Content uploaded by Piotr Bogalecki
Author content
All content in this area was uploaded by Piotr Bogalecki on Nov 12, 2020
Content may be subject to copyright.
Literaturoznawstwo jako roz-twarzanie.
Problem podwójnego autorstwa w tekstach
Tadeusza Rachwała i Tadeusza Sławka
ABSTRACT. Bogalecki Piotr, Literaturoznawstwo jako roz-twarzanie. Problem podwójnego autor
stwa w tekstach Tadeusza Rachwała i Tadeusza Sławka [The literary science as de-facement.
Problem of double authorship in Tadeusz Rachwał and Tadeusz Sławek's texts]. „Przestrzenie
Teorii" 7, Poznań 2007, Adam Mickiewicz University Press, pp. 31-46. ISBN 978-83-2321 77-2-5.
ISSN 1644-6763.
The essay is an attempt of rethinking a mode of authorship in literary science discourse of
Tadeusz Rachwał and Tadeusz Sławek. Their texts is being compared w ith G. Deleuze and
F. Guattari's method of collective w riting and interpreted according to theories of J. Derrida, P. de
Man and M. Foucault. Rachwał and Sławek's strategy of double authorship (which is not the
same as traditional co-authorship) underlines the impossibility of recognition who is speaking in
the text; therefore their collective books may be understood as a kind of performing theses which
they contain (e.g. connected with poststructuralist "death of author" or a poet and God's mystical
co-writing). Furthermore, double authorship leaves its marks on structure of text. We can see a lot
of techniques which make Rachwał and Sławek's texts more complicated, e.g. fragmentary style
of writing, using different types of typography and even creating an elements of visual poetry.
These experiments and a new way of these texts' being in academic public sphere make them
rather ethical than scientific - the ethic qualities and poetic function seem to be more important
than the science typical cognitive functions. Because of unceasing underlining a linguistic aspect,
the texts of Rachwał and Sławek may be read as examples of rhetorical type of ethic criticism.
Not only do they ask about a significance of primary ethical ideas like friendship, com munity or
responsibility, but also about an existence of category of author in literary studies after linguistic turn.
Roz-poczęcie, czyli o roz-mawianiu przy roz-wiązaniu
Biorąc pióro do ręki, zdaliśmy sobie sprawę, iż dyskurs nie jest łatwym przecho
dzeniem od linijki do linijki, uniemożliwiającym ogląd pewnej kształtnej, jasno
oświetlonej całości; lecz niepostrzeżenie musi prowadzić do „niezupełnie kon
trolowanych” poruszeń dłoni, do pisma „o brzydkim charakterze”, do złamania
„prostych linii” i marginesów (do „bazgraniny” - scribble - pióra Sterne’a na
stronicach Tristra ma Sh andy). Stąd wywód niniejszej książki nieustannie za
łamuje się, dopuszcza głosy skądinąd, urywa się I...]1.
Kształt dyskursu literaturoznawczego Tadeusza Rachwała i Tade
usza Sławka jest efektem pracy dwojga rąk trzymających jedno pióro.
1 T. Rachwał, T. Sław ek, Sfera szarości. Studia nad literaturą i myślą osiemnaste
go wieku, Katowice 1993, s. 7.
31 Literaturoznawstwo jako roz-twarzanie
We wstępie do jednej z ich wspólnych książek, Sfery szarości - w miejscu
szczególnie uprzywilejowanym, jeśli idzie o sygnały metaliterackości -
nie mógł znaleźć się językowy lapsus: „biorąc pióro do ręki, zdaliśmy
sobie sprawę...”. Taniec pióra po papierze nie może iść gładko, jeśli
trzymają je dwie osoby: prowadzone jest ono raz przez jednego, raz przez
drugiego, w roz-stępie, a momentami nawet w roz-kłusie, roz-kłuwają-
cym niczym Nietzscheański młot - jak chcą autorzy -„solidność oświece
niowej konstrukcji bytu”2. Taki szalony taniec, w którym nikt nie prowa
dzi, nie może przypominać walca czy menueta - w innej części wstępu do
Sfery szarości czytamy: „Interesuje nas dyskurs ciemny, próba porozu
mienia się nie między dwoma dżentelmenami, lecz między jednostką
a aniołem, człowiekiem a Bogiem”3. Fakt, że Rachwał i Sławek piszą
swoją książkę tak, by nie przypominała ona dialogu „dwóch dżentelme
nów” jest o tyle znaczący, że autorzy doskonale zdają sobie sprawę z jego
dobrodziejstw: „Prowadząc dyskurs (pamiętajmy o popularności dialogu
jako formy wypowiedzi filozoficznej w osiemnastym wieku), mogę dać
odpór spotwornieniu i obłędowi”4. Skoro zaś mimo tego nie są dialogiem
zainteresowani, godzą się tym samym na „potworność” swoich tekstów i
siebie samych jako autorów: „człowiek staje się monstrualny, mówi bo
wiem nieczysto i niewyraźnie, bełkocze i gulgocze”5.
Pozwoliłem sobie roz-począć od fragmentu jednej tylko książki Ra-
chwała i Sławka6, zawiera on bowiem jedną z najciekawszych wykładni
ich interesującej i unikatowej w naszym literaturoznawstwie (a i nie tak
częstej w ogóle) strategii podwójnego autorstwa. Powiedzmy na wszelki
wypadek: nie ma ono wiele wspólnego z pracą zespołu badaczy nad wy
branym zagadnieniem, a równie daleko jest mu do takich gatunków ob
darzanych od pewnego czasu funkcją poznawczą i z tego powodu możli
wych jako literaturoznawcze, jak wywiad, konferencja czy dyskusja.
W nich bowiem, choć publikację może sygnować kilka nazwisk, każda
2 Tamże.
3 Tamże.
4 Tamże, s. 139.
5 Tamże.
6 Oprócz niej wymienić należy: T. R achw ał, T. Sław ek, M aszyna do pisania. O de-
konstruktyw istycznej teorii literatury Jacques’a Derridy, Warszawa 1992 oraz D. Jarrett,
T. Rachwał, T. Sław ek, Geometry, Winding Paths and the Mansions of Spirit. Aesthe-
tics of Gardening in the Seuenteenth an d Eighteenth Centuries, Katowice 1997. Pozostałe
wspólne książki Rachwała i Sławka podzielone są na „osobne” teksty (sygnowane po
jedynczymi nazwiskami), choć i one zawierają interesujące eksperymenty wymierzone
w problem autorstwa tekstu literaturoznawczego (zob. np. Aneks do: Tekst, (czytelnik),
margines, red. W. Kalaga, T. Sławek, Katowice 1988, s. 184-220, nawiązujący swą budową
do dramatu, w którym każdy autor odgrywa przypisaną mu „rolę tytułową”, np. Rachwał
jest „Tekstem”, a Sławek „Nawiasem”).
Piotr Bogalecki
osoba wypowiada się w swoim imieniu, natomiast w wypadku książek
Rachwała i Sławka nigdy nie jesteśmy pewni, kto mówi - wiemy jedynie,
że fragment, który czytamy, został napisany. „Roz-poczynając” wejściową
intuicję m etaautorską od słów „Biorąc pióro do ręki, zdaliśmy sobie
sprawę...”, autorzy biorą „roz-brat” z tradycyjnie pojmowaną kategorią
autora jako jednostkowej przyczyny sprawczej tekstu. Gest ten powtórzy
Sławek dwa lata później, we wstępie do Literary voice. The calling of
Jonah, książki napisanej na identycznych zasadach „podwójnego autor
stwa” z Donaldem Weslingiem:
Our focal idea about literary voice has found one example in our own work.
Collaborating as a method ofwriting underlines, indeed exaggerates, the impos-
sibility of knowing who is speaking. Since our defmition of literary voice is the
impossibility of knowing who is speaking, we hope to have performed what we
have defined7.
Niemożność identyfikacji „głosu” mówiącego do nas przez pismo ce
chuje każdy tekst; czy w takim razie „podwójne autorstwo” Rachwała
i Sławka czy też Weslinga i Sławka nie jest jedynie kolejną manifestacją
tego dobrze znanego faktu? Mogłoby tak być, ale skoro performance ce
chować ma niepowtarzalność, zbyt monotematyczny byłby performer ze
Sławka: współautora nie tylko czterech „podwójnych książek”, ale i paru
płyt, w których na podobnych zasadach jego głos „roz-mawia” z kontra
basem Bogdana Mizerskiego8. Zwróćmy więc uwagę na coś innego,
o czym wyraźnie mówi wstęp do Sfery szarości, a mianowicie na moment
niezupełnie kontrolowanych poruszeń dłoni”. Można by odpuścić i nie
zastanawiając się, czyja ręka im ulega, skonstatować, że istotniejsza jest
powstała w ten sposób trudna w lekturze „bazgranina” (termin ten od
syła nas do fascynacji Rolanda Barthes’a, dla którego każde pisanie sta
nowiło rodzaj „bazgrania”, podobnego raczej malarstwu niż mowie).
Można jednak tak odpowiedzieć na pytanie płynące ze wstępu: „niekon
trolowane poruszenia” muszą być skutkiem owego wspólnego sięgnięcia
po pióro, od początku budzącego nasze zdziwienie. Mówiąc inaczej:
kształt dyskursu Rachwała i Sławka rozpatrywany być powinien jako
element strategii podwójnego autorstwa. Czytając w ten sposób, wycho
7 D. W eslin g and T. Sławek, Literary voice. The calling o f Jonah, State University
of New York Press, Albany 1995, p. x.
8 Wszystkie wydane jako CD w wytwórni B. Mizerskiego „Off-records”: De-konstruk-
cje. Trzy eseje na głos i kontrabas (1998), Podróż mistyczna z N ysy do Barda Śląskiego
(2000), Rzeczy/Teraz (2001), Żaglowiec Nietzsche (2002). Para Sławek-Mizerski występo
wała ponadto z innymi projektami o podobnym charakterze, z których wymienić należy
ostatni - Drzewo aniołów. Życie, śmierć Williama Blake'a (premiera: 24 V 2006) - gdzie do
recytującego głosu i dźwięku kontrabasu dołączył sopran J. Kościuszczyk-Jędrusik oraz
instalacja wideo Ewy Sataleckiej.
33 Literaturoznawstwo jako roz-twarzanie
dząc z tekstu na okładkę książki opatrzoną podwójną sygnaturą, podej
mujemy się niełatwego zadania połączenia porządku tekstu z rzeczywi
stością pozatekstową - instytucją, która umożliwiła i w odpowiedni spo
sób usankcjonowała podwójne autorstwo. Jak mniemam, lektura taka
wpisuje się do pewnego stopnia w granice postulowanej przez Danutę
Ulicką „antropologii literaturoznawstwa”, dla której projektu przypadek
tekstów Rachwała i Sławka stanowić może inspirujące wyzwanie9.
Jeśli jednak amorficzność tego literaturoznawstwa (o której więcej
za moment) jest zamierzona, musi pociągać za sobą zmianę funkcji teks
tu i inaczej projektować jego teleologię. Aby powrócić do tanecznej meta
foryki: różnica między potwornym „roz-krokiem”, w jakim utknęli w tań
cu nie chcący zsynchronizować ruchów Rachwał i Sławek, a płynnym,
przeźroczystym krokiem tancerzy-dżentelmenów jest mniej więcej taka,
jak różnica pomiędzy roz-mową a z-mową10. Metafora dialogu jako tańca
wskazuje na moment pewnej przemocy, będący efektem wcześniejszej
z-mowy: taniec tylko pozornie opiera się na spontanicznym porozumie
niu, zaś w rzeczywistości, jeśli partnerka nie podporządkuje się partne
rowi, a ten nie będzie respektował określonych zasad (rytm, kroki, figury
itd.), tancerzom zaczną plątać się nogi11. Podziwiając strukturę dialogów
9 Zob. D. U lick a, Funkcja poznawcza „literatury” i „wiedzy o literaturze” (tezy do
przyszłej antropologii literaturoznawstwa), „Teksty Drugie” 2005, nr 5.
10 Zdaję sobie sprawę, że prowadząc wywód w tę stronę, nie sposób wyczerpać bogatej
problematyki związanej z pojęciem „dialogu” i kwestią „dialogiczności”. Należałoby ko
niecznie zwrócić się do samego Platona i znanego rozróżnienia na maieutykę i elentykę
(zob. np. I. Krońska, Sokrates, Warszawa 1985, s. 84-94), jednak na tym tle z-mową
rozpoznać można zarówno w jednej, jak i w drugiej, zaś roz-mowa byłaby rodzajem afir-
macji negatywności postępowania elentycznego i związanej z nim ironii. Bardziej przy
datne byłoby tu przywołanie myśli Michaiła Bachtina, wychodzącej od (później zmodyfi
kowanego) rozróżnienia na „dialog filozoficzny”, w którym „wielość głosów jest jednak
tłumiona przez ideę” i na „dialog Dostojewskiego”, na którego postać wpłynęły „dialog
Hioba oraz dialogi niektórych ewangelistów” (nie na darmo Rachwał i Sławek piszą więc
o „próbie porozumienia się między jednostką a aniołem”). Tak jak w analizach Bachtina,
roz-mowy autorów Sfery szarości „zmierzają do rozpisania tematu na wiele różnych gło
sów”, „o żadnej syntezie nie może być mowy”, a chodzi raczej o „zderzenie wzajemnego
oddziaływania głosów na siebie” (M. B achtin , Z rozdziału „Dialog u Dostojewskiego”
(1929), w: tego ż, Estetyka twórczości słownej, przeł. D. Ulicka, Warszawa 1986, s. 282-
283). Niewątpliwie postać Bachtina w dużej mierze wpłynęła na koncepcję podwójnego
autorstwa Rachwała i Sławka (dość wspomnieć, że Bachtin wraz z Wołoszynowem i Mied-
wiediewem poprzedzają ich na tym polu), jednak sami autorzy rzadko odwołują się wprost
do jego/ich pism (częściej zaś do Deleuze’a i Guattariego, których patronat niech uspra
wiedliwi mnie z prób „tworzenia pojęć”, takich jak powyższe powołanie do życia „z-mowy”).
11 Pisze Gadamer, że taki typ rozmowy, który pozwoliłem sobie tutaj nazwać „z-mo-
wą”: „traci życie w momencie, gdy ten drugi nie nadąża i zamiast odpowiedzieć musi zapy
tać: Czy możesz powiedzieć to jeszcze raz? Wówczas kończy się charakterystyczny, niemal
tanecznie lekki krok, jakim rozmowa spontanicznie się porusza, gdy sprzyjają jej wiatry”.
Piotr Bogalecki 34
filozoficznych, nie możemy nie zauważać, że są one ukierunkowane i słu
żą skutecznej prezentacji prawdy, którą filozof zna już przed wysłucha
niem argumentów interlokutora. W tak rozumianym dialogu „Sokrates
pyta tylko dlatego, że zna odpowiedź, i słucha tylko dlatego, że wie”12,
a dialog nie polega na spotkaniu dwóch indywidualności, ale na stopie
niu horyzontów, po którym wszystko musi iść już gładko, tanecznym
krokiem.
Tymczasem wielkość Sokratesa polega na tym, że uprawiając dialog
(uprzednio zmówiwszy się z sam jon sobą, co do swoich celów i tylko dzię
ki temu mogąc uprawiać go jak uprawia się pole - systematycznie i pla
nowo), potrafi zająknąć się i roz-począć roz-mowę. Roz-mowa zaś idzie
jak po gruzie, prowadzi do roz-padu wyobrażeń i przekonań, z jakimi
podchodzą do niej rozmówcy, odżywiają ruch odśrodkowy, nigdy nie daje
wyniku - jest wiecznym roz-ruchem, a zniecierpliwieni kibice nie docze-
kują się inaugurującego mecz gwizdka, po którym wszystko musi już dać
się sprowadzić do trzech ewentualności: zwycięstwo, porażka, remis. Nie
godzący się na jednoznaczne rozstrzygnięcia, roz-kraczeni w swych roz
ciągających ćwiczeniach, Rachwał i Sławek uważnie wsłuchują się
w głosy innej, grającej w jednej drużynie pary, równie usilnie zwalczają
cej pstrą gadaninę. Deleuze i Guattari piszą wprost:
Filozofia brzydzi się dyskusjami. Ma coś innego do zrobienia. Debatowanie jest
dla niej nieznośne, bynajmniej nie dlatego że jest ona zbyt pewna siebie; prze
ciwnie, to właśnie niepewność wiedzie ją na inne, bardziej samotne drogi13.
Roz-pędziwszy się, Deleuze i Guattari „wbiją bramkę” Sokratesowi:
W rzeczywistości Sokrates stale uniemożliwiał jakąkolwiek dyskusję, zarówno
w ścisłej formie agonu pytań i odpowiedzi, jak również w pojemnej formie rywa
lizacji mów. Przyjaciela zamienił w przyjaciela jednego pojęcia i to zdecydowanie
monologicznego, eliminującego stopniowo wszystkich rywali14.
Zawieszając początek „monologicznej” rywalizacji, jaką łatwo stać się
może zarówno mecz, dialog, jak i prezentacja badawczego dorobku, roz
budowując przestrzeń umożliwiającą dystans, a dzięki niej roz-suwając
się i rezygnując z utopijnego dążenia do osiągnięcia pozbawionego ele
mentu przemocy konsensusu - dają Rachwał i Sławek świadectwo przy
Zob. H.G. Gadamer, Wiersz i rozmowa. Rozważania nad próbką tekstu Ernsta Meistra
(1988), w: tegoż, Poetica, przeł. M. Łukaszewicz, Warszawa 2001, s. 131.
12 M.P. Markowski, Słuchanie i nierozumienie, w: tegoż, Pragnienie i bałwochwal
stwo. Felietony metafizyczne, Kraków 2004, s. 157.
13 G. D eleuze, F. G uattari, Co to jest filozofia? (1991), przeł. P. Pieniążek, Gdańsk
2000, s. 37.
14 Tamże.
35 Literaturoznawstwo jako roz-twarzanie
jaźni, którą Deleuze i Guattari nazwaliby „wielogłosową”, a której kształt
-ja k uczy zakończenie znanego tekstu Derridy - „może się zapowiadać,
taka jest konieczność, za każdym razem, gdy chodzi o narodziny, tylko
w postaci niepostaciowej, w bezkształtnym, niemym, niemowlęcym i bu
dzącym strach kształcie potworności”15. Roz-poczynając pisanie,
Rachwał i Sławek nie zwiastują żadnego innego narodzenia: pisząc na
wstępie o „bazgraninie”, „nierównym rytmie” pisma, „złamaniu prostych
linii”, otwierają się na to, co „budzi strach” (zdecydowanie woleliby So
kratesa potwornego z monstrualnym nosem i uszami niż Sokratesa z je
go zacnego marmurowego wizerunku reprodukowanego w podręczni
kach). „Postacią pojęciową”16 autora ich tekstów jest monstrum: jak ina
czej bowiem nazwać coś obdarzone czterema rękoma, dwiema głowami
i jednym piórem? Roz-poczynając pisanie, Rachwał i Sławek poczynają
potwora, a miejscem, w którym przyjmują ten trudny poród, miejscem
oczekiwania na roz-wiązanie (więzów z-mowy), są oni sami.
Roz-dziawianie, czyli roz-prawa o metodzie
Nie rozmawiajcie ze sobą, nie rozmawiajcie tylko ze sobą; niech w każdej roz
mowie jest coś, co nie jest wami, co nie zna chłodnego zajazdu waszej gramatyki,
coś, co bełkocze, ślini się, coś, co umiera z rozdziawionymi ustami. Coś, co jest
głodne17.
Wejścia do Księgi strzegą cztery milczące postacie spoglądające
z wysokich postumentów. Twarde słowa jednego ze Strażników, zastygłe
w kamiennej nieodwołalności, proklamują zniesienie „obowiązku łama
nia sobie głowy nad tym, co właściwie myśli autor filozoficzny, piszący
stylem niejasnym”, głosząc: „Odgadywanie jego myśli tylko wtedy przed
stawiać będzie rzecz godną wysiłku, jeśli skądinąd nabyliśmy przekona
nia, że myśli jasno, że więc niejasność stylu pochodzi w danym wypadku
ze skażenia tekstu albo z pośpiechu w spisywaniu dzieła. Jeżeli nie ma
my tego przekonania, wtedy możemy spokojnie przyjąć, że autor nie
umiejący myśli swych wyrazić jasno nie umie też myśleć jasno, że więc
15 J. Derrida, Struktura, znak i gra w dyskursie nauk humanistycznych (1966), w:
tegoż, Pismo i różnica, przeł. K Kłosiński, Warszawa 2004, s. 504.
16 W koncepcji Deleuze’a i Guattari’ego postacie pojęciowe „ukazują absolutne teryto
ria, deterytorializacje i reterytorializacje myślenia” (tychże, Co to jest..., s. 79), pełnią
więc rolę uprzednią wobec autora, stąd „postać pojęciowa nie jest przedstawieniem filozo
fa, wręcz odwrotnie: filozof to tylko osłona głównej postaci pojęciowej i wszystkich pozo
stałych, które są orędownikami, prawdziwymi podmiotami jego filozofii” (tamże, s. 73-74).
17 T. Sław ek, Podróż czterech mężów z Nysy do Barda Śląskiego, Pszczyna 2000, s. 22.
Piotr Bogalecki 36
myśli jego nie zasługują na to, by silić się na ich odgadywanie”18. Idąc za
słowami filozofa, musielibyśmy rzucić w kąt książki Rachwała i Sławka:
niejasność ich stylu nie pochodzi ani ze „skażenia tekstu” (jak pamięta
my, sami autorzy skazują swoje dzieło na „bazgraninę”), ani z „pośpiechu
w spisywaniu” (autorom przyświeca raczej Nietzscheański postulat
„przeżuwania”), a jednak ostatnią rzeczą, jaką można powiedzieć o ich
książkach, jest ,jasność” stylu. Mamy tu do czynienia z najbardziej wy
razistym w naszym literaturoznawstwie zespołem technik „zaciemniają
cych” przekaz.
W cytowanej już Sferze szarości autorzy używają co najmniej ośmiu
kombinacji czcionek i odstępów, paru rodzajów wcięć, przynajmniej czte
rech sposobów cytacji oraz takich skierowanych przeciw lineamości teks
tu technik jak prowadzenie wywodu w dwóch równoległych kolumnach
czy inkrustowanie tekstu ramkami z cytatami, często bardzo luźno zwią
zanymi z tekstem głównym. Czasami część tekstu „wystaje” poza nie,
a prawie zawsze ramki roz-bijają całości zdaniowe tekstu głównego za
miast sytuować się po kropkach lub pomiędzy akapitami19.
Wizualne zróżnicowanie poszczególnych partii tekstu cechuje także
książkę Geometry, Winding Paths and the Mansions of Spirit... z 1997
roku, napisaną we trójkę z Davidem Jarrettem , zaś w wydanej najwcześ
niej (w 1992) Maszynie do pisania również znaleźć można ramki-dygre-
sje, cytat z Derridy umieszczony został już na stronie tytułowej, zaś na
końcu rozczłonkowane nazwisko filozofa wprzęgnięte zostało w rodzaj
gry, którą nazwać moglibyśmy poezją konkretną. Są to zabiegi o tyle
ważne, że nieprzypadkowe i jak się wydaje - w istotny sposób wpływają
ce na przekaz20. To roz-pisanie „materialnej strony’ tekstów Rachwała
18 K. T wardowski, O jasnym i niejasnym stylu filozoficznym (1919), w: te goż, Wy
brane p ism a filozoficzne, Warszawa 1965, s. 348. Fragment umieszczony na „Kolumna
dzie Filozofów” w gmachu Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie.
19 Wszystko to jest, rzecz jasna, Derridiańskiej proweniencji, by przypomnieć Glas -
książkę ważną dla pomysłu podwójnego autorstwa także z powodu jej pozornej „dwugło-
sowości” (Hegel, Genet), a w istocie „trójgłosowości” (Derrida), a nawet „wielogłosowości”
(cytaty, przytoczenia etc.). W interpretacjach Glas pojawia się stanowisko uznające tek
stową - by pozostać już przy tym słowie - „bazgraninę” za kolejny „podmiot” tej książki,
a więc za kolejnego partnera „roz-mowy”. Rzeczywiście, „materialność” pisma nie jest dla
Derridy (jak również dla Rachwała i Sławka) jedynie narzędziem, ale przede wszystkim
koniecznością (do czego jeszcze powrócimy). O roli typografii por. w Glas: „Through the
structure of two columns, the interruptions into the columns, the different print sizes and
styles, the parenthesized inteijections and rem(a)inders, it is the textual surface, the
textuality of the text, which becomes the subject of this text as much as Hegel, or Genet,
or Derrida”. J. Bran nigan, We have nothing to do with the literature: Derrida and Sur-
realist Writing, w: The French Connections of Jacąues Derrida, ed. J. Wolfreys, R. Rob-
bins, J. Brannigan, New York 1999, p. 60.
20 Zob. T. Sław ek, Między literami. Szkice o poezji konkretnej, Wrocław 1989.
37 Literaturoznawstwo jako roz-twarzanie
i Sławka skorelowane jest z charakterystycznym wewnętrznym napię
ciem stylistycznym, pozwalającymi na łatwą identyfikację ich książek na
tle innych opracowań literaturoznawczych. (Nie miejsce tu na dokład
niejszą analizę wyrazistego stylu Rachwała i Sławka, z pewnością jed
nak wiedzą oni, że styl „powinien być więcej niż jeden. Przynajmniej dwie
ostrogi - wówczas się opłaci”21). Rozpatrywany w tym świetle pomysł
podwójnego autorstwa jawić się może jako jedna z wielu technik służą
cych roz-warciu neopozytywistycznej formuły tekstu literaturoznawczego
(czy szerzej: naukowego), którą - nie wiedzieć do końca czemu - uzna
liśmy za obligatoryjną.
Nie dosyć na tym: dom tekstu, którego granice zakreśla język, okazu
je się być „chłodnym zajazdem gramatyki”; stąd postulat Sławka - we
dług którego w każdej rozmowie powinno znaleźć się „coś”, co, choć głod
ne, od tego zajazdu woli trzymać się jak najdalej - daje się czytać jako
postulat poszukiwania wyjścia z tekstu. Skoro jednak wiemy, że takiego
wyjścia nie ma lub przynajmniej, że nie znaleźliśmy go do tej pory, jedy
nym sposobem na naruszenie murów „więzienia” gramatyki jest próba
oddania temu „czemuś” głosu. Sławek nie ma jednak wątpliwości, że owo
„coś” nie jest dobrym mówcą („bełkocze, ślini się”), a nawet więcej: że
przywołanie tego „czegoś” jest przywołaniem śmierci („umiera z rozdzia
wionymi ustami”). A jednak przywołuje, a „ono” zjawia się rzeczywiście
w postaci językowego widma: w postaci cytatu, parafrazy, aluzji (poemat
„Podróż czterech mężów z Nysy do Barda Śląskiego”, z którego pochodzi
omawiany fragment, prawie w całości utkany jest z parafraz tekstów
Blake’a, Angelusa Silesiusa, Swedenborga i Bóhmego; podobną struktu
rę mają książki Rachwała i Sławka).
Chciałbym zwrócić tu uwagę na dwie kwestie. Pierwszą z nich jest
szczególna rola słów obcych w tekstach Rachwała i Sławka, które rzadko
kiedy w przejrzysty sposób służą prezentowanej tam argumentacji. Czę
ściej wydają się one jeszcze bardziej komplikować sprawę: „roz-łamując”
porządek wywodu (taka jest rola wspomnianych ramek z cytatami), pro
wadzą do „roz-dziawiania ust” jego autorów, którzy muszą zawiązywać
„roz-erwany” w ten sposób splot myśli na nowo. Można widzieć przyczy
nę tego permanentnego „roz-rywania” właśnie w podwójnym autorstwie:
żaden z autorów nie jest ani przez chwilę „sam”, drugi nie opuszcza go
ani na krok i w każdej chwili zaprosić może do tekstu nowego kłopotli
wego gościa; zasadą funkcji autora u Rachwała i Sławka byłaby więc
Derridiańska gościnność, do której zresztą wielokrotnie się oni odwołują.
Drugim wartym namysłu momentem jest sam gest przywoływania cze
21 J. D errida, Ostrogi. Style Nietzschego (1978), przeł. B. Banasiak, Gdańsk 1997, s. 86.
Piotr Bogalecki 38
goś, co - jak wiemy - przynosi śmierć lub nawet jest śmiercią samą,
a w którym to geście nie możemy nie rozpoznać prozopopei. Nie możemy
zapomnieć też, że de Man łączy ją z autobiografią, na co „wskazuje wy
raźnie etymologia nazwy tego tropu, prosopon poien, przydawać maskę
lub oblicze (proposon)”22. Czytając artykuł de Mana, Rachwał i Sławek
wydobywają z niego myśl: „różnica między mową pogrzebową a autobio
grafią nie tylko nie istnieje, ile jest niedecydowalna (undecidable)”23.
Jeśliby chcieć wyczytać z tekstów Rachwała i Sławka jakąś naukę doty
czącą ich metody, przydatna mogłaby okazać się ucieczka w parafrazę:
różnica pomiędzy ich literaturoznawstwem a autobiografią nie tyle nie
istnieje, ile jest niedecydowalna.
Chcąc rozpatrywać podwójne autorstwo i strukturę tekstu łącznie,
jako pewną strukturę, natrafiamy na paradoks przypominający działa
nie prozopopei („nadawanie i pozbawianie oblicza, twarz i od-twarza-
nie”24). Stawką strategii Rachwała i Sławka jest zacieranie autorstwa,
a jednak autorski idiom tak bardzo manifestuje się na płaszczyźnie sty
lu, kompozycji i „materialności” książki, że nie sposób wziąć go w na
wias. Napięcie to ujawnia charakter gry, jaką prowadzą Rachwał i Sła
wek. Polega ona na „roz-twarzaniu” instancji autora (stąd nadwątlanie
prawa linearności, brak wyrazistych, jasno-wykładalnych tez, mnogość
cytatów i parafraz, nie zawsze określonego wprost pochodzenia itp.) i au
torytetu (skomplikowanie mechanizmu identyfikacji ustaleń badawczych
z osobą badacza, komplikacja prawa odpowiedzialności za słowo, praw
autorskich czy sposobu cytowania i odnoszenia się „do”, inna ranga „my”
tekstu naukowego itd.) przy jednoczesnym nadawaniu powstającym tek
stom łatwo identyfikolwanych znamion „autorskości” (tutaj wszystko, co
składa się na ich styl, łącznie z zabiegami wizualnymi, a także z takimi
cechami literaturoznawczego „idiolektu”, jak obsesyjne powracanie do
tych samych autorów, ze strony Sławka przede wszystkim do Blake’a,
Thoreau i Nietzschego), a więc przemieszczaniem owej „twarzy” na inny
poziom (stąd mówię nie o od-twarzaniu, ale o roz-twarzaniu, w którym
zawarty jest ruch nowego roz-mieszczania „twarzy”).
Mechanizm ten wzywa do uważniejszego przyjrzenia się tekstom
Rachwała i Sławka; być może „podwójne autorstwo” jest znaczące nie
tylko jako manifestacja praw dekonstrukcji, ale również jako próba kre
acji innej formy modalności tekstu literaturoznawczego? Wydaje się, że
do tej pory nie podjęto zmierzającej w tym kierunku refleksji nad po
22 P. de Man, Autobiografia jako od-twarzanie (1979), przel. M.B. Fadewicz, „Pa
miętnik Literacki” LXXVII 1986, z. 2, s. 314.
23 T. Rachw ał, T. S ławek, Sfera..., s. 56.
24 P. de Man, Autobiografia..., s. 314.
39 Literaturoznawstwo jako roz-twarzanie
dwójnym autorstwem, traktując je przede wszystkim właśnie jako
„przyjęcie pisarskiej strategii” Derridy25. Stąd M.P. Markowski zamknąć
mógł całą kwestię w nieco ironicznym nawiasie: „[...] Tadeusza Sławka
i Tadeusza Rachwała (których dalej, nie będąc do końca świadom, gdzie
między nimi przeprowadzić granicę, nazywać będę Sławkiem Rachwa-
łem)”. Wykorzystując deminutywność nazwiska Tadeusza Sławka i su
gerując odczytywanie go jako zdrobnienia imienia Sławomir (na tym
polega ochrzczenie autorów nowym imieniem „Sławek Rachwał”), Mar
kowski zagłaskał jednak potwora, czyniąc z niego maskotkę26. Gest ten
jest o tyle znaczący, że dotyczy także zawartości Maszyny do pisania,
którą Markowskiemu zbyt chyba łatwo udało się przeciwstawić komen
tarzom Bogdana Banasiaka, wpisując je w parę opozycji, tudzież sche
matów dyskursywnych. Jeśli autor - to imię (choćby zdrobnione) i na
zwisko; jeśli u Banasiaka teksty Derridy są „filozoficzne” - to dla Sławka
Rachwała muszą być one „literaturą”. Nie miejsce tu na wikłanie się
w spory o interpretację pisarstwa Derridy; chciałbym jedynie zwrócić
uwagę, że fakt istnienia „ostentacyjnie wybranej” podwójnej sygnatury
autorskiej domaga się bycia wziętym pod uwagę, jeśli chodzi o interpre
tację tekstu ustanowionego w ten sposób. Oznacza to mniej więcej tyle,
że porządek dyskursu Maszyny do pisania zawłaszczył również instytu
cjonalną sferę książki - problem autorstwa jest w dużej mierze proble
mem politycznym i, jak powiada Foucault, wziął się z konieczności
prawnego rozwiązania kwestii odpowiedzialności na napisane słowo27 -
a więc, że Maszyna generuje inną modalność istnienia tekstu literaturo
znawczego niż typ tekstu autorskiego, do którego jesteśmy przyzwycza
jeni. Pisze Foucault: „Sposób, w jaki [wypowiedzi - P.B.] odnoszą się do
relacji społecznych, jest o wiele bardziej widoczny w grze funkcji autora
i jej przekształceniach niż w zawartych w nich tematach i pojęciach”28.
Gra, w którą grają Rachwał i Sławek powinna być odczytywana tak
że w tym świetle: lektura nie może ograniczać się do podejmowanej w ich
książkach tematyki, ale musi być także społeczna, czy też - jeśli wolimy
25 T. Kom endant, Czy ujrzę postm odernizm w Warszawie?, „Res Publica Nowa”
1993, nr 9, s. 70. Cyt. za: M.P. M arkow ski, Efekt inskrypcji. Jacąues Derrida i literatura
(1997), Kraków 2003, s. 56.
26 M.P. M arkow ski, Efekt..., s. 56. Pomijam tu wcześniejszą chronologicznie recen
zję Maszyny do pisania z „Tekstów”, w której Markowski rozwijał swój koncept jeszcze
bardziej wirtuozersko, co było oczywiście przejawem zamierzonej strategii marketingowej.
27 „Teksty, książki, wypowiedzi zaczęły mieć autorów [...] w momencie, gdy autora
można było ukarać za wypowiedź, którą odbierano jako przekroczenie granic”. M. Fou
cault, Kim jest autor? (1969), przeł. M.P. Markowski, w: M. Fo ucau lt, Szaleństwo i lite
ratura: powiedziane, napisane, wyb. i oprać. T. Komendant, Warszawa 1999, s. 207.
28 Tamże, s. 218.
Piotr Bogalecki 40
- polityczna czy ideologiczna. Sporo zawdzięczając przemianom kulturo-
wo-społecznym drugiej połowy XX wieku (czego znakiem są ich długie
włosy, „młodzieżowy” sposób ubierania się i zamiłowania do muzyki rock
owej), autorzy wydają identyfikować się z postawą zaprezentowaną
przez H.D. Thoreau w jego Obywatelskim nieposłuszeństwie29. Tak, jak
strategią Thoreau była próba zmiany istniejącej sytuacji politycznej nie
ludzkim sposobem, poprzez odebranie sobie przywileju głosu i swego
rodzaju regres w „zwierzęcość”, tak pomysł na literaturoznawstwo Ra
chwała i Sławka odbywa się na drodze roz-bierania wiedzy o literaturze
z „twarzy”. „Ludzkie” (zinstytucjonalizowane) literaturoznawstwo wy
raźnie tu przeszkadza i krępuje pozaetykietowe roz-kroki tańca, który
Rachwał i Sławek roz-poczęli z całą świadomością tego, że sytuują się
poza „salonem” i na peryferiach, i że próbując skonstruować nową mo-
dalność kategorii autora tekstu o literaturze, biorą w nawias swoje „za
sługi” na tym polu. Ale stawką jest możliwość „roz-dziawienia” ust, którą
to obce „coś”, funkcjonujące od kilkunastu lat w naszym literaturoznaw
stwie, ma szansę przywołać, a także (bo to kolejny aspekt tekstów Ra
chwała i Sławka) zrobić miejsce dla takiej roz-mowy o rzeczach ważnych
(ludzkich, arcyludzkich), która dzięki lekcji dekonstrukcji nie wspierała
by się na prawach opozycji i wykluczania.
Roz-twory, czyli o efektach roz-twarzania
Przyjaźń jako kontr-związek sprzeciwia się wszelkim kompromisom i koalicjom,
ale wystrzega się wojen; jest to relacja niespokojnego pokoju, konfliktu pozba
wionego znamion agresji i wojny30.
Przedmiotem literaturoznawstwa są utwory literackie. Wiemy jed
nak, że ułudą jest istnienie ontologicznej granicy pomiędzy utworem
a literaturoznawczym tekstem mu poświęconym, który w takim razie
zawsze jawić się musi jako po-twór: hybryda, na której ciele zaszczepia
się nieskończona mnogość nieskończonych odczytań możliwych dzięki
językowi31. „Roz-twarzając po-twory”, jakimi są i muszą być ich teksty,
„roz-bierając” je z tego, co nazwaliśmy literaturoznawczą „twarzą”, uzy-
29 Zob. H.D. Thoreau , Obywatelskie nieposłuszeństwo (1849), w: tegoż, Życie bez
zasad. Eseje, przeł. H. Cieplińska, Warszawa 1983, s. 195-229.
30 T. Sławek, U-bywać. Człowiek, świat, przyjaźń w twórczości Williama Blake’a,
Katowice 2001, s. 142.
31 Dla Derridy potwór to „figura złożona z innorodnych organizmów zaszczepionych
na sobie”. Cyt. z: J. Derrida, Points de suspensious. Entretiens (1992) za: M.P. M ar
kow ski, Efekt..., s. 364.
41 Literaturoznawstwo jako roz-twarzanie
skują Rachwał i Sławek pewien nowy, choć trudny do analizy, stan sku
pienia, który nazwać należałoby w tym miejscu roz-tworem. Za-sadą
powstawania roz-tworów jest roz-pisanie literaturoznawczego sztafażu
na dwa pióra lub, jeśli wolimy, na dwie ręce trzymające pióro, czyli wy
sunięcie na pierwszy plan momentu roz-mowy - owego „kontr-związku”,
w efekcie którego tekst zyskuje konsystencję roz-tworu intuicji, poglą
dów, przekonań, historii, doświadczeń i wspomnień obydwu autorów,
a w którym żadna teza nie przyjmuje „koalicyjnej” postaci „ciała stałego”.
Zamiast ruchu dośrodkowego, który ożywia każdy tekst aspirujący do
„naukowości”, mamy tu ruch odśrodkowy, który Jasności” jednoznacz
nych eksplikacji tekstu naukowego sprzeciwia się nie z zasady, ale
w imię „roz-tworu”, jaki musi zaistnieć jako efekt przyjaźni „roz-mów-
ców”. Wydaje się, że dzięki temu literaturoznawstwo Rachwała i Sławka
sytuuje się pomiędzy ekstremum idiomatyczności (eksponowaniem in
dywidualności badacza) a ekstremum instytucjonalności (uznaniem ję
zykowego, społecznego, historycznego itd. zdeterminowania wszelkich
jego poczynań). Tę pierwszą skrajność niweczy konieczność uzgadniania
jednostkowej intuicji z drugim autorem, który musi podpisać się pod
tekstem swoim nazwiskiem - aby więc nie stracić twarzy, będzie nego
cjował swoje racje i swój punkt widzenia. Determizm instytucjonalności
jest natom iast roz-bijany przez samą naturę owych negocjacji: ponieważ
nie da się pisać razem, w jednym momencie (porządek pisania, jak i po
rządek lektury, jest linearny), zawsze do głosu dochodzić będzie styl czy,
jeśli wolimy, rytm indywidualny, „poruszenia” piszącej właśnie ręki
(stąd też rozbijanie dyktatu linearności poprzez stosowanie rozmaitych
technik typograficznych). Teksty Rachwała i Sławka nie upadają w efek
cie ani w iluzję efekciarskiej oryginalności („wolno mi wszystko powie
dzieć”), ani w bezosobowość literaturoznawczej powtarzalności („nie je
stem w stanie dodać nic od siebie”).
Wprowadzenie kategorii roz-tworu wydaje się potrzebne o tyle, o ile
pozwala odróżnić strategię Rachwała i Sławka od niewątpliwie bardzo
ważnego dla nich wzorca, jakim jest pisarstwo Deleuze’a i Guattariego.
Filozoficzną podstawą wspólnego autorstwa tych drugich jest Deleuzjań-
ska krytyka strukturalizmu: „Strukturalizm zgoła nie jest myśleniem,
które znosi podmiot, ale myśleniem, które systematycznie go rozrzuca
i rozdziela, które zaprzecza tożsamości podmiotu, które go rozkłada i prze
suwa z miejsca na miejsce, ukazując podmiot nomadyczny, złożony
z ujednostkowień, ale bezosobowych, lub z osobliwości, ale przedindywi-
dualnych”32. Wskazując na niewystarczalność „pojęcia podmiotu”, które
32 G. D eleu ze, Po czym. rozpoznać strukturalizm?, przeł. S. Cichowicz, w: Drogi
współczesnej filozofii, red. M. Siemek, Warszawa 1978, s. 322. Cyt. za: M. Herer, Gilles
Deleuze. Struktury - maszyny - kreacje, Kraków 2006, s. 155.
Piotr Bogalecki 4 2
„bardzo straciło na znaczeniu na korzyść osobliwości przed-indywidual-
nych i bezosobowych indywidualności”33, Deleuze i G uattari - jak pisze
Michał Herer - „w decydującym momencie wprowadzają na scenę postać
[...] „strukturalistycznego bohatera”, jak go nazywał Deleuze. Jest on
podmiotem”, którego „ruchliwość jest niezrównana”, co „zapewnia rozpad
struktury”34. Taki punkt wyjścia umożliwia autorom Kapitalizmu i schi
zofrenii „radykalną zmianę perspektywy dotyczącej samego ujęcia pod
miotowości”, które rozwinięte zostanie w „całkowicie pozytywną i orygi
nalną koncepcję pragnienia” („maszyny pragnienia”)35. Dzięki niej mogą
oni otworzyć Kłącze prowokacyjnym: „Dlaczego zachowaliśmy nasze na
zwiska? Z przyzwyczajenia, wyłącznie z przyzwyczajenia” i wyznać: „Nie
chodziło o to, by dojść do punktu, w którym nie mówi się już „ja”, ale do
punktu, w którym mówienie bądź nie mówienie ,ja” nie ma już żadnego
znaczenia. Nie jesteśmy już sobą. Każdy rozpozna swoich. Byliśmy
wspomagani, inspirowani, zwielokrotnieni”36. Na tej podstawie kolek
tywna strategia pisarska Deleuza i Guattariego daje się rozumieć jako
działanie wymierzone w tradycyjnie pojmowaną kategorię autorstwa,
będącą przejawem „korzennego” paradygmatu podmiotowego i jego „wiąz
kowej” modyfikacji, które zastąpić należy pluralną logiką kłącza. Ta zaś
zakłada odwrót od tego, co określa się mianem „osobowego” - napisze
Deluze: „Pisanie we dwóch nie stanowi więc dla nas specjalnego proble
mu, przeciwnie. Byłby to problem, gdybyśmy byli osobami, posiadającymi
własne życie i własne opinie, decydującymi się na współpracę, dyskusję.
Kiedy powiedziałem, że Felix i ja byliśmy raczej dwoma strumieniami,
miałem na myśli to, że indywiduacja nie musi być koniecznie osobowa.
Nie mamy wcale pewności, czy jesteśmy osobami”37.
Jeśli do pewnego momentu „roz-twarzanie” Rachwała i Sławka
zgodne jest z myślą Deleuze’a i Guattariego, to różnica ujawnia się właś
nie tutaj. „Pisanie we dwóch nie stanowi dla nas specjalnego problemu,
przeciwnie” - powiadają Deleuze i Guattari, którym pisanie takie jest
„na rękę”; wobec ich zamierzenia można wręcz określić je jako „poręczne”
(filozoficznie, ideologicznie, politycznie). Natomiast Rachwałowi i Sław
kowi wspólne pisanie w dużej mierze przeszkadza: wiąże ręce, plącze,
targa, sprawia, że ich pióro bazgrze, a siła illokucyjna przekazu rozpada
33 G. D eleuze, Response a une question sur le sujet. Cyt. za: M. H erer, Gilles
Deleuze..., s. 156.
34 Cyt. G. Deleuze, Po czym rozpoznać..., s. 324-235. Cyt. za: M. Herer, Gilles
Deleuze..., s. 158.
35 M. H erer, Gilles Deleuze..., s. 162.
36 G. D eleu ze, F. G uattari, Kłącze (1980), przel. B. Banasiak, „Colloąuia Conrniu-
nia”, 1988, nr 1-3 (36-38), s. 221.
37 G. D eleu ze, Sur la philosophie. Cyt. za: M. Herer, op. cit., s. 103.
43 Literaturoznawstwo jako roz-twarzanie
się. Różnicę tę da się - w moim mniemaniu - dookreślić właśnie dzięki
metaforze roztworu. Deleuze i Guattari wycofują się z tekstu, w obrębie
którego wskazują nieskończoną mnogość działających sił, strumieni,
reakcji - umożliwiło im to przyjęcie punktu widzenia zbliżonego do per
spektywy badaczy obserwujących utworzony roztwór i działających na
niego coraz to nowymi związkami, przy czym nie może dojść do konflik
tu, ponieważ kłączu, jakim są ich teksty, wyjdzie to tylko na dobre. Na
tomiast Rachwał i Sławek „roz-tworzyli” się sami, teraz zaś toną w roz-
-tworze swoich tekstów - w takim położeniu nie sposób kooperować i ba
dać, trzeba zaś „roz-mawiać”: szukać ratunku, kłócić się, spierać, być
w konflikcie, gniewać się, ponieważ „gniew jako reakcja właściwa przy
jaźni broni ludzkości bycia”, zaś „przyjaźń jest w istotnym sensie nie
porozumieniem”38. Obserwując z zewnątrz reakcje zachodzące w roztwo
rze, nie ma się większego problemu z ich opisaniem, transkrypcją na
„odpowiedni” język, nie ma też różnicy, czy robi się to w pojedynkę czy
kolektywnie39. Ale kiedy jest się wewnątrz, język zaczyna stanowić pro
blem, traci bowiem swą „poręczność” (język jako narzędzie, jak u Hus-
serla), a staje się „uniwersalnym medium”, spoza którego nie sposób wyj
rzeć (jak u późnego Heideggera). Samo pisanie jest tu niełatwe, tym
bardziej zaś pisanie wspólne. W tym położeniu - które spowodowane jest
przyjęciem konsekwencji Derridiańskiej dekonstrukcji, nie stanowiącej
pierwszorzędnego problemu dla Deleuze’a i Guattariego - wspólne pisa
nie jawi się jako akt par excellence etyczny (tak jak zresztą, na wyższym
poziomie, uparte stawianie się w takiej właśnie sytuacji). Nie ma bo
wiem ani sensu, ani usprawiedliwienia, nie jest potrzebą, ani konieczno
ścią, nie jest również przyjemnością - może stanowić jedynie akt Derri
diańskiej odpowiedzialności. Ten moment, pociągający za sobą dalsze
różnice (tematyka, kształt tekstu, nacechowanie ideologiczne, porządek
narracji, sposób prezentacji argumentów etc.) odróżnia Rachwała i Sław
ka, starających się oddać sprawiedliwość dekonstrukcji - od Deleuza
i Guattariego funkcjonujących na innej płaszczyźnie i kreujących inne
problemy.
Tak rozumiany projekt podwójnego autorstwa Rachwała i Sławka
mógłby służyć wręcz jako model tego typu krytyki etycznej, który Danu
38 T. Sła wek , Masło i próchno! łza. Blake i filozofia przyjaźni, „Er(r)go” 2000, nr 1,
s. 67 i 69.
39 Zmienność ról „działającego” i „zapisującego” mogłaby tu być pojmowana, jak
w Deleuzjańskiej interpretacji Nietzschego, jako nieustanna przemienność perspektyw':
„Dopóki Nietzsche panował nad zmianą perspektywy, od zdrowia ku chorobie i na odwrót,
bez względu na to, jak bardzo był chory, cieszył się „dobrym zdrowiem”, co dawało mu
możliwość tworzenia”. G. D eleuze, Nietzsche (1965), przeł. B. Banasiak, Warszawa 2000,
s. 21.
Piotr Bogalecki 44
ta Ulicka nazywa „retorycznym” i wiąże z patronatem Derridy i de Ma
na, wyodrębniając go w ten sposób od w ariantu „gramatycznego”, które
mu patronują Wayne Booth i M artha Nussbaum, a który - jak słusznie
powiada badaczka - może „śmieszyć, tumanić, przestraszać”40. Charak
teryzując krytykę retoryczną i zastanawiając się na jej przyszłością, na
pisze Ulicka:
Dąży ona, by rzecz ująć w języku literaturoznawstwa, do zademonstrowania
nieusuwalności konfliktu pomiędzy podejściem idiograficznym (interpretacyj
nym) i systemowym (bliskim nomotetycznemu) - między tym, co bezwzględnie
jednostkowe, związane z niepowtarzalną sytuacją, na którą składają się jedno
krotne zdarzenia, momentalne przeżycia i unikalne sytuacje, i tym, co w owych
zdarzeniach, doświadczeniach i sytuacjach ponadindywidualne, powtarzalne,
archetypiczne. Innymi słowy - zmierza do pokazania trwałej (także w postępo
waniu badawczym) oscylacji między zdarzeniami i aktami zdeterminowanymi
a nieprzesądzonymi, oraz do jej zachowania, nie zaś opowiadania się po jednej
ze stron. Wydaje się, że od możliwości zbudowania takiego właśnie projektu za
leżą dalsze losy literaturoznawstwa etycznego, jeśli miałoby ono wprowadzić au
tentycznie nową jakość w stosunku do wcześniejszych praktyk etycznych w ba
daniach literackich41.
Czym innym, jeśli nie takim projektem jest koncepcja podwójnego
autorstwa Rachwała i Sławka? Jeśli nieudanym, to i tak warto o nim
pamiętać i wyciągnąć wnioski z ich porażki (być może nieuniknionej).
Jeśli jednak uznamy go za udany, to przyznać będziemy musieli, że jego
autorzy dokonują w nim innego roz-mieszczenia choćby takich kategorii
użytych we fragmencie powyższym, jak „to, co bezwzględnie jednostkowe”
(co jest jednostkowe w tekście wspólnym?) czy „niepowtarzalna sytuacja”
(skoro dwie osoby nie mogą pisać jednocześnie, konieczne jest tu jej po
wtórzenie), które stają się w analizie fenomenu podwójnego autorstwa nie
funkcjonalne: podwojony idiom przestaje być idiomem, reprezentowane
przez osobę współautora prawo instytucji przybiera inne oblicze, zaś tekst
przestaje być „tekstem”, bo „zmienia się modalność jego istnienia”42.
40 D. U lic ka, „Zwrot” etyczny w badaniach literackich, w: Polonistyka w przebu
dowie. Literaturoznawstwo - wiedza o języku - wiedza o kulturze - edukacja, t. I, Kraków
2006, s. 149-172. W przyp. 32 Ulicka wymienia zresztą nazwisko Sławka jako badacza,
który „wielokrotnie pisał o sprawach związanych z etyką retoryczną” (obok A. Burzyń
skiej, J. Gutorowa, M. Kwieka, M.P. Markowskiego i A. Szahaja, spośród których, jak są
dzę, Sławek realizuje retoryczny wzorzec krytyki etycznej najdłużej i najbardziej konsek
wentnie).
41 Tamże, s. 152-153.
42 M. Fouca ult, Kim jest..., s. 218. A’ propos nowych konfiguracji i perspektyw: jeśli
Glas bywa analizowane jako hipertekst, to dlaczego nie spojrzeć na problem podwójnego
autorstwa w kontekście przemian komunikacyjnych w nowych mediach?
45 Literaturoznawstwo jako roz-twarzanie
Tylko gdyby tak było, byłbym usprawiedliwiony przed Strzegącym
Wejścia do Księgi z „roz-gadania” omówienia niniejszego, z jego „roz-me-
taforyzowania” z zająkliwego roz-rywania całości słownych - które są
tyleż brzydką manierą, co roz-paczliwą próbą wpisania siebie w tekst,
wyprzedzenia Strażnika i jego końcowej kwestii: „To wejście było prze
znaczone tylko dla ciebie. Odchodzę teraz i zamykam je”43.
43 F. K afka, Przed prawem, przeł. J. Kydryński, w: te goż, Proces. Wyrok, Warszawa
1981, s. 223.
Piotr Bogalecki 46