontaktów – spektakularne i przyciąg-
nęły uwagę mediów. W maju tego roku
jedna ze stacji telewizyjnych w RFN (Nord -
deutscher Rundfunk, NDR), wyemitowała
reportaż Jürgena Neven-du Monta o Pola-
kach we Wrocławiu: „Polen in Breslau.
Porträt einer Stadt”. Wywołał on poważną
debatę w zachodnich Niemczech – o pro-
gramie dyskutowano nawet w Bundes-
tagu. Nie było właściwie medium w RFN,
które nie zamieściłoby jego omówienia
czy polemiki. Być może popularności au-
torowi i jego dziełu dodali – w sposób nie-
zamierzony – Ślązacy, którzy zgromadzeni
na dorocznym zjeździe wysiedlonych
gwałtownie zaatakowali obecnego na nim
dziennikarza.
Neven-du Mont trafił do Wrocławia nie-
przypadkowo. Już wcześniej interesował
się Polską, kręcił na jej temat filmy. Re-
prezentował młode pokolenie niemieckich
dziennikarzy, którzy z przekonaniem bu-
dowali niemiecką demokrację, wiedząc
jaką wagę w tym procesie mają krytyczne
media. Wszyscy oni zadawali przy tym py-
tania o miejsce ich kraju w świecie i za-
chęcali do refleksji nad własną, zwłaszcza
niedawną przeszłością. Ten typ dzienni-
karstwa można byłoby nazwać politycz-
nym czy zaangażowanym społecznie. Jür-
gen Neven-du Mont urodził się
w Monachium w 1921 roku, po wojnie stu-
diował socjologię i historię, w latach 1946–
49 był reżyserem w Bayerisches Staat-
stheater w Monachium. W latach 50.
zaczęła się jego kariera dziennikarska.
Przez dekadę był szefem działu reportażu
w różnych gazetach ukazujących się w ro-
dzinnym mieście. W połowie lat 50. roz-
począł przygodę z telewizją, która wtedy
stawiała swoje pierwsze kroki – przed mło-
dym dziennikarzem otwierały się nowe
możliwości. W latach 1957–1962 był re-
daktorem w Hessischer Rundfunk, a w
latach 1962–1966 w NDR. Był jednym
z pierwszych dziennikarzy, którzy uzyskali
zgodę na kręcenie filmów w ZSRR oraz
krajach Europy Środkowo-Wschodniej
(Czechosłowacja, Polska, Węgry). W latach
70. kierował redakcją reportażu w ZDF.
Zmarł przedwcześnie po długiej chorobie
w 1979 roku.
Pierwsze filmy o Polsce Neven-du Mont
nakręcił na początku lat 60. Interesowała
go Polska Gomułki, warunki życia Pola-
ków, ich stosunek do komunizmu, patrio-
tyzmu oraz katolicyzmu („Polen ist an-
ders” oraz „Zwischen Ost und West: Polen
1961”). W trakcie pobytów w Polsce ko-
rzystał z pomocy kolegów, Hansajakoba
Stehlego oraz Ludwiga Zimmerera. Na-
wiązał też własne kontakty z polskimi
dziennikarzami (w następnych latach go-
ścili oni w RFN). Film o Polakach we
Wrocławiu poprzedziły miesiące przygo-
towań: jego szczegóły omawiał w Polsce
na początku 1963 roku, a materiał zbierał
przez kilka tygodni w marcu i kwietniu.
Film „Polacy we Wrocławiu. Portret
miasta” wyemitowano wieczorem 7 maja
1963 roku o godzinie 19.15, czyli w tak zwa-
nym bardzo dobrym czasie antenowym.
Otwierała go scena ze szpitala. Kamera
asystowała narodzinom nowego miesz-
kańca miasta, które od 18 lat było w pol-
skich rękach. Niemcy, poprzedni miesz-
kańcy, zostali wypędzeni lub wysiedleni,
a ich miejsce zajęli Polacy, których także
usunięto z ich domów na wschodzie, wy-
jaśniał lektor. Był to skutek, co Neven-du
Mont zaznacza bez żadnych wątpliwości,
II wojny światowej i rządów Hitlera.
Miasto wprawdzie mówiło przez swe ka-
mienie jeszcze nadal po niemiecku, jed-
nak w całości zostało odbudowane pol-
skimi rękoma. Autor nie miał wątpliwości,
że Wrocław dla dawnych niemieckich
mieszkańców był ważnym miejscem na
ich mapie mentalnej. Jednak w okresie
III Rzeszy niczym się nie różnił od innych
miast niemieckich: „(Wrocławianie) ma-
szerowali (…). Wznosili okrzyki ‘Heil’ [na
cześć Hitlera, przyp. K.R.], podobnie jak
Niemcy w Hamburgu, Monachium, Ko-
lonii i Berlinie. Takie sceny widziano
wtedy wszędzie w Niemczech. Teraz
w mieście żyją Polacy. Stara zasada przy-
czyna-skutek znalazła swoje potwierdze-
nie. Taka konstatacja jest gorzka”.
Następnie kamera pokazała najbardziej
widoczne oznaki wielkiej zmiany w kra-
jobrazie miasta. Czy jest ona jednak aż
tak zadziwiająca? Czy stworzyła komplet-
nie niezrozumiały, obcy świat? Pojawiły
się oczywiście polskie nazwy ulic czy
szyldy informacyjne. Życie w mieście nie-
wiele jednak różniło się od tego w Nie-
mczech. Nawet witryny sklepów wyglądały
dość podobnie. W dalszej części Neven-
du Mont prezentował wypowiedzi kilku
przedstawicieli elity miasta. Wszyscy jego
rozmówcy mówili dobrze po niemiecku
(za wyjątkiem I sekretarza KM PZPR we
Wrocławiu, który posługiwał się przed ka-
merą polskim), co musiało zaskakiwać
niemieckiego widza. Nie byli oni zdogma-
tyzowanymi, ograniczonymi komunis-
tami, lecz ludźmi świata nauki i kultury.
Przed niemiecką kamerą zachowywali się
z godnością, ale swobodnie. Dziennikarz
utrwalił wypowiedzi profesora Bolesława
Iwaszkiewicza, przewodniczącego Prezy-
dium Miejskiej Rady Narodowej, docenta
Mariana Szyrockiego, germanisty i litera-
turoznawcy z Uniwersytetu Wrocław-
skiego, profesora Alfreda Jahna, rektora
Uniwersytetu Wrocławskiego, profesora
Antoniego Knota, dyrektora Biblioteki
Uniwersyteckiej, Bronisława Winnickiego,
redaktora naczelnego „Słowa Polskiego”
oraz Stanisława Borkowskiego, pierw-
szego sekretarza KM PZPR we Wrocławiu.
Powyższe grono informowało o sytuacji
miasta, jego problemach, wyzwaniach.
Widzowie mogli się dowiedzieć o obec-
nych mieszkańcach, ich pochodzeniu
i wojennych losach. Uwagę zwracano na
odbudowę miasta, rozwój przemysłu,
szkolnictwo, opiekę zdrowotną, troskę
o dobra kultury. Oko kamery zajrzało
także do prywatnego mieszkania w tzw.
nowym budownictwie, do wnętrza ko-
ścioła, sal szkolnych i uniwersyteckich,
szpitali, bibliotek. Tak pokazane miasto
i jego mieszkańcy wymykało się łatwym
stereotypowym wyobrażeniom o polskim
komunizmie czy antyniemieckości. Ro-
botnik Stanisław Banasik, członek partii,
w niedzielę chodził z rodziną do kościoła.
Pokazano kursy wieczorowe jako metodę
podnoszenia poziomu wykształcenia
96 DIALOG 122 (2017–2018)
•GESCHICHTE • HISTORIA •
97
DIALOG 122 (2017–2018)
•GESCHICHTE • HISTORIA •
przez ludzi, którym jego zdobycie utrud-
niła wojna lub bieda. Uczniowie w szko-
łach uczyli się języka niemieckiego, a stu-
denci dyskutowali o niemieckiej
literaturze w czasie zajęć docenta Szyro -
ckiego. Lekarze w szpitalach korzystali
z najnowszych światowych osiągnięć –
widz mógł śledzić operację przeprowa-
dzaną przez kardiochirurga, profesora
Wiktora Brossa.
W mieście kwitło bogate życie arty-
styczne, działały teatry, opera, filharmo-
nia. Teatr pantomimy, który szeroko
znany był już poza granicą Polski, cieszył
się w mieście dużym powodzeniem.
W licznych klubach studenckich bawiła
się młodzież przy dźwiękach zachodniej
muzyki, choć organizacje je prowadzące
miały wpisany socjalizm w swych pro-
gramach. Miasto przedstawiono jako dy-
namiczny twór, otwarty na Zachód.
W klubie międzynarodowej prasy można
było czytać główne tytuły gazet i czaso-
pism z całego świata. W zakładach pracy
wisiały hasła socjalistyczne, ale robotni-
kom oferowano także niepolityczne
formy spędzania wolnego czasu. Podkre-
ślono, że tylko część młodzieży zrzeszona
jest w organizacjach komunistycznych.
Natomiast niemal wszyscy wrocławianie
są wierzący i regularnie chodzą do ko-
ścioła. Lektor pytał nawet widza, czy na-
prawdę z tak żyjących młodych ludzi wy-
rosną fanatyczni komuniści?
W zakończeniu 48-minutowego filmu
Neven-du Mont raz jeszcze wrócił do
sceny otwierającej. Tym razem widzimy
dziecko, które podawane jest do chrztu.
Autor opatrzył scenę komentarzem, który
nie pozostawiał wątpliwości wobec inten-
cji filmu: „W starych niemieckich kościo-
łach śpiewa się i słucha kazań po polsku.
(…) Każdego dnia we Wrocławiu
chrzczone są polskie dzieci, nie możemy
zapobiec temu, że będą kochać miasto,
w którym się urodziły, miasto, w którym
dorosną. Te dzieci nie ponoszą winy za
to, co wydarzyło się w przeszłości. Bez
Hitlera i jego zwolenników, bez tych, któ-
rzy za nim poszli, bez tych, którzy tylko
milczeli, dzisiaj śpiewano by w tutejszych
kościołach niemieckie pieśni, a mieszkań-
cami Wrocławia byliby Niemcy”.
Przesłanie filmu było zatem jedno-
znaczne i wskazywało na genezę tego, co
przywódcy wysiedlonych nazywali „bez-
prawiem”. To II wojna światowa i jej
skutki spowodowały, że Niemcy powinni
pogodzić się z utratą Wrocławia, zaakcep-
tować nowych, polskich mieszkańców, któ-
rzy – po latach podobnych tułaczych do-
świadczeń – w polskim Wrocławiu czują
się już jak u siebie w domu.
Można oczywiście powiedzieć, że ten
film jest także jednostronny, choć w spo-
sób odmienny. Jego ukazanie miasta
pełne jest pozytywnych przykładów,
a przedstawiani Polacy całkowicie zaprze-
czają nieprzyjaznym stereotypom. Brak
nawet ruin, czy pustek po wyburzonych
domach, które w mieście tego okresu zna-
leźć można było bez trudu (utrwalił je fo-
tograf Tomasz Olszewski). Neven-du
Mont też je widział, ale nie pokazał. Nie
odniósł się także do natury systemu rzą-
dzącego Polską, skupiając się na pokaza-
niu pól jego nieobowiązywania lub pod-
ważania przez spontaniczną aktywność
Polaków. Wrocław w tym filmie to ponie-
kąd laurka, której przyklasnąć musiały
polskie władze. Przecież w dużym stop-
niu podobnie starały się przedstawić
miasto: sukcesy odbudowy, poprawa wa-
runków życia, rozwój kultury. Czy dzien-
nikarz z RFN nie widział ciemnych stron?
Czy też, by zerwać z dominującą w me-
diach nad Renem narracją i zainicjować
dyskusję, celowo skupił się na z trudem
uzyskanych osiągnięciach tych kilkunastu
lat polskiego miasta? Dalszy bieg wyda-
rzeń sugeruje, że raczej to drugie.
Projekcja filmu wywołała, jak się tego
można było spodziewać, różne, skrajne
reakcje. Prasa liberalna chwaliła autora za
odwagę i realistyczne podejście do tematu.
W podobnym tonie pisał „Der Spiegel”.
Prasa konserwatywna i ziomkowska nie
zostawiła natomiast suchej nitki na filmie.
Zaczęto publikować głosy czytelników. Za-
rzucano mu naiwność, brak krytycyzmu,
nieznajomość losów niemieckich miesz-
kańców miasta.
Szybko do chóru oburzonych dołączyli
politycy różnych partii politycznych, re-
prezentujący sprawy wypędzonych
w Bundestagu. Reihold Rehs, przewod-
niczący Rady ds. Wypędzonych i Ucieki-
nierów SPD, stwierdził, że „ukazanie
tego, co zostało dokonane w wyniku winy
Hitlera, jest fałszywe, jeśli chce się uspra-
wiedliwić nowe bezprawie przez wcześ-
niejsze bezprawie”. Posłowie CDU/CSU,
zrzeszeni w Grupie Roboczej ds. Wypę-
dzonych (Arbeitsgruppe Heimatvertriebene)
odnieśli się do jednej ze scen w filmie,
gdzie profesor Knot przedstawiał zbiory
biblioteki i określił je polskimi – ze zbio-
rów niemieckich. Ich zdaniem mogło to
sprawić mylne wrażenie, że „zachowano
kontynuację historycznego rozwoju
Wrocławia”. Zaprotestowała także Ko-
misja Bundestagu ds. Wypędzonych
i Uciekinierów FDP (Bundesausschuss für
Vertriebene- und Flüchtlinge), podkreślając,
że jej zdaniem „Wrocław nadal pozostaje
częścią Niemiec”.
Po drugiej stronie niemiecko-niemiec-
kiej granicy film Neven-du Monta i dys-
kusję o nim obserwowano z dużym zain-
teresowaniem (w archiwum Stasi
zachował się pisemny opis filmu). W Pol-
sce zamieszanie wokół dokumentu śle-
dzono z jeszcze większą uwagą. Marian
Podkowiński, korespondent w Bonn,
przedstawił czytelnikom główne zarzuty
pod adresem filmu o Wrocławiu. Niewąt-
pliwie wzburzenie i zapalczywość jego kry-
tyków odpowiadały polskiej linii propa-
gandowej. W konkluzji Podkowiński
napisał: „Rozprawę z pomstującymi poli-
tykami odwetu pozostawiamy telewizji
hamburskiej i autorom reportażu o Wroc-
ławiu. Mają tę przewagę nad Krügerem
[przewodniczący BdV – przyp. K.R.], iż
oni widzieli polski Wrocław, podczas gdy
szef rewizjonistów nadal, jak się okazuje,
żyje w sferze fikcji”.
Brak oficjalnych stosunków dyploma-
tycznych między Polską a Republiką Fe-
deralną Niemiec od połowy lat 50. XX
wieku nie oznaczał całkowitej izolacji.
Dziennikarze obu krajów należeli do
pierwszych nieoficjalnych ambasadorów.
Odpowiadali na wzrost zainteresowania
Polską i RFN, jakie można było zaobser-
wować w obu społeczeństwach. Informo-
wali na bieżąco o kraju sąsiada i czynili to
w zróżnicowany sposób. Z biegiem lat do
tradycyjnych mediów, jak prasa czy radio,
doszła także telewizja. Często do Polski
przyjeżdżali również młodzi dziennikarze,
jak Jürgen Neven-du Mont, którzy nie szu-
kali potwierdzenia stereotypowych wyob-
rażeń o sąsiedzie, lecz interesowali się
współczesną Polską, codziennością jej
mieszkańców. Choć później ich rola zos-
tała przesłonięta przez inne, bardziej spek-
takularne wydarzenia, jak na przykład list
biskupów polskich z 1965 roku czy gesty
polityczne znanych polityków, to warto pa-
miętać o tych pionierskich wysiłkach. Ich
celem było podważanie uprzedzeń i ste-
reotypów oraz twierdzeń propagandowych
poprzez stawianie nieoczywistych pytań
i rzetelną informację.
Krzysztof Ruchniewicz
historyk, profesor w Instytucie Historycznym
Uniwersytetu Wrocławskiego, dyrektor
Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich
im. W. Brandta Uniwersytetu Wrocławskiego.