Available via license: CC BY-SA 4.0
Content may be subject to copyright.
Wstęp
Poniższa relacja pani Grażyny Pytlak1 stanowi część szerszego projek-
tu pt. Jak „Feniks” zpopiołów. Powstanie, likwidacja iodrodzenie prasy
drugiego obiegu w województwie gorzowskim (1980–1989), realizowane-
go w2012 r., dzięki grantowi Ośrodka „Pamięć iPrzyszłość”. Głównym
celem projektu jest zbadanie i opisanie dziejów tak prasy bezdebito-
wej, jak ijej twórców oraz adwersarzy. Przedstawiony poniżej tekst jest
1 Grażyna Elżbieta Pytlak (ur. 1949 r. wPoznaniu) – absolwentka Wyższej Szkoły In-
żynierskiej wZielonej Górze. W latach 1975–1981 pracowała wZakładzie Projekto-
wania iUsług Inwestycyjnych Inwestprojekt wGorzowie Wlkp. Od 1976 r. związana
zopozycją demokratyczną, m.in. zKomitetem Obrony Robotników (KOR), którego
pisma kolportowała wGorzowie. Od września 1980 r. członek NSZZ „Solidarność”.
Związana zprasą drugiego obiegu, była m.in. redaktorem naczelnym „Solidarności
Gorzowskiej”, współpracowała także m.in. z„Feniksem” oraz „Aspektami”. Interno-
wana 13 XII 1981 r. Po 1989 r. związana zlokalną prasą iradiem. Uhonorowana od-
znaką Zasłużony Działacz Kultury, odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Od-
rodzenia Polski. Z.Syska, Grażyna Elżbieta Pytlak, [w:] Encyklopedia Solidarności
(http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Gra%C5%BCyna_
El%C5%BCbieta_Pytlak, dostęp: 9 X 2012 r.).
Wrocławski Rocznik
Historii Mówionej
Rocz nik II, 2012
ISSN 2084 –0578
Grażyna Pytlak
„Dla karteczki w kieszeni”.
Relacja gorzowskiej dziennikarki
prasy drugiego obiegu
● ● ● ● ● ●
opracowanie
Krzysztof Wasilewski
[Gorzów Wielkopolski]
218
Krzysztof Wasilewski
transkrypcją relacji, nagranej wmieszkaniu p. Pytlak w dniu 12 marca
2012 r. Pominięte zostały wnim te fragmenty, wktórych bohaterka odno-
si się do jej dalszych losów po 1989 r., kiedy kontynuowała swoją przygodę
zdziennikarstwem w prywatnej prasie iradiu. Usunięto także wtrąca-
nia na temat bieżącej sytuacji politycznej wkraju iregionie. Transkryp-
cja została poddana jedynie redakcji językowej. Zapis całej rozmowy oraz
zamieszczony poniżej fragment uzyskały autoryzację p. Grażyny Pytlak.
W latach Polski Ludowej gorzowski subregion medialny uznawany był
za jeden znajsłabiej rozwiniętych2. Mimo iż tuż po wojnie to właśnie Go-
rzów Wielkopolski stanowił główny ośrodek wydawniczy na Ziemi Lu-
buskiej, wkolejnych latach funkcję tę przejęła Zielona Góra. Stało się to
możliwe dzięki reformie administracyjnej z1950 r., wwyniku której Go-
rzów wraz z przyległymi powiatami znalazł się wgranicach wojewódz-
twa zielonogórskiego. To właśnie wZielonej Górze zlokalizowano jedyny
wregionie dziennik oraz Rozgłośnię Regionalną Polskiego Radia3. Sytu-
acja nie uległa większej zmianie po kolejnej reorganizacji województw
w1975 r.4 Chociaż więc powstało odrębne woj. gorzowskie, to opór władz
partyjnych sprawił, że dopiero pod koniec 1979 r. uzyskano zgodę na wy-
dawanie tygodnika pt. „Ziemia Gorzowska”5.
Obok „Ziemi Gorzowskiej” funkcjonowały w Gorzowie przede
wszystkim czasopisma zakładowe. Jedyny dziennik – „Gazeta Lubu-
ska” – wydawany był wZielonej Górze jako pokłosie dawnego podziału
administracyjnego. Dopiero wraz z narodzinami niezależnego ruchu
związkowego w1980 r., wmieście zaszła prawdziwa „papierowa rewo-
2 S.Dziki, Prasa Gorzowska, „Zeszyty Prasoznawcze” 1989, nr 1, s.104.
3 M. Jachimowski, Regiony periodycznej komunikacji medialnej, Katowice 2006,
s.298.
4 Gorzów Wielkopol ski stał się stolicą woje wództ wa gorzowskiego wwyn iku nowej re-
formy administracyjnej, która przewidywała utworzenie wmiejsce dawnych 16wo-
jewództw, 49 nowych. Reforma weszła wżycie zdniem 1 czerwca 1975 r. W skład
woj. gorzowskiego weszło 50 gmin i21 miast. Pod względem obszaru, województwo
zajmowało wysokie, 10 miejsce, chociaż zamieszkiwało je niespełna niewiele ponad
pół miliona osób. Por. Rozporządzenie Rady Ministrów zdnia 30 maja 1975 r. wspra-
wie określenia miast oraz gmin wchodzących wskład województw, „Dziennik Ustaw”
1975, nr 17, poz. 92; H.Bogacka, Charakterystyka demograczna województw, „Rada
Narodowa – Gospodarka – Administracja” 1976, nr 13, s.36–37.
5 K.Kunicka, B.J.Kunick i, H.Szczepański, Prasa gorzowska wlatach 1945–1985, Go-
rzów Wlkp. 1987, s.106.
219
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
lucja”. Jeszcze we wrześniu tr. ukazał się pierwszy numer „Biuletynu
Informacyjnego Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ
«Solidarność»”. W kolejnych miesiącach liczba tytułów prasowych wy-
dawanych przez Zarząd Regionu NSZZ „Solidarność” Gorzów Wlkp.,
atakże przez inne lokalne środowiska opozycyjne, stale rosła. Wiodące
gazety w regionie – „Solidarność Stilonowska” oraz „Solidarność Go-
rzowska” – z prostych biuletynów ewoluowały w stronę prawdziwej
prasy. W apogeum swojej popularności, „Solidarność Gorzowska” była
dystrybuowana w nakładzie ponad 20 tys. egzemplarzy, przełamując
tym samym monopol informacyjny strony partyjnej6. O sukcesie pra-
sy solidarnościowej świadczyły chociażby polemiki prowadzone z jej
tekstami na łamach „Gazety Lubuskiej” i„Ziemi Gorzowskiej”7. Trudno
podać dokładną liczbę tytułów solidarnościowych wydawanych wwoj.
gorzowskim. Niektóre znich, jak wspomniane powyżej posiadały profe-
sjonalne lub półprofesjonalne redakcje isprzęt drukarski. Inne powsta-
wały wysiłkiem pojedynczych osób, często przy pomocy chałupniczych
metod druku. Wśród najbardziej poczytnych tytułów do końca 1981 r.
można wymienić „Solidarność Gorzowską”, „Solidarność Stilonowską”,
a także „Wiadomości Dnia”. Wszystkie one korzystały z pewnej luki
prawnej, która zwalniała pisma zakładowe zpodlegania cenzurze, oile
przeznaczone były do „użytku wewnętrznego”8.
Rozwoju prasy drugiego obiegu nie zatrzymało nawet wprowadze-
nie stanu wojennego ipóźniejsza delegalizacja „Solidarności”9. Chociaż
6 D.A. Ry mar, Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” w Regionie
Gorzów Wielkopolski wlatach 1980–1982, Gorzów Wlkp. 2010, s.75–76.
7 Por. K.Wasilewski, Karnawał „Solidarności” czy rządy „rozwagi ispokoju”? Gorzow-
ska prasa partyjna iniezależna wwalce odusze społeczeństwa, [w:] Opozycja iopór
społeczny wPolsce po 1956 r., t. 1, red. T.Kozłowski, J.Olaszek, Warszawa 2011, s.137–
154.
8 Z.Romek, Metody pracy cenzury wPRL, [w:] Dziennikarze władzy, władza dzienni-
karzom. Aparat represji wobec środowiska dziennikarskiego 1945–1990, red. T. Wo l-
sza, S.Ligarski, Warszawa 2010, s.28–29.
9 Dzieje NSZZ „Solidarność” wGorzowie Wlkp. wlatach 1980–1982 dokładnie opisał
wswojej monograi Dariusz A.Rymar: D.A.Ryma r, op. cit. Istotnym przyczynkiem
do poznania historii nieza leżnego ruchu związkowego jest także art ykuł Mart y Mar-
cinkiewicz: M. Marcinkiewicz, NSZZ „Solidarność” Region Gorzów Wielkopolski,
[w:] NSZZ „Solidarność” 1980–1989, t. 3, red. Ł.Kamiński, G. Waligóra, Wa rszawa
2010, s.715–764.
220
Krzysztof Wasilewski
pierwsze miesiące 1982 r. należały do wyjątkowo trudnych, to drukar-
nie iredakcje szybko się odrodziły iwznowiły działalność. Ich skład
personalny oraz technika wydawnicza uległy poważnym zmianom,
przede wszystkim wrezultacie internowań oraz zarekwirowaniu lub
zniszczeniu sprzętu. Jednak już we wrześniu 1982 r. odrodziła się m.in.
„Solidarność Stilonowska” zpokaźnym jak na ówczesne warunki na-
kładem 300 egzemplarzy. Warto podkreślić, że wydawanie biulety-
nu informacyjnego było jednym zpriorytetów Tymczasowej Komisji
Zakładowej10. Jeszcze wcześniej, bo wkwietniu ukazał się pierwszy
numer „Feniksa”, czyli biuletynu informacyjnego Regionalnej Komi-
sji Wykonawczej NSZZ „Solidarność” Regionu Gorzów Wlkp. Nakład
pisma wahał się od 2,5 do 3 tys. egzemplarzy. Fakt, że nieprzerwanie
funkcjonował aż do 1989 r. najlepiej świadczy ozdolnościach ideter-
minacji jego twórców.
Czołową przedstawicielką gorzowskiej prasy drugiego obiegu, ura-
stającą wręcz do rangi jej symbolu, była Grażyna Pytlak11. Pierwsze
kontakty zopozycją nawiązała już w1976 r., niedługo po powstaniu Ko-
mitetu Obrony Robotników (KOR). Między innymi dzięki niej trafiały
do Gorzowa nielegalne wydawnictwa zZachodu oraz pierwsze numery
biuletynów KOR. Narodziny NSZZ „Solidarność” powitała zdużymi na-
dziejami iod początku zaangażowała się wprace związku, stając na cze-
le jego prasy wGorzowie. Współpracy Grażyny Pytlak ztytułami soli-
darnościowymi nie przerwało jej internowanie 13 grudnia 1981 r. Wręcz
przeciwnie, po odzyskaniu wolności wmarcu 1982 r. szybko odnowiła
kontakty zpodziemnymi strukturami „Solidarności”. Zaangażowała się
wwydawanie „Feniksa”, atakże innych pism, co przypłacała licznymi
rewizjami iwezwaniami na przesłuchania. Nie załamała się ikontynuo-
wała swoją działalność aż do 1989 r.
Relacja Grażyny Pytlak stanowi interesujące źródło do poznania dzie-
jów prasy drugiego obiegu w Gorzowie Wlkp. Z powodu braku innych
10 Z.Bodnar, Działalność Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidar-
ność” wZWCh „Stilon” wGorzowie Wielkopolskim (13 grudnia – 21 września 1989),
„Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny” 1996, nr 3, s.82.
11 Więcej informacji oGrażynie Pytlak dostępnych jest wwywiadzie, którego udzieliła
Fundacji KOS dla projektu EACEA „Ostatnie oary stalinizmu wPolsce wokresie
stanu wojennego 1981–1983 iich obrońcy” (wersja elektroniczna: http://www.funda-
cjakos.pl/projekty/wywiady/pytlak_grazyna.pdf (dostęp: 10 X 2012 r.).
221
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
materiałów, wspomnienia bezpośrednich uczestników odgrywają często
kluczową rolę wzrozumieniu idokładnym opisaniu tego fragmentu opo-
zycyjnej działalności12. Relacja wnosi także wiele istotnych informacji do
wciąż jeszcze nie zbadanego szerzej tematu, jakim jest udział irola kobiet
wopozycji demokratycznej wPolsce. Nie będzie przesady wstwierdzeniu,
że Grażyna Pytlak stała się symbolem gorzowskiej prasy drugiego obiegu,
osobą, która choć nie pełniła wysokich funkcji wlegalnych ipodziem-
nych strukturach „Solidarności”, to posiadała znaczny autorytet wśród
władz regionalnych.
Relacja Grażyny Pytlak¹³
W Gorzowie pierwszym środowiskiem, zktórym się związałam, aktóre
zajmowało się kolportażem wydawnictw niezależnych, było środowi-
sko duszpasterstwa akademickiego. Powstało ono we wrześniu 1972 r.
Jeszcze przed powstaniem Komitetu Obrony Robotników, ks. Witold
Andrzejewski miał różne swoje kontakty ze środowiskami opozycyjny-
mi, także ze środowiskami byłych żołnierzy AK zczasów drugiej wojny
światowej – ze względu na jego historię rodziną14. I te różne kontak-
ty duchowieństwa zzagranicznymi ośrodkami powodowały, że trochę
literatury przeciekało – nawet do Gorzowa. To była głównie literatu-
ra zParyża iLondynu. Wtedy już takie książki docierały do Gorzowa.
Właśnie poprzez ks. Andrzejewskiego, który je tutaj różnymi drogami
sprowadzał. Sądzę, że na początku ksiądz chciał wten sposób wysondo-
wać to środowisko. Chciał zobaczyć komu takie książki można dać, kogo
one zainteresują ikto – co może było najważniejsze – nie będzie się tym
12 Na temat znaczenia relacji w badaniach nad prasą drugiego obiegu i podziemną
patrz: J.Olaszek, Źródła historyczne do badań nad funkcjonowaniem drugie go obiegu
wydawniczego (na przykładzie warszawskiej prasy podziemnej), [w:] Opozycja iopór
społeczny...
13 Relacja Grażyny Pytlak sporządzona przez Krzysztofa Wasilewskiego 12 III 2012 r.
wGorzowie Wlkp. Rozmowa została nagrana wdomu świadka. Rozmowa przebie-
gała wmiłej atmosferze, pani Grażyna Pytlak spokojnie i rzeczowo opisywała wy-
darzenia związane zpowstawaniem irozwojem prasy drugiego obiegu wGorzowie.
Rozmowa trwała ok. 2,5 h.
14 Więcej oks. Witoldzie Andrzejewskim patrz: Od deski do deski. Ksiądz Witold An-
drzejewski wrozmowie zWiesławem Antoszem, Gorzów Wlkp. 1999.
222
Krzysztof Wasilewski
chwalił tam, gdzie nie trzeba. Chodziło oto, żeby nikogo nie narazić na
kontrolę ze strony Służby Bezpieczeństwa15.
W 1975 r. Gorzów został stolicą województwa. Wtedy wmieście poja-
wiła się struktura SB na szczeblu wojewódzkim. Do tego czasu to środo-
wisko Duszpasterstwa Akademickiego było wmiarę bezpieczne – moim
zdaniem. Nie można powiedzieć, że była wtedy nasilona inwigilacja czy coś
wtym rodzaju. Wiadomo było, że jest to struktura nielegalna, bo przecież
nie wolno było wtedy zakładać duszpasterstw, ale nikt aż takiego problemu
nie robił. W większych miastach wiadomo, że SB pilnie im się przyglądała,
bo przecież środowiska studentów zuczelni wyższych zawsze były niepew-
ne. Natomiast wGorzowie uczelni wyższej nie było. Była lia Akademii
Wychowania Fizycznego, wktórej kształcili się przyszli nauczyciele wycho-
wania zycznego, azktórych wielu wstępowało do Służby Bezpieczeństwa.
Bo nauczanie w-f także wtedy nie było zbyt intratnym zajęciem16.
Ta Akademia Wychowania Fizycznego była dla władz taką „dobrą
uczelnią”. Jeśli ktoś ze studentów brał udział wDuszpasterstwie Akade-
mickim, to raczej na pewno byli to ludzie związani ze SB. I faktycznie, jak
się okazało już wlatach 80. studenci zAWF, którzy brali udział wspotka-
niach duszpasterstwa byli współpracownikami, a później już pracowni-
kami bezpieki. Umiałabym wymienić czterech, pięciu takich studentów,
którzy przychodzili na nasze zajęcia duszpasterskie, apracowali dla SB.
Dziewczyny mniej, nie widziałam dziewczyn wbezpiece17.
Wracając do ks. Andrzejewskiego. Więc ksiądz sondował to nasze śro-
dowisko. Sprawdzał komu można zaufać bardziej, a komu mniej. Tak się
złożyło, że zaraz po utworzeniu tego województwa ibudowy struktur woje-
wódzkich SB wGorzowie, powstał Komitet Obrony Robotników. Wtedy były
15 Por. M.Marcinkiewicz, Duszpasterstwo Akademickie ks. Witolda Andrzejewskiego
wGorzowie Wlkp., [w:] „Oaza wolności”. Duszpasterstwa akademickie wlatach sie-
demdziesiątych XX w. Materiały pokonferencyjne, red. M.Marcinkiewicz, Szczecin
2011, s.63–72; D.A.Rymar, Środowisko duszpasterstwa akademickiego wdokumen-
tach zzasobu Archiwum Państwowego wGorzowie Wlkp., [w:] ibidem, s.73–78.
16 Więcej o lii AWF w Gorzowie Wlkp. patrz: Warto było. Niezależne Zrzeszenie
Studentów, Akademia Wychowania Fizycznego wPoznaniu, lia wGorzowie Wlkp.
Wspomnienia uczestników, red. A.Marczyk, D.A.Rymar, Gorzów Wlkp. 2010.
17 O inwigilacji duszpasterstw akademickich przez Służbę Bezpieczeństwa (na przy-
kładzie krakowskim) patrz: M.Lasota, Wrogie duszpasterstwo akademickie, „eSPe”
2005, nr 4.
223
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
już pierwsze strajki, o których wiadomości do nas docierały. I to wszystko
nabrało tempa. Właściwie ja miałam kontakt ztym środowiskiem, któremu
ustrój się nie podobał chyba już od 1968 r.. Już od dawna natomiast miałam
wyrobioną opinię osobistą na temat przydatności tego ustroju do życia.
No iwten sposób pojawiała się pierwsza bibuła wGorzowie. Najpierw
były to wydawnictwa KOR. Biuletyny KOR-u18, „Robotnik”19, później
„Bratniak”20. Jeszcze później wydawnictwa Konfederacji Polski Niepodległej
iinne. Z czasem nabierało to tempa iliczba egzemplarzy, itytułów wzrastała.
Obok krajowych dalej pojawiały się także wydawnictwa zagraniczne. Głów-
nie zParyża. To były przede wszystkim „Zeszyty Literackie”21 oraz wydaw-
nictwa katolickie. Była taka seria „Znaki Czasu” wydawnictwa Éditions du
Dialogue22, prowadzona przez Pallotynów wParyżu.
18 „Biuletyn Informacyjny KOR” – miesięcznik wydawany w latach 1976–1980; po-
szczególne numery pisma były pisane na maszynie, po czym kopiowane różnymi
metodami; średni nakład pojedynczego numeru wynosił do 5 tys. egzemplarzy.
W skład redakcji „Biuletynu” wchodzili m.in. Seweryn Blumsztajn, Jan Lityński
iAdam Michnik. Zob. J.Skórzyński, Siła bezsilnych. Historia Komitetu Obrony Ro-
botników, Warszawa 2012, s.141–150.
19 „Robotnik” – pismo założone iwydawane przez KOR wlatach 1977–1981. Tytuł miał
nawiązywać do organu Polskiej Partii Socjalistycznej, założonego pod koniec XIX w.
Łącznie ukazało się 80 numerów „Robotnika”. Każdy składał się przeciętnie zdwóch
stron, nakład – wzależności od okresu – wahał się od kilkuset do nawet 70 tys. eg-
zemplarzy. Zob. A.Friszke, Zaczęło się od „Robotnika”, „Gazeta Wyborcza”, 29–30
IX 2007 r.
20 „Bratniak” – pismo społeczno-polityczne w ydawane wlatach 1977–1981 wGdańsku
przez Ruch Obrony Praw Człowieka iOby watela (ROPCiO). W tym czasie ukazało
się 60 numerów „Bratniaka”, każdy oobjętości 16–60 stron inakładzie wahającym
się od 500 egz. do nawet 6 tys. Od numeru 18 pismo ukazywało się zpodtytułem
„Pismo Ruchu Młodej Polski”. Zob. G.Waligóra, ROPCiO. Ruch Obrony Praw Czło-
wieka iObywatela 1977–1981, Warszawa 2006.
21 „Zeszyty Literackie” – kwartalnik założony wParyżu w1982 r. przez Barbarę To-
ruńczyk. Pismo miało zzałożenia publikować polską literaturę krajową iemigracyj-
ną. Od 1992 r. siedziba pisma mieści się w Warszawie. Zob. Nie jesteśmy w próż-
ni, reportaż Programu III Polskiego Radia, http://www.polskieradio.pl/9/396/
Artykul/574367,Nie-jestesmy-w-prozni (dostęp: 9 IX 2012 r.).
22 Polska ocyna wydawnicza, działająca w Paryżu. Została założona w 1966 r. iod
początku była prowadzona przez zakon pallotynów. Wydawnictwo skupiało się
głównie na literaturze religijnej oraz na pracach naukowych podejmujących tema-
tykę chrześcijańską. Zob. Leksykon kultury polskiej poza krajem od roku 1939, red.
K.Dybciak, Z.Kudelski, Lublin 2000, s.109–110.
224
Krzysztof Wasilewski
Oczywiście ten kolportaż odbywał się na takiej zasadzie, że część
rzeczy była za darmo, aza część trzeba było jednak zapłacić. Ja dosta-
wałam książkę, oni kasę ite pieniądze różnymi ścieżkami płynęły tam,
gdzie trzeba. I faktycznie dochodziły. Jestem tego pewna. To było nie do
pomyślenia, żeby ktoś jakieś pieniądze dla siebie skręcił. Ceny książek
były różne, raczej podobne to tych cen rynkowych. Bo przecież były dla
ludzi. Nie raz człowiek dał parę złotych więcej, bo wiedział, że te pie-
niądze będą przeznaczone na następne wydawnictwa. Tak więc tutaj
nie było raczej mowy ojakimś zysku. Raczej – tak przynajmniej ja to
odbierałam – za książki trzeba było płacić, bo przecież te wydawnictwa
też musiały za coś żyć. A przecież przygotowanie książki do druku, za-
płata honorariów czy wkońcu sam druk kosztowały. No ite pieniądze ze
sprzedaży tych książek szły właśnie na to. To było oczywiste dla wszyst-
kich inikt nie robił problemu, że musi zapłacić. Tym bardziej, że – jak
powiedziałam – jak była możliwość, to część wydawnictw była przeka-
zywana za darmo.
Powoli tworzyły się kręgi osób. W tych kręgach wymienialiśmy się
książkami iprasą, dyskutowaliśmy na ich temat. Ktoś, kto przeczytał, da-
wał kolejnemu do przeczytania zprośbą ozwrot itd. Ale to co ja kupiłam,
to było moje [śmiech]. Niechętnie się dzieliłam. I tak to trwało wzasadzie
do 1980 r. Umiałabym co najmniej kilka osób wymienić, do których mia-
łam zaufanie, aktóre też kolportowały i posiadały takie wydawnictwa.
Ale nie byłam dociekliwa. Raczej każdy uważał na te sprawy. Inni też nie
byli dociekliwi. Była siatka zakładana przez ks. Andrzejewskiego ikażdy
znas miał grono swoich czytelników. I taki system był bezpieczny, zdawał
egzamin. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że to nigdzie nie wycie-
kło i jakoś udało nam się to utrzymać mimo dociekliwości władz. Nie
było jednak żadnych rewizji czy czegoś. Bezpieka oczywiście orientowała
się (chyba), że mamy tę bibułę. Przed 1980 r. nie miałam żadnej rewizji
wdomu, czyli być może nawet nie przypuszczali, że mogłam te wydaw-
nictwa trzymać wdomu. Jak kiedyś, już wstanie wojennym, przyjechała
do mnie bezpieka, to tych wydawnictw – biuletyny KOR-u, „Bratniaki”
iinne – miałam wkomplecie, aż po sam sut. I to mi zabrali. Ja naiwna
je zbierałam – jawnie – bo jak była legalna „Solidarność”, to mi do głowy
nie przyszło, że to może komuś jeszcze przeszkadzać. Bo przecież to był
legal. Dopiero jak wróciłam zinternowania, to część tych rzeczy – głów-
nie książki – zdążyłam schować. Ale tej bibuły nie zdążyłam ijak panowie
zSB przyjechali, to niestety zgarnęli wszystko.
225
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
Wcześniej te książki krążyły po mieście. Na ogół były na bardzo do-
brym poziomie, bo to przecież nie pisał byle kto. To byli ludzie, którzy
mieli coś do powiedzenia. Wobec tego wduszpasterstwie było grono mło-
dych ludzi, takich przed 30., którzy byli nieźle oczytani, którzy rozumie-
li te dzieje i którzy rozumieli, co się stało zaraz po wojnie. Rozumieli,
co to był ten komunizm inie dawali sobie wciskać ciemnoty. Ale wtedy
oczywiście nikt nie mógł nawet marzyć owolnej Polsce, okońcu Związku
Radzieckiego. Można było przypuszczać, że to się gdzieś zawali, ale że to
my tę pierwszą cegłę wyjmiemy ztego muru, to nawet nam do głowy nie
przyszło. Bardziej realne było pojechanie na Księżyc.
I tak to trwało. Coraz więcej wiedzieliśmy, coraz więcej osób znali-
śmy. Bo tutaj ci znajomi ks. Andrzejewskiego, to byli przede wszystkim
duszpasterze akademiccy z innych ośrodków oraz ludzie, którzy się też
wtym grzebali, głównie z Ruchu Obrony Praw Człowieka iObywatela
(ROPCiO), zKOR-u23. Oni byli tam wymieszani. Nie można powiedzieć,
że ktoś tkwił tylko wjednej strukturze. A to ktoś był najpierw wROPCiO,
potem wKOR. A jak nie wKOR, to wKPN-ie, ato wMłodej Polsce24
iinni. W każdym bądź razie, jak SB przygotowywała papiery do interno-
wania, to ja według nich byłam już odpowiedzialna za powstanie ROP-
CiO, KOR iKPN-ujednocześnie!25
I tak ta sytuacja zbibułą się zagęszczała. Różni ludzie przyjeżdżali tutaj
do nas. Ocjalnie po to, żeby spotkać się zmłodzieżą zduszpasterstwa. Czyli
wymienić poglądy na różne tematy polityczne, historyczne, etyczne, społecz-
ne itd. Ale była też druga część spotkania, na ogół zamknięta, przeznaczona
dla takich wyizolowanych grup. To była ta grupa, która zajmowała się kolpor-
tażem, interesowała się polityką. No ibyły wtedy rozmowy czy dyskusje takie
już bardziej zbliżone do hasła, że trzeba coś robić. Już samo to kolportowanie
to było coś. No izbieranie pieniędzy. Bo tak za nic tych książek nie dało się
przecież wydać. I pisarzom jakieś honoraria też trzeba było dać. Wielu znich
23 Por. G.Waligóra, ROPCiO…; J.Skórzyński, Siła bezsilnych...
24 Ruch Młodej Polski – ugrupowanie polskiej opozycji antykomunistycznej, powstałe
w1979 r. Liderami Ruchu Młodej Polski byli m.in. Aleksander Hall, Arkadiusz iMi-
rosław Rybiccy oraz Marek Jurek. Organem ruchu było pismo „Bratniak”.
25 Grażyna Pytlak była kontrolowana przez Wydział III „A”/V SB wramach sprawy
operacyjnego rozpoznania (SOR) „Projektantka” (13 IX 1979–24 I 1980); SOR „Lar-
wa” (od połowy 1981 r.) oraz SOR „Faryzeusze” (24 II 1987–22 IX 1989). Por. D.A.Ry-
mar, Niezależny…, s.517.
226
Krzysztof Wasilewski
było objętych zakazem druku izczegoś musieli żyć. No, ale my się tak powoli
przyzwyczajaliśmy do tego, że coś trzeba zrobić. Zaczęliśmy wtedy myśleć
otym poważnie. Nie na zasadzie, że bawimy się zkomuną wchowanego. Tyl-
ko na zasadzie, że trzeba się poznać, policzyć się, że trzeba coś ruszyć zposad.
Szczęśliwym trafem wybrali papieża26. To nas podniosło na duchu. Bo tu
był 1976 r., apapieża wybrali dwa lata później. No iniedługo potem papież
do nas przyjechał27
. Pamiętam jeszcze przed moim udziałem wduszpaster-
stwie akademickim, jeździłam na takie zjazdy młodzieży akademickiej na
Jasnej Górze. Pamiętam, że tej młodzieży przyjeżdżało ładnych parę tysię-
cy. Dużo przyjeżdżało. To była właśnie młodzież zduszpasterstw akademi-
ckich. I przyjeżdżali po to, żeby się policzyć. Bo to byli już trochę inni lu-
dzie, ci np. zPielgrzymki Warszawskiej iinnych, którzy wiedzieli, że trzeba
coś robić. I tam, na Jasnej Górze, te dysydenckie grupy kanalizowały się. Nie
ważne było, czy ktoś miał bliżej do KOR, KPN-uczy Młodej Polski. Zawsze
ci ludzie pojawiali się w pielgrzymkach. Bo pamiętam jak jeździli Leszek
Moczulski28 iRomuald Szeremietiew29, iAndrzej i Benedykt Czumowie30.
26 Wybór kardynała Karola Wojtyły na papieża Jana Pawła II miał miejsce 16 paździer-
nika 1978 r.
27 Chodzi opierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do Polski, która odbyła się w dniach
2–10 czerwca 1979 r.
28 Leszek Moczulski (ur. 1930 r.) – początkowo związany ze Związkiem Walki Młodych
oraz Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą, zktórej został wykluczony w1949 r. za
popieranie Władysława Gomułki. W latach 1958–1960 objęty zakazem pracy; współ-
założyciel Ruchu Obrony Praw Człowieka iObywatela; redaktor naczelny niezależ-
nego Wydawnictwa Polskiego; założyciel Konfederacji Polski Niepodległej (1979 r.).
A.Dudek, Leszek Moczulski, [w:] Opozycja wPRL. Słownik biograczny 1956–1989,
red. J.Skórzyński, P. Sowiński, M.Strasz, Warszawa 2000, t. 1, s.243–245.
29 Romuald Szeremietiew (ur. 1945 r.) – członek Stronnictwa Demokratycznego (do
1970 r.), Stowarzyszenia PAX (do 1976 r.); współtwórca organizacji opozycyjnej pn.
„Ruch”. Od 1976 r. należał do Ruchu Obrony Praw Człowieka iObywatela; współ-
twórca Konfederacji Polski Niepodległej oraz Polskiej Partii Niepodległościowej.
Zob. S.Cenckiewicz, Romuald Szeremietiew, [w:] Ibidem, t. 2, s.320–321.
30 Andrzej Czuma (ur. 1938 r.) – założyciel opozycyjnej organizacji „Ruch”, w1970 r.
skazany na siedem lat więzienia za „próbę obalenia ustroju socjalistycznego siłą”;
współzałożyciel Ruchu Obrony Praw Człowieka iObywatela; wsierpniu 1980 r. do-
radca strajkujących na Śląsku. Benedykt Czuma (ur. 1941 r.) – współtwórca opozy-
cyjnej orga nizacji „Ruch”; następnie związany zROPCiO. P.Byszewski, Andrzej Czu-
ma, [w:] Ibidem, t. 1, s. 67–69; Idem, Benedykt Czuma, [w:] Ibidem, s.70–71.
227
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
Jeszcze pamiętam Macieja Rayzachera31. Jakbym poszperała sobie wgło-
wie, to bym sobie jeszcze przypomniała więcej tych osobistości, które po-
jawiały się na pielgrzymkach. Ja sama nie chodziłam, bo nie miałam do
tego zdrowia. Ale byłam bardzo znimi związana, głównie przez to swoje
środowisko. Nawet pisałam takie wypracowania, nad którymi oni wcza-
sie pielgrzymki się zastanawiali. To były takie różne rzeczy, którzy młodzi
ludzie robią. A ponieważ moje zainteresowania, obok polityki, skupiały
się głównie na lozoi, to pisałam takie właśnie rzeczy. Ale robiłam to
naprawdę zzaangażowaniem, nie gdzieś po kącie na kolanie.
Różni ludzie chodzili na pielgrzymki. No oczywiście część chodziła,
bo mogła tam spotkać fajnych, niepijących młodych ludzi, bez żadnych
awantur, zainteresowanych czymś konkretnym. A poza tym to była
młodzież. Chłopcy chcieli znaleźć porządną dziewczynę, adziewczy-
ny porządnych chłopaków. Chociaż pamiętam, jedna znalazła właś-
nie chłopaka z AWF-u ijak się potem okazało, on musiał brać ślub
po kryjomu. Widać miłość przełamuje różne bariery. A szkoda, bo to
fajna była dziewczyna. Ale to tylko dygresja. To było po prostu fajne
środowisko. Jeździliśmy razem na wycieczki, na rowery czy w góry.
A ponieważ takie obozy były wtedy nielegalne, to jeszcze bardziej było
to interesujące, bo nigdy nie było wiadomo czy my ich, czy oni nas
przechytrzą.
W góry jeździłam już zinnym środowiskiem, też duszpasterskim. Oni,
zGorzowa, raz byli tylko wgórach, wsierpniu 1980 r. Niech pan sobie to
wyobrazi! Tutaj dzieją się takie sprawy, trzeba coś robić, aoni są w gó-
rach na wakacjach! Wściekła byłam! Wtedy ja też byłam poza Gorzowem,
bo wsanatorium. Ale od razu wróciłam. W końcu przyjechali, jakoś pod
koniec sierpnia, jak już ta „Solidarność” zaczęła się tworzyć. Ale wGo-
rzowie „Solidarności” nie zakładali ludzie zduszpasterstwa. To środowi-
sko, które tyle zrobiło itak chciało działać, nie znalazło się wśród zało-
życieli. Właśnie przez ten nieszczęsny wyjazd wgóry! Bo jakby byli parę
dni wcześniej, to „mur-beton” tam by to się zaczęło. A tak, jak to wszyst-
ko zaczęło się dziać, to zaczęli to robić ludzie zzakładów, ze „Stilonu”,
31 Maciej Rayzacher (ur. 1940 r.) – aktor lmow y iteatralny, działacz opozycji demo-
kratycznej, związany z KOR . W stanie wojennym internowany. Zob. P. Stańczyk,
Maciej Rayzacher, [w:] Ibidem, s.268–269.
228
Krzysztof Wasilewski
ze „Zrembu” iinnych32. A ja dostawałam tutaj białej gorączki. Nadal nie
mogę sobie tego wybaczyć, że jak coś się zaczęło tutaj dziać, to zamiast
wsiąść wpociąg, oni tam czekali.
Jak się zaczęła „Solidarność” to zaraz zaczęły się produkować „kartecz-
ki”. Takie biedne karteczki jak „Komunikat nr 1”33. Takie biedne, że aż pła-
kać się chciało. A mnie dalej pech nie opuszczał. Jak wróciłam zsanatorium
po poważnej chorobie, to chciałam od razu działać. Ale na nieszczęście zła-
małam nogę. Proszę to sobie wyobrazić. Tutaj świat się zmienia na moich
oczach, aja mam złamaną nogę imuszę siedzieć zagipsowana wdomu! Sie-
dzę wdomu, przynoszą mi te karteczki, ruch winteresie trwa wnajlepsze.
Po dłuższym czasie noga się zgoiła ipierwsze co zrobiłam, to poleciałam do
„Solidarności”. A oni mówią, że czekają, bo chcą produkować tę prasę czy te
karteczki, ale oni pisać nie potraą. Coś tam robią, próbują, ale to wszystko
jest takie powierzchowne. No iwtedy te karteczki zaczęły się rozrastać ico-
raz lepiej wyglądać. I wkrótkim czasie te karteczki stały się czasopismem
iztych powielaczowych karteczek stały się pełnoprawnym pismem34. No,
aostatnie numery to już były profesjonalnymi pismami.
W czasie „Solidarności” ilość bibuły, jaka krążyła po mieście była ol-
brzymia. W sumie nie trzeba było wchodzić do tych księgarni, żeby ku-
pić coś ocjalnego. Bo cykl wydawniczy, ta cenzura trwały tak długo, że
zanim jakaś książka się ukazała wocjalnym obiegu, to już była wdużej
mierze nieaktualna. Co innego prasa solidarnościowa. Ona w dalszym
ciągu była nielegalna, ale zawsze dało się oszukać cenzorów iwładzę. Bo
wsumie władza nic nie robiła, bo nie wiedziała, wktórą stronę to wszyst-
ko pójdzie. Tak to trwało do IX Zjazdu Polskiej Zjednoczonej Partii Ro-
botniczej (PZPR)35. Dopiero wtedy partia się na tyle umocniła, że mogła
32 O początkach niezależnego ruchu związkowego patrz: D.A.Rymar, Akt utworzenia
Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ „Solidarność” w Gorzowie
Wielkopolskim – nowy dokument w zasobie Archiwum Państwowego w Gorzowie,
„Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny” 2009, nr 16, s.289–299.
33 Pierwszy numer „Komunikatu Informacyjnego” ukazał się prawdopodobnie
18września 1980 r. Por. D.A.Ry ma r, Niezależny…, s. 66–67.
34 “Komunikat Informacyjny” przekształcił się w„Solidarność Gorzowską” już pod ko-
niec października 1980 r.
35 IX Nadzwyczajny Zjazd PZPR trwał wdniach 14–20 lipca 1981 r. Por. J.Roszkowski,
IX Nadzwyczajny Zjazd PZPR, [w:] Polska pod rządami PZPR, red. M. Rakowski,
Warszawa 2000, s.361–372.
229
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
rozpocząć tę linię konfrontacyjną. No iniedługo po tym IX Zjeździe prze-
cież wprowadzono stan wojenny igen. Wojciech Jaruzelski wysłał nas „na
przymusowy urlop”. Zaczęły się aresztowania iwiększość znas trała do
więzienia, czyli tam, gdzie było zawsze nasze miejsce – jak cały czas po-
wtarzała nam SB36.
Bezpieka różnie nas dręczyła. Ja wyrosłam na takiego wroga publicz-
nego numer jeden. Do dzisiaj omnie nie zapomnieli37
. Bo ja przecież na-
kręcałam tę całą opinię publiczną, poprzez gazety iinne karteczki. I przez
telefon dostawałem takie informacje „co oni mi zrobią”. Gdyby wierzyć
wto wszystko co wtedy usłyszałam, to powinnam zamknąć się wdomu
inie wychodzić. Ale wtedy myślałam, że tak po prostu sobie plotą, bo co
innego im zostało? Rzucą się na ziemię ibędą nóżkami ze złości walić jak
dziecko? No nie. Wiedziałam, że coś muszą zrobić. Zdawałam sobie spra-
wę, że były takie sprawy, że „nieznani sprawcy” kogoś pobili lub nawet
gorzej. Ta świadomość zagrożenia do mnie docierała. Nie raz pod oknem
stała wołga. Pewnie po to, żeby mi pokazać, że śledzą mój każdy ruch, że
wdowolnym momencie mogą zrobić coś, czego człowiek nawet się nie
spodziewa.
Bezpieka interesowała się mną przez cały okres karnawału „Solidarno-
ści”. Ja byłam wredakcji kilku gazet, najpierw pracowałam, apotem by-
łam redaktorem naczelnym całego tego interesu („Echo”38, „Biuletyn”39,
36 Więcej o stanie wojennym patrz: A. Paczkowski, Wojna polsko-jaruzelska. Stan
wojenny wPolsce 13 XII 1981 – 22 VII 1983, Warszawa 2006; Stan wojenny wPolsce
1981–1983, red. A.Dudek, Warszawa 2003; Stan wojenny. Kalendarium, biogramy,
słownik pojęć. Wybór materiałów, oprac. B.Kopka, Warszawa 2002. O stanie wojen-
nym wGorzowie ina Ziemi Lubuskiej zob. m.in.: Stan wojenny na Ziemi Lubuskiej,
red. Cz. Osękowski, R.Skobelski, Zielona Góra 2009; Przeciwko stanowi wojennemu.
Wydarzenia 31 sierpnia 1982 r. wGorzowie, red. M.Machałek, D.A.Rymar, Szczecin
20 07.
37 Patrz przypis 25.
38 „Echo Solidarność” – informator Zarządu Regionalnego NSZZ „Solidarność” wGo-
rzowie Wlkp. wydawany od 18 sierpnia 1981 r. do 13 grudnia 1981 r. W tym czasie
ukazało się 48 numerów oobjętości 4 strony każdy. Średni nakład pisma wahał się
między 1 tys. a 1,5 tys. egzemplarzy. Źródło: Z.Syska, Gorzowska prasa ukazująca
się poza cenzurą, „Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny” 2009, nr 16,
s.259–275.
39 „Biuletyn Informacyjny Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ
wGorzowie Wlkp.” – pierwsze pismo „solidarnościowe” w mieście. Wydano jego
230
Krzysztof Wasilewski
„Solidarność Gorzowska”40). To było tylko to, co się drukowało perio-
dycznie. Nie dało się natomiast spamiętać innych druków. To były ulotki,
jakieś urywki zfaksów iteleksów zinnych regionów. Mnóstwo, naprawdę
mnóstwo papieru się wtedy tworzyło. A ludzie to brali iczytali. Przez
naszą redakcję przewijały się tłumy. Zawsze tam była masa ludzi, któ-
rzy czekali aż to wyskoczy ztego telefaksu. A te telefaksy wniczym nie
przypominały obecnych faksów. To były takie ogromne szafy, jak mło-
ckarnia. Jeszcze jak wracałam do domu, to nadal miałam huk wgłowie,
ale przynajmniej można było na spokojnie się zastanowić ispróbować coś
napisać. Ale kto wtedy myślał owygodach! Tak naprawdę wdomu bywało
się sporadycznie. Wpadało się oróżnych porach, żeby się przebrać, wyką-
pać, przespać. I od razu wracało się do redakcji. Bo tam się to działo. At-
mosfera itempo były takie, że człowiek nawet nie myślał oodpoczynku.
Kiedyś to zmęczenie dopadało iwtedy trzeba było na chwilę na przykład
się zdrzemnąć, ale tak, to cały czas pracowaliśmy na pełnych obrotach.
Nie zprzymusu, ale właśnie zchęci działania. Cały czas pracowało się na
takim dużym, wysokim poziomie emocji.
W Gorzowie wychodziło wiele tytułów prasy solidarnościowej. Ale
wsumie to wszystkie te tytuły były tworzone przez tę samą, niewielką
grupę ludzi41. A to był codziennik, a to jakiś biuletyn trzeba było wy-
dać, ato odezwę, a to ulotki musieliśmy zrobić. Zawsze coś się działo.
Dopiero co zebraliśmy materiały, żeby zamknąć jeden numer, atu już
trzeba było pracować nad kolejnym albo innymi tytułami. Przychodzi-
łam do pracy o8 czy 9 rano, siedziałam ipracowałam. Do domu wraca-
łam koło 22 itam dalej próbowałam pisać. Więcej spokoju wdomu było.
Trzeba też było wysłuchać tych wszystkich rozgłośni jeszcze. Wszystkich,
dwa numery, następnie zastąpiono „Komuni katem Informacyjnym MKZ NSZZ «So-
lidarność» Gorzów W lkp.”, zob. Ibidem.
40 „Solidarność Gorzowska” – pismo Zarządu Regionalnego NSZZ „Solidarność”
wGorzowie Wlkp., wydawane od września 1980 r. do wprowadzenia stanu wojenne-
go. Początkowo ukazywało się jako „Biuletyn Informacy jny Międzyzakładowego Ko-
mitetu Założycielskiego NSZZ wGorzowie Wlkp.” Łącznie ukazało się 40 numerów
(41 został wydrukowany, lecz nie zdążył trać do dystrybucji) oobjętości do 12 stron
wnakładzie wahającym się między 0,5 tys. a20 tys. egzemplarzy. Zob. ibidem.
41 Obok Grażyny Pytlak, przy różnych projektach prasowych pracowali m.in. Jerzy Bo-
zacki, Kazimierz Godlewski, Grzegorz Frąckiewicz, Jerzy Klincewicz. Zob. Z.Syska,
Prasa wydawana poza cenzurą wGorzowie Wlkp. wlatach 1978–1981, „Nadwarciań-
ski Rocznik Historyczno-Archiwalny” 2006, nr 13, s.137–166.
231
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
czyli „Wolnej Europy”, „Głosu Ameryki” iBBC. Potem jeszcze musiałam
przeczytać to, co przyszło zinnych regionów. A przecież tego było mnó-
stwo. Różne serwisy przychodziły. Trzeba było je poczytać, zobaczyć co
igdzie się dzieje. Nie raz była korespondencja do wymiany itd. To wszyst-
ko trwało. Ale kto tam liczył czas? Nikt tego nie traktował jak pracę. Była
robota do zrobienia ifajni ludzie, zktórymi dobrze było pracować. To byli
wwiększości młodzi ludzie. Nawet dziewczyny zmałymi dziećmi praco-
wały. One faktycznie o15 czy 16 szły do domu, bo miały swoje obowiązki.
Ale wtedy na ich miejsce inne przychodziły. Bo przecież sekretariat to nie
wszystko. Był jeszcze kolportaż prasy iksiążek, druk itd. My siedzieliśmy
do późnego wieczora. Aż nie raz trudno było się rozstać.
Praca w redakcji niewiele przypominała dzisiejszą redakcję. Pisało
się na maszynie do pisania. Oczywiście one były różne, niektóre starsze,
inne nowsze isprawniejsze. Sposób produkcji gazety był zupełnie inny.
Czy to był powielacz, czy to był oset, to przygotowanie tych materiałów
było różne. W końcu mieliśmy swoją drukarnię, gdzie tę „Solidarność Go-
rzowską” drukowaliśmy. A to nakładało na nas kolejne obowiązki. Oprócz
tego, że się materiały przygotowało wredakcji, to potem redaktor tech-
niczny musiał się tym zająć. On oprócz tego, że pracował wredakcji mu-
siał także nadzorować sprawy wdrukarni. Zecerzy tam to składali, trzeba
było pójść do drukarni ite szczotki – to znaczy jak zecer już to złożył
wstępnie to odbijał na kartce, żeby było widać jak mniej więcej to będzie
wyglądało już wgazecie – trzeba było wtedy na nich zrobić korektę tych
tekstów, coś poprawić, coś przesunąć. I dopiero wtedy strona po stronie
puścić do druku.
Pamiętam taki moment. Wtedy 13 maja 1981 r., jak postrzelili papieża, to
byłam wówczas wdrukarni. Pamiętam taki jęk przerażenia tych ludzi. Bo
ktoś miał tam radio iusłyszał wiadomość. To był przeraźliwy jęk rozpaczy
pracowników drukarni. Do dzisiaj pamiętam ten jęk. Okropne to było. Ta-
kie straszne. A potem, kilka dni później, my, czyli „Solidarność” gorzowska,
jechała na pogrzeb Prymasa Stefana Wyszyńskiego42. To były takie trudne
dla nas momenty, ale redakcja musiała przecież działać. Wiadomo jak in-
formacje podawała prasa ocjalna. Dlatego wtych trudnych chwilach, to
my musieliśmy pisać imówić otych sprawach wsposób obiektywny.
42 Kardynał Stefan Wyszyński zmarł 28 maja 1981 r. Pogrzeb odbył się 31 maja
1981 r.
232
Krzysztof Wasilewski
Brałam udział wZjeździe Krajowym „Solidarności”43. Z tego Zarządu
naszego regionu wyodrębniło się Prezydium. Przewodniczącym został Ed-
ward Borowski44, azastępcą Tadeusz Kołodziejski45. A wcześniej było od-
wrotnie. Przewodniczącym tego Komitetu Założycielskiego był Tadek [Ko-
łodziejski], aEdek [Borowski] był wice. Część ludzi, tych założycieli, gdzieś
odpłynęła, a część wnormalnych wyborach weszła do Zarządu. To było
duży zarząd, około 70–71 osób, ale przecież dużo osób było wtedy w„So-
lidarności”. Te struktury powstawały jak grzyby po deszczu. Pamiętam
jak pisałam taką rzecz, to śledziłam te wszystkie komunikaty zkraju. Bo
wzależności od tego ile jest członków wdanym regionie, tylu miało być
delegatów na Zjazd Krajowy. Od nas było 12 – jedenastu panów ija jedna.
Te sprawy były prowadzone skrupulatnie, żeby wszystko było wporządku.
Niestety na ten zjazd wśród nas było dwóch TW [tajnych współ-
pracowników]46. Dobrze grali. Jeden grał przygłupa, adrugi mądralę. Przy-
43 I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” odbył się wGdańsku wdwóch tu-
rach: od 5 do 10 września 1981 r. oraz wdniach 26 IX–7 X 1981 r. Por. J.Holzer, „Soli-
darność” 1980–1981. Geneza ihistoria, Warszawa 1990.
44 Edward Borowski (1939–1987) – przewodniczący Komitetu Zakładowego wgorzow-
skiej Elektrociepłowni; delegat na I Walny Zjazd Delegatów (WZD) Regionu Gorzów
Wlkp. oraz I Krajowy Zjazd Delegatów (KZD); przewodniczący Zarządu Regionu
Gorzów Wlkp., członek Komisji Krajowej; w stanie wojennym internowany; czło-
nek podziemnej Regionalnej Komisji Wykonawczej „Solidarności” Regionu Gorzów
Wlkp.; współinicjator powstania Diecezjalnego Komitetu Pomocy Osobom Repre-
sjonowanym; wlutym 1984 r. aresztowany, następnie zwolniony wlipcu tr. ze wzglę-
du na stan zdrowia. Zob. G.Pytlak, Edward Borowsk i, [w:] Encyklopedia Solidarności
http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Edward_Borowski
(dostęp: 12 VII 2012 r.).
45 Tadeusz Kołodziejski (ur. 1950 r.) – pracownik Zakładów Mechanicznych (ZM) Go-
rzów; przewodniczący MKZ wGorzowie Wlkp.; delegat na WZD Regionu Gorzów
Wlkp. oraz I KZD; współorganizator strajku okupacyjnego wZM Gorzów po wpro-
wadzeniu stanu wojennego; aresztowany i skazany na 5 lat; zwolniony w wyniku
amnestii we wrześniu 1983 r.; członek podziemnych struktur „Solidarności” wGo-
rzowie W lkp. Zob. Tadeusz Kołodziejski, [w:] Encyklopedia Solidarności ( http://www.
encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Tadeusz_Ko%C5%82odziejski
(dostęp: 12 VII 2012 r.).
46 Prawdopodobnie Grażyna Pytlak ma tu na myśli Anatola Konsika, przewodniczą-
cego Komitetu Zakładowego w„Stilonie” iczłonka Zarządu Regionu, zarejestrowa-
nego jako Tajny Współpracownik „Merkury” przez Wydział III „A” Komendy Woje-
wódzkiej Milicji Obywatelskiej wGorzowie Wlkp. 26 czerwca 1977 r. W listopadzie
233
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
głup został delegatem, bo przygłup, amądrala, bo mądrala. Ale wracając
do tematu. Oczywiście udział wZjeździe to było wielkie przeżycie. Chyba
nie tylko dla mnie, bo wtedy wszyscy dopiero się tak naprawdę poznawa-
liśmy z różnych regionów kraju. Miałam takie poczucie, że zmieniamy
świat. Tak, to już wtedy tak było, nie tylko ze mną. To się przecież objawi-
ło wtym Posłaniu47
. Awantura nie ztej ziemi.
Również w czasie zjazdu wydawaliśmy swoje gazetki. Wieczorem,
zbierało się grono takich osób – „dowcipasów” – m.in. Jacek Fedoro-
wicz48, Józef Orzeł49, iinni. I znimi wydawaliśmy taką gazetę pt. „Pełza-
jący Manipulo”. Bo tam na zjeździe było sporo takich, co krzyczeli, że to
wszystko prowokacja, że wszędzie SB, że manipulacja itd. Więc od razu
wydaliśmy numer drugi. Dlaczego? Dlatego, że skoro wyszedł numer dru-
gi, to na pewno był pierwszy ikażdy będzie go szukał. A przecież go nie
było. Parę wyszło takich numerów. Skład redakcji napisany był jednym
ciągiem, tworząc jeden wyraz50.
Pamiętam jak jechaliśmy na drugą część Zjazdu, to Gdańsk już wy-
glądał jak oblężone miasto51. Wszędzie były te grupy ZOMO, stojące
to tu, to tam. Wyglądali jakby mieli odeprzeć jakieś powstanie czy co.
Niefajnie to wyglądało. Pierwsza część była taka radosna. Ta druga nato-
1985 r. został wyrejestrowany. Drugą osobą był Ryszard Kotarski, członek Zarządu
Regionu, zarejestrowany jako Tajny Współpracownik „Marek” wlut ym 1981 r. Wy-
rejestrowany wgrudniu 1982 r. Źródło: E.D.Ry mar, Niezależny…, s.506–507.
47 „Posłanie do ludzi pracy Europy Wschodniej” – dokument uchwalony 8 IX 1981 r.
podczas I Zjazdu Delegatów NSZZ „Solidarność”, wktórym wyrażano nadzieję, że
także w pozostałych państwach bloku socjalistycznego narodzi się podobny ruch
związkowy. Pomysłodawcą „Posłania…” był Henryk Siciński, lekarz zOstrowa Wiel-
kopolskiego. Jego tekst opracowali Bogusław Śliwa oraz Jan Lityński. Por. Posłanie,
które wstrząsnęło blokiem, „Polityka” 2005, nr 4.
48 Jacek Jan Fedorowicz (ur. 1937 r.) – dziennikarz, satyryk; początkowo współpracował
z„Po prostu”, „Szpilkami” oraz „Dookoła Świata”; współautor wielu programów tele-
wizyjnych iradiow ych; od 1980 r. związany z„Solidarnością”, działacz Prymasowskie-
go Komitetu Pomocy Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom, redaktor „Tygodnika
Mazowsze”. Zob. R.Spałek, Jacek Federowicz, [w:] Opozycja wPRL…, t. 2, s.91–93.
49 Józef Orzeł (ur. 1946 r.). Zob. A.G. Kister, Józef Orzeł, [w:] Encyklopedia „Solidarności” ( http://
www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Jozef_Orze (dostęp: 12 VII 2012 r.).
50 W rzeczywistości niektóre numery pisma były podpisane przez ich twórców. Nr
7 z8września 1981 r. kończył się stopką redakcyjną: J.Fedorowicz, A.Kowalczyk,
J.Orzeł, W.Zbiniewicz, L.Szaruga, G.Zlatkes.
51 Patrz przypis 43.
234
Krzysztof Wasilewski
miast była taka groźna. Ale ta ilość spraw do załatwienia, to było to, czym
się zajmowaliśmy. Trzeba było uchwalić statut iprogram „Solidarności”.
To wszystko był tak najeżone treścią i uchwalane wtakim pośpiechu…
Chociaż ludzie, którzy gromadzili się wokół hali mówili, żeby się nie spie-
szyć. Mówili, że jeśli nie będziemy mieli gdzie spać, to oni nas przyjmą.
Tylko, żeby na spokojnie nad wszystkim pracować, żeby wtym kraju się
trochę zmieniło na lepsze. Tych materiałów zjazdowych było mnóstwo.
Dwa razy dziennie wychodził taki biuletyn zjazdowy52. Żeby każdy
wiedział co się dzieje inad czym pracujemy. Jak ja byłam wGdańsku, to
wGorzowie redakcja wdalszym ciągu funkcjonowała. Wychodziło m.in.
„Echo Dnia”53, które informowało oprzebiegu Zjazdu. Tu wGorzowie
został Bernard Dobryniewski54 iJerzy Klincewicz55. Benek mniej praco-
wał, bo później się okazał taką nieciekawą postacią. W 1983 r. czy 1984 r.
już ocjalnie podpisał papiery owspółpracy, awcześniej to pewnie też
współpracował56. Była taka sprawa, że go raz przyłapałam zwłączonym
nadajnikiem, jak akurat rozmawialiśmy nad czymś wredakcji. On tłuma-
czył, że zostawił go włączonego przez przypadek imy mu pewnie wtedy
uwierzyliśmy. Bo kto mógłby przecież przypuszczać. Trzeba było ufać so-
bie nawzajem.
W naszej prasie było wiele krytycznych głosów na temat przebiegu
Zjazdu. Teraz wiem, że te artykuły były autorstwa ludzi, którzy byli nie-
życzliwi „Solidarności”. Wtedy myśleliśmy, że ta krytyka, na przykład
Wałęsy ijakiś tam dokumentów, to była po prostu dyskusja nad przy-
szłością związku ikraju. Ale oni wykorzystali to nasze zaufanie do siania
52 Grażyna Pytlak ma prawdopodobnie na myśli „Echo Solidarność”, wydawany nie
dwa razy dziennie, lecz dwa razy wtygodniu. Patrz przypis 38.
53 Patrz przypisy 38 i52.
54 Bernard Dobryniewski (ur. 1953 r.) – pracownik Gazowni, dziennikarz „Solidarności
Gorzowskiej”. W lutym 1983 r. został zarejestrowany przez Wydzial V SB KW MO
wGorzowie Wlkp. jako tajny współpracownik „Józef ”. W 1987 r. wyemigrował do
Kanady. Zob. D.A.Rymar, Niezależny…, s. 498.
55 Jerzy Klincewicz (ur. 1948 r.) – artysta, malarz, dziennikarz; członek redakcji „So-
lidarności Gorzowskiej” i „Ec ha”. W stanie wojennym internowany. Zob. Ibidem,
s.504.
56 Patrz przypis 54.
235
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
zamętu. Strasznie wtedy rozrabiał Ryszard Kotarski57 (TW „Marek”58).
Wtedy otym oczywiście nie widzieliśmy. Wtedy drukowaliśmy, co szło.
Jak to był list do redakcji, to go drukowaliśmy bez żadnego głosowania.
List to list. Natomiast teksty autorskie czytaliśmy wgrupie ijak zdecydo-
waliśmy, że jest na odpowiednim poziomie, to nie było problemu, żeby go
opublikować wjakieś naszej gazecie. Musiał po prostu odpowiadać kry-
teriom merytorycznym. Bo przecież sporo szaleńców pisało, jak do każ-
dej redakcji. Wielu było takich opętanych, którzy przynosili całe epistoły.
Dlatego trzeba było mieć jakieś kryteria oceny. Natomiast jakieś jednej
polityki programowej nie prowadziliśmy. Nie musieliśmy zgadzać się zte-
zami artykułu, żeby go umieścić. Artykuły przedstawiały całe spektrum,
tak jak było. Ja nie miałam zamiaru kierować rzeczywistością. Ja pisa-
łam wswoim imieniu. Każdy pisał wswoim imieniu. Dopiero ztego tyglu
miało się coś wykluć.
Dziennikarze prasy ocjalnej kontaktowali się z nami. Ale nikt od
nich nie chciał przejść ipisać dla nas. Był taki dość znany dziennikarz
Jerzy Zysnarski, który wiem, że chodził do nas iproponował współpracę,
ale za pieniądze59. A to według nas było nie na miejscu i daliśmy sobie
znim spokój. Był jeszcze jeden dziennikarz Ignacy Mikołajewicz60. Ja go
znałam jeszcze ze średniej szkoły iz duszpasterstwa. W pewnym mo-
mencie był w„Ziemi Gorzowskiej” ichciał przyjść do „Solidarności”. Ale
nie zdążył. Z dziennikarzy był też Bernard Dobryniewski. Ale to nie był
uczciwy człowiek. On wkilku miejscach pracował, niby wredakcji ini-
gdzie nic nie napisał. Po całym kraju tylko jeździł, wtrzech czy czterech
redakcjach się zatrudnił i jeździł tylko po kasę. Jak się okazało, był też
tajnym współpracownikiem.
57 Ryszard Kotarski (ur. 1944 r.) – przewodniczący Komitetu Zakładowego w Woj e-
wódzkim Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej (WPEC); członek Okręgowego Ko-
mitetu Obrony Więzionych za Przekonania; delegat na I Wojewódzki Zjazd Delega-
tów, gdzie został wybrany na członka Zarządu Regionu; w lutym 1981 r. zarejestro-
wany przez Wydział III „A” SB jako TW opseudonimie „Marek”. W grudniu 1982 r.
wyjechał na stałe do Niemiec. Zob. D.A.Ryma r, Niezależny…, s.50 7.
58 Rozmówczyni użyła tego kryptonimu.
59 W rozmowie ze mną Jerzy Zysnarski zaprzeczył, aby taki fakt miał miejsce. Tran-
skrypcja rozmowy w zbiorach autora. Brakuje innych źródeł, które mogłyby po-
twierdzić lub zaprzeczyć słowom p. Pytlak.
60 Ignacy Mikołajewicz – dziennikarz związany z tygodnikiem pt. „Ziemia Gorzow-
sk a”.
236
Krzysztof Wasilewski
Był taki epizod, że cenzura chciała zablokować druk jednego znume-
rów „Solidarności Gorzowskiej”. A wydawnictwa związkowe były zwol-
nione zcenzury. Co nie znaczy oczywiście, że cenzura nie interesowała
się tym, co wychodziło. I to przeze mnie. Sprawa wyglądała tak, że władza
nie chciała, aby lm Robotnicy ‘80 był wyświetlany wkinach61. To był taki
dokumentalny lm, którzy przedstawiał jak wyglądały strajki na Wybrze-
żu wsierpniu 1980 r. Powstał on niezależnie od władz idlatego komuniści
tak się go bali. Tam gdzie był wyświetlany, szybko stawał się sukcesem.
No iwGorzowie zaczęli robić problemy. Tutaj był taki dziennikarz Fran-
ciszek Brodzik, który napisał, że nie rozumie skąd tyle hałasu, bo lm jest
taki słaby, że szkoda go nawet oglądać. Zatytułował ten artykuł Awan-
tura onic czy coś podobnego62. No iwtedy się zdenerwowałam. I wtedy
napisałam, że on może nie chodzić na takie lmy, ale my sobie życzymy,
żeby były one dostępne wnaszych kinach. I będziemy na nie chodzić,
inikt nam nie zabroni. I jak ci cenzorzy zobaczyli ten mój artykuł, to
zagrozili, że gazeta się nie ukarze. To my wtedy im powiedzieliśmy, że
jeśli tak, to wGorzowie będzie strajk powszechny iwszystko stanie. No to
oni wkońcu ustąpili. „Solidarność Gorzowska” się ukazała, tylko trochę
spóźniona63.
Właśnie takie sprawy omawiane były podczas zjazdów dziennikarzy
prasy związkowej. Pamiętam, że odbywały się m.in. w Puławach, parę
razy w Warszawie, wGdańsku. Polegały one na tym, że omawialiśmy
sprawy związane zcenzurą. Bo nie każdy miał takie nerwy mocne, żeby
postawić wszystkich na baczność, żeby powiedzieć bezpiece, że jak coś
zrobią, to będzie strajk. To zależało od miejsca. Bo jak nie było zakładów,
to ta bezpieka czuła się silniejsza. A tam, gdzie były potężne zakłady, jak
wGorzowie, to SB mogła nam podskoczyć. Bo wiedzieli, że jak coś, to od
razu całe miasto stanie. Ale oczywiście podczas takich zjazdów dzien-
nikarzy trzeba było wszystko wyjaśnić iprzyjąć jakąś jedną politykę. Na
przykład mówiliśmy, gdzie takie historie zgłaszać, itd. A ubecja bardzo
się bała, że ktoś ich skrytykuje, zwłaszcza w„Wolnej Europie”. Sporo ludzi
61 J.Eisler, Robotnicy ’80, „Tygodnik Powszechny” 2010, nr 34.
62 F. Brodzik, Wiele hałasu o nic, „Gazeta Lubuska”, 13–14 XII 1980. Zob. również
odpowiedź G. Pytlak: G. Pytlak, „Hałas” o „nic”?, „Solidarność Gorzowska” 1980,
nr 18.
63 Por. Redakcja, „Informator Gorzowski” wstrzymał cenzor Zaborowski, „Solidarność
Gorzowska” 1980, nr 18.
237
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
podczas tych spotkań poznałam. Pod koniec lat 80. też się zjeżdżaliśmy
od czasu do czasu. Na przykład wWarszawie było jedno takie spotkanie.
Cenzura mogła nas podglądać tylko wdrukarni. Nawet tego nie po-
winni robić. Nikt nawet nie śmiał przychodzić imówić, żeby czegoś nie
drukować. Jeśli już to tylko wdrukarni mogli się cenzorzy dowiedzieć
oczym będzie kolejny numer. A to itak nielegalnie. Bo oni żadnej wła-
dzy nad nami nie mieli imieć nie mogli. Pisma zakładowe nie podlegały
przecież cenzurze. W trakcie swojej pracy nie spotkałam się też zpróba-
mi cenzorowania przez regionalne władze „Solidarności”. Raczej się nie
wtrącali. U nas nie było żadnego koniktu. Raz tylko pamiętam jak po
Zjeździe streściłam wgazecie program „Solidarności”64. Na to Edward
Borowski mówi, że zrobiłam to niepotrzebnie, bo przecież niedługo zo-
stanie wydrukowany cały program ito wwielkim nakładzie, żeby każdy
mógł się znim zapoznać. I co? I nie zdążyli. Komuniści wprowadzili stan
wojenny ijuż nie miał kto wydrukować programu. I tak to moje streszcze-
nie zostało na ładnych kilka lat jako jedyny ślad tego programu. Bo gdzie
indziej wGorzowie czy województwie ludzie mogli się otym programie
dowiedzieć? Zwłaszcza wstanie wojennym…
Taki program w„Solidarności” przeczytać to trzeba dużo czasu. A jak
jest streszczony wpunktach, to nawet na tablicy ogłoszeń można go wy-
wiesić ikażdy może sobie przeczytać. Później się kilka razy droczyłam
zBorowskim. Mówiłam mu: „Widzisz, ładny byś miał teraz program!”.
Na co on przytakiwał i mówił, że chyba musiałam mieć przeczucie jak
to wszystko się skończy. Bo faktycznie ten zjazd to było dla nas wielkie
wydarzenie. Naprawdę czuliśmy, że zmieniamy świat. A potem to zostało
brutalnie przerwane, 13 grudnia 1981 r.. I niepotrzebnie to wszystko się
zatrzymało, na prawie dziesięć lat…
W stanie wojennym i później praca wyglądała już zupełnie inaczej.
Na początku milicjanci wpadli do redakcji izostawili jakieś pobojowisko.
Dokładnie nie wiem, bo mnie zgarnęli wnocy wraz zogłoszeniem stanu
wojennego65. Do redakcji weszłam, znaczy do siedziby redakcji, dopie-
ro po 1989 r. Koledzy natomiast opowiadali mi, że milicjanci wpadli do
redakcji, wywalili drzwi i okna, zniszczyli sprzęt. Niby czegoś szukali.
64 „Solidarność Gorzowska” 1981, nr 38.
65 Szerzej na temat okoliczności internowania Grażyny Pytla k patrz: „Ostatnie oary stali-
nizmu wPolsce wokresie stanu wojennego 1981–1983 iich obrońcy”, por. przyp. 11.
238
Krzysztof Wasilewski
Ale co mogli tam znaleźć? Jakieś długopisy, kartki? Przecież tam nic waż-
nego nie było. Głupi nie byliśmy, żeby trzymać tam ważne papiery. A poza
tym, to co mogło ważnego być wredakcji? Przecież my pisaliśmy zgłowy,
albo ztelefaksów, które do nas przychodziły. Czasem dowiadywaliśmy się
czegoś ciekawego zrozmów. Takiego prawdziwego archiwum redakcyjne-
go nie było. Bo to przecież nie była prawdziwa gazeta czy gazety. Nie było
na to ani środków, ani czasu, ani potrzeby. Nasze gazety pisały o„Solidar-
ności” itakie miały być.
Ostatni numer „Solidarności Gorzowskiej” miał się ukazać właśnie
wmomencie wprowadzenia stanu wojennego. Bezpieka wpadła do dru-
karni i kazała zniszczyć wszystkie egzemplarze. Bo one były już wtedy
wydrukowane66. Ale od czego są drukarze? Co zniszczyli, to zniszczyli,
aco ukradli, to ukradli. I część egzemplarzy faktycznie udało się zacho-
wać. Oczywiście one nie trały do zwykłego obiegu, bo ich liczba była
zbyt mała. Ale jeden egzemplarz tego numeru zachowałam iwciąż mam.
Parę osób też go miało. Jak wróciłam zinternowania, to pierwsza rzecz
jaką mi przynieśli, to właśnie była ta gazeta. Wtedy dostałam jeszcze ga-
łązkę białego bzu. A to był marzec. Gdzie go wyhodowali, to nie mam
pojęcia. Czyli gazeta nie wyszła, ale wyszła.
W czasie jak siedziałyśmy winternowaniu, to od razu namawiałyśmy
się. Czyli były przeważnie takie głosy: „Niech nas tylko puszczą, to wte-
dy się zacznie”. Teraz to doświadczenie przed „Solidarnością” było po-
trzebne. Że można robić bibułę, że można ją kolportować idrukować.
Tego wszystkiego się nauczyliśmy przed. I chociaż bezpieka zrobiła nam
„kuku”, to jednak dalej chcieliśmy działać iwalczyć. Wszystko tylko wró-
ciło do punktu wyjścia sprzed powstania „Solidarności” w1980 r. Gdyby
nie było takich doświadczeń, być może byśmy sobie nie poradzili. I byłoby
wGorzowie jak wZielonej Górze, gdzie po stanie wojennym nic się nie
działo. Oni nie mieli tego korowskiego doświadczenia, że można coś dru-
kować wpodziemiu, że można po cichu rozprowadzać gazety, itd. A my-
śmy już to wiedzieli.
To była jedna rzecz. Druga to był sam fakt internowania. Jak już nas
zwieźli do tej Gołdapi, to zinternowanych kobiet można by utworzyć trzy
uniwersytety iakademię medyczną oraz dwie politechniki67
. To wszystko
66 Patrz przypis 39.
67 Por. Kobiety internowane. Gołdap 1982, red. E.Rogalewska, Białystok 2008.
239
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
były takie panie, które nie tylko krzyczały, ale coś robiły. Panie zprasy,
panie zuniwersytetów. Jakieś wykładowczynie. Czyli takie osoby, które
się liczyły wswoim środowisku. Czyli to była doskonała okazja, żeby się
poznać, porozmawiać icoś zaplanować. Dzięki temu poznałam dziew-
czyny z całego kraju. To było bardzo pomocne później, jak musiałam
dużo jeździć. Wiadomo było do kogo się zwrócić, ukogo się zatrzymać.
Komu coś przekazać. Po prostu to nam bardzo ułatwiało życie. Nas było
mniej, ale panów było więcej. Oni przez większą liczbę ośrodków musieli
przejść, a więc jednocześnie poznali więcej osób. I jak to wszystko się
razem poskładało, to powstała wspaniała siatka kontaktów, którą można
było później wykorzystać.
Trochę jednak zawodziły zasady konspiracji później. Zwłaszcza tu
wGorzowie. A to któryś sobie popił inagle robił się rozmowny. Albo coś
innego. Jak dzieci. Dużo było takich wpadek. Redakcja jednak nie wpadła
nigdy. Wpadali głównie kolporterzy. Drukarze chyba raz albo dwa. Raz
na pewno wpadła drukarnia czyli sprzęt. Paru drukarzy też siedziało. Ale
redakcja nigdy. Mówię o„Feniksie”68, bo nie wiem jak było wprzypadku
innych tytułów wydawanych wpodziemiu wGorzowie.
Część ludzi, którzy byli internowani, po wyjściu kontynuowała dzia-
łalność jak przed stanem wojennym. Zostały odbudowane dawne struk-
tury, itd. Ale nie zawsze ci sami ludzie byli wtych samym strukturach.
Niektórzy się bali. Ale wmoim przypadku było inaczej. Pomyślałam sobie
tak, że przecież bezpieka nigdy nie uwierzy, że ja nic nie robię. Tak czy
inaczej będą mnie nękać. Więc dlaczego mają mnie nękać za nic? [śmiech]
Tak więc postanowiłam dalej działać. A poza tym wczasie tego interno-
wania miałam poważny wypadek inie miałam do czego wrócić69. Redak-
cji nie było. Z wykształcenia jestem inżynierem budownictwa lądowego.
Wcześniej pracowałam wbiurze projektów. Jak więc oberwałam w tym
wypadku, to byłam prawie ślepa. Więc co ja mogłam robić? Z czym iść do
„ludu pracującego miast iwsi”? Wylądowałam na rencie inwalidzkiej icoś
68 „Feniks” – biuletyn informacyjny Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidar-
ność” Regionu Gorzów Wlkp.; wydawany w latach 1982–1989 idalej (już jako pismo
legalnych struktur regionalnych związku). Do 1989 r. ukazały się 194 numery pisma,
każdy oobjętości od 4 do 8 stron iwnakładzie do 3 tys. egzemplarzy. Redaktorem na-
czelnym został Rafał Zapadka. Z pismem współpracowali m.in. Grażyna Pytlak, Wła-
dysław Czyżewski, Kazimierz Modzelan iinni. Zob. Z.Syska, Gorzowska prasa…
69 Patrz przypis 65.
240
Krzysztof Wasilewski
musiałam robić, żeby nie zwariować. To po pierwsze. A po drugie nie mo-
głam im darować tej „Solidarności”. Że ją zniszczyli. Coś tak wspaniałego
się rodziło wPolsce, coś, czego jeszcze nie było na świecie. A oni ją roz-
walili jak babki zpiasku. Głupki. To była po prostu zbrodnia. Jak można
było coś takiego zrobić? Temu fajnemu, sprytnemu narodowi? Cały ten
komunizm mógłby dziesięć lat wcześniej runąć.
Po wyjściu z internowania pracowałam przy „Feniksie”70. Pisałam
dużo tekstów. Byłam od początku, od pierwszego numeru „Feniksa”. Po-
mysł urodził się we Wrocławiu. Tam przebywał Zbyszek Bełz71 io tym
wiedzieliśmy. Stenia Hejmanowska72 pojechała raz do niego, bo już wie-
dzieliśmy, że on tam coś robi zMorawieckim73. Więc trzeba było poje-
chać, żeby go tutaj przywieźć, bo iu nas byli ludzie, zktórymi można
było coś zrobić. I tam to obgadali, że będzie wydawane pismo unas, jak to
będzie wyglądało ijuż. „Feniks”, czyli pismo czy „Solidarność” będzie się
odradzać. Pamiętam, przyszła Hejmanowska do mnie wniedzielę, zta-
kim panem ze „Stilonu” – Kazimierzem Modzelanem74 ipowiedziała, że
70 Grażyna Pytlak została zwolniona zinternowania 12 marca 1982 r. Zob. Kobiety in-
ternowane…, s.63.
71 Zbigniew Bełz (ur. 1955 r.) – od września 1980 r. członek Komitetu Zakładowego przy
Sądzie Rejonowym w Gorzowie Wlkp., delegat na I Wojewódzki Zjazd Delegatów
Regionu Gorzów Wlkp., członek Zarządu Regionu, delegat na I Krajowy Zjazd Soli-
darności, członek Prezydium Zjazdu. Współzałożyciel Polskiej Partii Demokratycz-
nej (1981 r.). W latach 1982–1983 przewodniczący gorzowskiej Regionalnej Komisji
Wykonawczej, założyciel pisma „Feniks”. Współzałożyciel „Solidarności Walczącej”.
Zob.: D.A.Ry mar, Niezależny…, s.494.
72 Stefania Hejmanowska (ur. 1937) – od września 1980 r. członek Komisji Zakładowej
wZWCh „Stilon”. Od grudnia 1980 r. członek Prezydium Komisji Zakładowej. Dele-
gat na I Wojewódzki Zjazd Delegatów Regionu Gorzów. Po wprowadzeniu stanu wo-
jennego internowana wróżnych ośrodkach odosobnienia. W sierpniu 1985 r. aresz-
towana. Członek Krajowej Komisji Wykonawczej oraz Komitetu Obywatelskiego
przy Przewodniczącym „Solidarności” Lechu Wałęsie. Uczestnik obrad Okrągłego
Stołu wpodzespole ekologicznym. W czerwcu 1989 wybrana senatorem zlist Komi-
tetu Obywatelskiego. Zob. ibidem, s.501.
73 Kornel Morawiecki – patrz N.Wójtowicz, Kornel Morawiecki, „Biuletyn Instytutu
Pamięci Narodowej” 2009, nr 5–6, s.126–127. G. Kowal, Kornel Morawiecki − twór-
ca „Solidarności Walczącej”, [w:] Ziemie Zachodnie – historia i perspektywy, red.
W.Kucharski, G. Strauchold, Wrocław 2011, s. 283–295.
74 Kazimierz Modzelan (1941–2001) – od września 1980 r. członek Komisji Zakłado-
wej w ZWCh „Stilon”. W 1982 r. internowany w Głogowie iGrodkowie. W latach
241
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
będziemy robić. Tak sobie ustaliliśmy, że na pięć numerów to nie ma co
się zabierać. Ale jeśli uda nam się wydać 50 numerów to będzie sukces
ifaktycznie warto to robić. Ale później ją zamknęli, za działalność wnie-
legalnej „Solidarności”. Mnie też strasznie straszyli, że mnie zamkną. Ale
na szczęście tych swoich gróźb nie zrealizowali [śmiech].
Miałam takie szczęście, że jak coś czytali w„Wolnej Europie”, to prze-
ważnie mój tekst wynaleźli. Używałam różnych pseudonimów, nawet za
każdym razem podpisywałam się inaczej75. Żeby zmylić bezpiekę. Żeby
zastanawiali się czy zmieniłam pseudonim czy nie. To już był ich problem.
Niech oni sobie szukają isię zastanawiają czy pisałam, czy nie. A umnie
wmieszkaniu byli często. Wpadali z„sąsiedzką wizytą” [śmiech]. Dlacze-
go? W bloku na wprost mieszkał szef wydziału śledczego. Na dole miesz-
kał wiceszef. Jeszcze niedaleko mieszkał ktoś inny. W pobliżu był też taki
specjalista od spraw kościelnych podobno. A więc co ja wyszłam na bal-
kon kwiatki podlać czy coś, to cała ta bezpieka widziała czy ja jestem
wdomu, czy nie. Ale pod latarnią najciemniej. Naprawdę! Nie raz stałam
na przystanku czekając na autobus ztorbą pełną bibuły. A oni razem ze
mną czekali. I nic. A ja sobie myślałam: „Ale byście dużo dali, gdybyście
wiedzieli co mam wtorbie. Awans wkieszeni!”.
Parę razy widzieli, że rozmawiam z sąsiadami. To wtedy wpadali
iwszystkim robili rewizję. Na całej klatce. Myśleli, że ja te swoje dzieła
trzymam wpiwnicach usąsiadów. A to było tak, że książki czy inne war-
tościowe publikacje schowałam całkowicie poza rodziną. W życiu bym
nie pomyślała, żeby dać jakieś trefne rzeczy sąsiadom. No chyba każdy
normalny człowiek by tak postąpił. A oni dalej swoje, myśleli, że bibułę
trzymam usąsiadów. U rodziny oczywiście też robili rewizje. Szwagier
miał fermę w Starym Polichnie76 i tam raz pojechali. Wpadli, szukali,
szukali. Myśleli, że ja to trzymam gdzieś między tymi kurami czy co?
Przecież nie. Oczywiście na wsi można było coś ukryć ale też zgłową.
Przecież każdy wiedział, że nie nosi się gazet na wsi w nocy, bo wtedy
wszystkie psy się zrywają iszczekają. I dekonspiracja gotowa. Bibułę się
1982–1985 kolporter wydawnictw podziemnych, drukarz pisma „Feniks” (D.A.Ry-
mar, Niezależny…, s.512).
75 Wśród najczęściej stosowanych pseudonimów przez Gra żynę Pytlak były: „Redaktor
pierwszy”, „Dziesiąty”, „Mrówa”, „Biedrona”.
76 Stare Polichno – wieś wówczesnym woj. gorzowskim, położona ok. 16 km na połu-
dniowy wschód od Gorzowa Wlkp.
242
Krzysztof Wasilewski
nosi wtedy, kiedy jest największy ruch. No więc nie jedzie się na wieś, bo
widać jak wsiadam i wysiadam, iże jestem obca. Takie rzeczy robi się
tam, gdzie jest dużo ludzi. Raz mieliśmy niestety taki pomysł. Pojechał
jeden drukarz drukować na wieś – była tam jedna drukarnia wGrąsach
upaństwa Kowalczyków77 – ibezpieka wszystko widziała. A ja niestety
namówiłam tych Kowalczyków do tej roboty.
Gdzie były drukarnie, to nie wiem. Na pewno wkilku miejscach, nie
wjednym. Ale gdzie dokładnie, to nie wiem inie chciałam wtedy wie-
dzieć. Na pewno była przez pewien czas wBoleminie78, wGrąsach79. Póź-
niej przez jakiś czas była wStawie80. Bardzo często zmieniało się. Nie
mieliśmy tylko jednego powielacza. Raz były dwa, raz trzy. Raz jak jeden
wpadł, to ukradliśmy drugi. Niestety maszyny to maszyny, jak trzeba było
ukraść, to nie było wyjścia.
Największe kłopoty były zpapierem. Papieru nie można było kupić.
Przecież nie było czegoś takiego jak kupowanie papieru wryzach. Kie-
dyś złapali jednego zpodziemia na tym. Dali wjednym ze sklepów ze
stoiskiem papierniczym papier wryzach. I jakiś głupol poszedł ikupił
ten papier. Poszli za nim i wpadka była. Nie wolno było robić czegoś
takiego! Tylko nieodpowiedzialni albo może zbyt naiwni na coś takie-
go się decydowali. Przecież konspiracja nie została wymyślona ot tak
dla kaprysu. Trzeba było przed władzą się chronić iskrywać, anie wy-
stawiać na odstrzał. A takie kupowanie papieru to było właśnie takie
wystawianie się. Papier nam kradli wKostrzynie, wfabryce papieru81.
Tam rzeczywiście szedł duży przemyt. A taki drobny papier to różnie.
Na przykład mi na mieście ludzie dawali papier wyniesiony zbiura. Ktoś
miał na przykład 20–30 kartek w biurze i przyniósł. Nawet jakby go
przyłapali, to co? Czystego papieru nie można dawać? To nie były wiel-
kie ilości, ale właśnie kilkanaście, czasami kilkadziesiąt kartek. Czasami
przynosili mi też kartki zmojego dawnego biura projektowego, wktó-
77 Osoby niezidentykowane zimienia.
78 Bolemin – wieś wówczesnym woj. gorzowskim, położona ok. 12 km na południe od
Gorzowa Wlkp.
79 Grąsy – wieś wówczesnym woj. gorzowskim, położona ok. 48,5 km na północny
wschód od Gorzowa Wlkp.
80 Staw – wieś wówczesnym woj. gorzowskim, położona ok. 30 km na północ od Go-
rzowa Wlkp.
81 Ówczesne Kostrzyńskie Zakłady Celulozowo-Papiernicze wKostrzynie.
243
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
rym kiedyś pracowałam. Gdzieś tam rodzina wyjęła parę kartek. Ale ja
nie musiałam mieć takich dobrych kartek. Musiałam mieć tylko taki
papier, żeby można było na nim napisać coś na maszynie ito wszystko.
Maszynę miałam swoją. Raz czy dwa była ona aresztowana. Ale za-
wsze robiłam awantury ipisałam skargi do prokuratury. Pisałam, że nie
dość, że mnie wywieźli izamknęli, że wróciłam wstanie nie nadającym
się do niczego iże jedyną rzeczą, którą mogę robić, to pisać na maszynie,
aitak mi ją zabierają. Więc niech mi ją oddadzą, bo ja nie mogę inaczej.
No ioddawali. Z trudem, zżalem, ale oddawali. Przeważnie oddawali, bo
miałam znane koleżanki. Zwłaszcza taką Halinę Mikołajską82. Ona miała
wejścia do każdej radiostacji zachodniej. Więc jakby oni mi jeszcze raz
maszyny nie oddali, to zaraz „Wolna Europa” by otym mówiła ija bym
wtej „Wolnej Europie” też mówiła. Nie wiem dlaczego, ale oni strasznie
się denerwowali jak ktoś na nich mówił coś złego w „Wolnej Europie”.
Strasznie się tego bali. Ta opinia publiczna jednak była dla nich ważna.
Kiedyś nie chcieli mi dać paszportu, bo musiałam jechać do Francji na
operację oczu. Chodziłam, prosiłam, aoni nie. Więc wkońcu się zdener-
wowałam ipowiedziałam, że więcej już do nich nie przyjdę. A oni wie-
dzieli, że to znaczy, że zaraz otej sprawie będą mówić w„Wolnej Europie”.
I się przestraszyli, idali mi ten paszport83.
Praca wgazecie podziemnej była zupełnie inna od wcześniejszej. Wte-
dy teksty się przepisywało na maszynie. Potem zanosiło się je do dru-
karni, ktoś to wszystko składał i pilnował, żeby wydrukowało się tak,
jak powinno. Znowu, jeśli coś się robiło na naszym offsecie, to trzeba
było wtedy składać pojedyncze literki, wycinać je, wyklejać, itd. To był
cały długotrwały i często męczący proces. Czyli takie rękodzieło. Ale
jednocześnie to wszystko dawało wiele satysfakcji. Po stanie wojennym,
po zejściu do podziemia, było natomiast zupełnie inaczej. No, oczywi-
ście na początku trzeba było napisać tekst. Jak już on był napisany, naj-
lepiej na maszynie, trzeba było zanieść do takiego punktu, gdzie były
82 Halina Mikołajska (1925–1989) – aktorka teatralna, działaczka opozycji antykomuni-
stycznej wPolsce, rzecznik prasowy Komitetu Obrony Robotników. Sygnatariuszka
Listu 59, protestującego przeciwko zmia nom wKonstytucji PRL, zwłaszcza wpisaniu
do niej kierowniczej roli PZPR inierozerwalnego sojuszu zZSRR. W stanie wojen-
nym internowana. Prywatnie żona Mariana Brandysa. Zob. P. Sowiński, Halina Mi-
kołajska, [w:] Opozycja wPRL…, t. 2, s.224–225.
83 Prawdopodobnie G.Pytlak otrzymała paszport w1984 r.
244
Krzysztof Wasilewski
wszystkie zbierane. Rafał Zapadka84 je zbierał. Tam musiało się zgro-
madzić tyle tekstów, żeby starczyło na jeden numer. Musiały być też
potwierdzenia dostarczenia pieniędzy na działalność, itd. I jak już to
wszystko zostało zebrane, to wtedy Zapadka je zanosił takim paniom
do przepisania. To różne panie pisały. Najwięcej pisała taka pani Ziuta
Lenartowicz85, ztego co wiem. Ja sama też czasami przepisywałam na
tej woskówce. To zależało wszystko od sytuacji. Czasami ktoś wyjechał,
czasami ktoś zachorował. Przecież czasami kogoś aresztowano albo
wzięto na przesłuchanie. Wiedzieliśmy doskonale jak sprawy wyglądają
inigdy nie było problemu ztym, żeby ktoś za kogoś innego przepisał
tekst. Jak trzeba było, to się siadało irobiło.
Jak już się przepisało to wszystko na woskówce, to później ta wo-
skówka była zanoszona do drukarni86. Tam to wszystko wędrowało
na powielacz czy na ramce to drukowali swoją odpowiednią techniką.
Trzeba było tylko wmiarę dyskretnie ibez rozgłosu dostarczać te teksty
wodpowiednie miejsca. Na przykład jak ja coś napisałam wieczorem
– miałam taki specjalny miękki papier, jak bibułka. Taka przebitka. To
się kładło kilka takich kartek poprzedzielanych kalką, to można było
kilka egzemplarzy za jednym pisaniem zrobić. Na normalnym, twardym
papierze nie dałoby się zrobić tyle egzemplarzy na raz. A na miękkim
można było. Ja na tej przebitce pisałam jako pierwszy egzemplarz, żeby
to było wmiarę miękkie, niedużo miejsca zajmowało ibyło w miarę
cienkie. To pisałam iskładałam do kieszeni od szlafroka włazience. Bo
bezpieka miała różne pomysły na rewizje. A to rano przychodzili, ato
popołudniu, ato wieczorem. Więc, żeby to zawsze było wtej kieszeni,
bo jak pukali, to ja zawsze zdążyłam wejść do łazienki iwtermie spalić.
Parę razy tak się zdarzyło. Bo ja pisywałam do innych gazet, nie tylko
wGorzowie, ale w innych ośrodkach też. Więc zawsze wtej kieszeni
84 Rafał Zapadka (ur. 1952) – socjolog, działacz opozycji demokratycznej wGorzowie
Wlkp. Od czerwca 1981 r. pracownik Ośrodka Społeczno-Zawodowego przy NSZZ
„Solidarność” wGorzowie Wlkp., od 1983 r. redaktor naczelny pisma „Feniks”. Zob.
D.A.Rym ar, Niezależny…, s.525.
85 Zuzanna Lenartowicz – jedna z osób przepisujących na maszynie teksty przezna-
czone dla „Feniksa”. Osoba szerzej niezidentykowana.
86 Woskówka – metoda przepisywania tekstów na matr ycę woskową, zktórej następnie
drukowało się na ramce lub na sicie. Por. P. Krysiak, Bibuła moja miłość, „Gazeta
Wyborcza”, dodatek lokalny,10 XII 2000 r.
245
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
jakiś kawałek był. A to przecież łatwo było też spuścić wubikacji ityle
wiedzieli. A materiał miałam wgłowie.
Nie wypytywałam Zapadki, gdzie on to trzyma. Pewnie nie wdomu.
Ale on nie miał nigdy rewizji. Bo bezpieka myślała, że to wszystko
umnie się dzieje. Że to ja zbieram te teksty, że je piszę iusiebie prze-
chowuję. Do końca 1989 r. zebrałam taki ładny plik tych dokumentów
nakazujących rewizję. Co raz tu wchodzili, ale oczywiście niczego nie
znajdowali, bo to nie ja te materiały przechowywałam. Ale już nie mieli
innego pomysłu. Stale tutaj szukali, aja nigdy im nic nie powiedziałam.
Robiłam zdziwione oczy niewinnej owcy. Bo co oni tu szukają? Przecież
ja ledwo widzę, a oni jakiś materiałów redakcyjnych szukają. Ale też
wiedziałam, że ja odeprę takie podejrzenia, ze względu na swoją prze-
szłość. Co do innych, to nie miałam pewności, bo nigdy nie wiadomo
kto ikiedy pęknie.
A ci kolporterzy to ludzie! Szkoda gadać. Kiedyś pojechaliśmy zEd-
wardem Borowskim na rozprawę przeciwko naszym kolporterom. Pa-
miętam, że sędzia prowadzący był rudy. To był taki tragikomiczny obra-
zek. I ci kolporterzy to mówili… że jeden czytał, ale nie nosił, drugi
nosił, ale nie czytał, trzeci czytał, ale nie zgadzał się ztym, co tam piszą.
I tak wkółko. Aż wkońcu tak się zapędzili, że sami nie wiedzieli czy no-
sili, czy tylko czytali iczy się zgadzali ztym co tam przeczytali. Kręcili,
mącili, nie można było dojść do tego, kto komu przekazywał ikiedy, ipo
co. Czy oni to nosili na złość, przeciwko czy nie wiadomo co. A mnie aż
ze wstydu wziemię wbijało. Bo jakby mnie złapali, to bym wzięła to na
klatę ibym się przyznała. Nosiłam, bo chciałam. W końcu jakieś poczu-
cie honoru trzeba mieć. A oni nie. Pośmiewisko zsiebie robią byle tylko
uniknąć kary. Ale jak się okazało to też było skuteczne. Na koniec ten
sędzia spojrzał tak na mnie ina Borowskiego ipowiedział: „Ile praw-
dy wtych zeznaniach, tyle sprawiedliwości” idał im wszystkim wyroki
wzawieszeniu.
Ze starą redakcją utrzymywałam kontakt po 13 grudnia 1981 r. Była
taka Majka87
. Była naszą maszynistką, sekretarką w redakcji, jeszcze
przed stanem wojennym. Potem była łączniczką Zbigniewa Bełza, który
tutaj się ukrywał i robił tę całą siatkę, to podziemie ije rmował. Ona
sama tekstów nie pisała, ale miałyśmy kontakt ze sobą. Jurek Klincewicz
87 Osoba niezidentykowana znazwiska.
246
Krzysztof Wasilewski
najpierw był winternowaniu. Jak wyszedł zinternowania to zaraz go za-
mknęli, jak przed katedrą śpiewał „Nie będzie Rusek pluł nam wtwarz, ni
dzieci nam tumanił” [śmiech]. Śpiewał to wczasie manifestacji. Więc był
już dla nas stracony. W więzieniu rozpoczął jakąś długą głodówkę ichyba
coś mu się stało zpsychiką. Bernard Dobryniewski załapał się na współpra-
cę, więc był stracony dla nas. Jurki – czyli nasi prawnicy – Jerzy Wiercho-
wicz88 iJerzy Synowiec89, oni nas cały czas wspierali. Wierchowicz prowa-
dził obronę wielu tych naszych ludzi zpodziemia. Jurek Synowiec to samo,
więc miałam znim stały kontakt. A tych pisarzy różnych to było wiele. Jak
ktoś coś mi napisał, to dawał mi. Czasami ja sama pisałam.
Najgorzej było zdrukarnią. Bo to była maszyna. Takiego nakładu nie
dało się wydrukować wciągu pięciu minut. Zajmowało to kilka godzin. I to
był ten czas, kiedy mogli wpaść iwtedy nic nie można było zrobić. A jacy ci
kolporterzy byli, to już mówiłam. Jaka konspiracja, takie wpadki. Jakby za-
chowali zdrowy rozsądek, to by nic się nie stało. Ja nie byłam wkolportażu,
ale też czasami woziłam. Kiedyś jechałam zWarszawy pociągiem zcałą,
ciężką torbą bibuły. I tak przez całą podróż kombinowałam jak przenieść tę
torbę przez dworzec, bo na dworcu ciągle SB stało. Więc znalazłam kogoś
zGorzowa izminą niewiniątka poprosiłam, czy nie mógłby przenieść tej
torby, bo tam czeka już siostra, aja jestem słaba inie dam rady zabrać tej
torby. Więc ten pan zgodził się, aja sobie spokojnie ztorebeczką pod pachą
przeszłam dworzec. Szłam trzy kroki za nim, żeby nikt nie myślał, że ja
znim jestem. Jak się potem okazało, ten mężczyzna, który mi pomógł, to
był dyrektor jakiegoś dużego zakładu wGorzowie.
Albo jak z Francji wracałam90. Dostałam wtedy wiele materiałów
z „Kultury” i innych ośrodków emigracyjnych. Wracałam samolotem
88 Jerzy Wierchowicz (ur. 1951 r.) – adwokat, współpracownik redakcji „Solidarność Go-
rzowska”. Od 1982 r. obrońca w procesach politycznych, współpracownik Komitetu
Helsińskiego. G.Pytlak, Jerzy Wierchowicz, [w:] Encyklopedia „Solidarności” ( http://
www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Jerzy_Wierchowicz (dostęp:
12 IX 2012 r.).
89 Jerzy Piotr Synowiec (ur. 1953 r.) – adwokat, członek redakcji „Solidarność Gorzow-
ska”. Obrońca działaczy opozycji demokratycznej wGorzowie Wlkp., wtym m.in. kol-
porterów pisma „Feniks” (1983 r.). G.Pytlak, Jerzy Piotr Synowiec, [w:] Encyklopedia
„Solidarności” (http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=Jerzy_
Piotr_Synowiec, dostęp: 12 IX 2012 r.).
90 Patrz przypis 83.
247
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
iwiedziałam, że na pewno wytypują mnie do rewizji. Jak już byłam na lot-
nisku, to zobaczyłam przejście dla niepełnosprawnych izanim się połapa-
li, to już byłam po drugiej stronie. Przyjechali oczywiście do mieszkania
rano, zobaczyć co przywiozłam. Z takim atakiem, że właśnie mam bibułę
zParyża iwogóle. A ja na szczęście nie trzymałam tego usiebie tylko
już po drodze rozdałam. Spokojnie im odpowiedziałam, że przecież była
kontrola graniczna igdybym coś miała, to dawno by już celnicy znaleźli.
Ale nic nie znaleźli, nie zostałam zatrzymana, więc pytam się oco chodzi.
Wtedy on zgłupieli isobie poszli. „Kultura” paryska dawała sporo ito za
darmo. Raz rozmawiałam z Jerzym Giedroyciem. Nawet jakąś nagrodę
otrzymałam od nich. I pojechałam mu podziękować. Widziałam Józefa
Czapskiego, ale to było wczasie, kiedy nie rozmawiał zGiedroyciem, tyl-
ko wzrokiem się mijali.
Oczywiście była też inna działalność, nie tylko związana z„Feniksem”
czy innymi gazetkami. Przez cały czas utrzymywałam kontakty zRadiem
Wolna Europa. Kontakt ten miałam trochę przez Paryż, atrochę przez
Warszawę. Po prostu znajomi znajomych wiedzieli komu przekazać odpo-
wiednie informacje. Mówiłam im oco chodzi ipóźniej to było na falach.
Teksty sami znajdowali. My dawaliśmy im bibułę. Był taki punkt, gdzie
dostarczało się prasę i ktoś to zabierał. Nie wiem, gdzie był ten punkt.
Prawdopodobnie w Gorzowie. Ja czasami robiłam takie opracowania
zbiorcze na temat represji czy coś podobnego ito przekazywałam do Ko-
mitetu Prymasowskiego91. Tam właśnie najwięcej rzeczy się działo. Tam
można było otrzymać pomoc, ale też się składało sprawozdania, opisy itd.
Wiem też, że „Tygodnik Mazowsze” miał pomoc. Wiem też, że „Tygodnik
Mazowsze” był iunas drukowany. W Warszawie się nie dało, więc unas
wGorzowie drukowaliśmy przez jakiś czas, nie tylko na nasze potrzeby.
Jeszcze ważnym elementem, októrym mało się dziś mówi, to było to,
że zorganizowaliśmy Komitet Pomocy Więźniom Politycznym92. I to było
91 Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Represjonowanym Pozbawionym Wolności
iich Rodzinom.
92 Właśc. Okręgowy Komitet Więzionych za Przekonania Gorzów Wlkp. – powoła-
ny 19 II 1981 r. przez Międzyzakładowy Komitet Założycielski NSZZ „Solidarność”.
W Komitecie działali m.in. ks. WitoldAndrzejewski, Zbignew Bełz, Edward Borow-
ski, Władysław Czyżewski, Jan Korcz oraz Ryszard Kotarski. Jednym z zadań Ko-
mitetu było pisanie wniosków, podań iodwołań w sprawie osób aresztowanych ze
względów politycznych. Komitet zakończył swoją działalność po 13 XII 1981 r., wwy-
248
Krzysztof Wasilewski
duże poczucie bezpieczeństwa. Już wczasie internowania zaczęły tutaj
przychodzić paczki, nawet zzagranicy. Jeszcze sprzed stanu wojennego
mieliśmy znajomych zFrancji, którzy nas odwiedzili. Więc jak wprowa-
dzili stan wojenny, to ci Francuzi wiedzieli zkim się kontaktować ikomu
ewentualną pomoc wysyłać93. Pomagał też ks. Andrzejewski. We Francji
wydawali „Feniks Północy” ija pisałam do nich teksty. Oni tłumaczyli je
na francuski. Któregoś dnia oni zapomnieli się ipodpisali jeden ztekstów
moim nazwiskiem. No iwtedy bezpieka wpadła z krzykiem, że kontr-
wywiad się interesuje iwogóle. A tekst był ointernowaniu. Więc ja im
odpowiedziałam, że nic nie zmyśliłam, że faktycznie tak było. Rozmawiać
mi nie wolno? Przyjechali do Gorzowa, rozmawiałam znimi, oni napisali
ipodpisali moim nazwiskiem. Takie to było chore, że robili problemy, bo
ktoś rozmawiał zinnym, czy że coś napisał.
Najbarwniej wyglądała chyba produkcja radiowa94. Jak się okazało, to
te radia ludzie robili nawet zzelówki. Ile miejsc, tyle pomysłów na radio.
Podobno nasi poprosili też Stasi zNiemiec Wschodnich, żeby pomogli
rozgryźć im to radio. Bo według nich musiała to być centralna struk-
tura, bo inaczej nie mogłoby funkcjonować. A przecież to było zupełnie
inaczej. Kto mógł, ten nagrywał inadawał. Raz się udało, raz nie. Myśmy
mieli radio wstrukturach Regionalnej Komisji Wykonawczej. I to radio
było na tyle bezcenne, że miało swój harmonogram, że tu jechało, że tam.
Ale winnych miejscowościach to ludzie sami robili audycje. Ktoś coś na-
pisał, spróbował, przeczytał inadał. Nie było żadnej centralnej struktury.
Każdy po swojemu to robił.
Jak tak teraz myślę, to ile ludzkiej inicjatywy, ile ludzkich talentów
zostały zmarnowanych przez stan wojenny. Ale jednocześnie, wtedy do-
piero poczuliśmy tę prawdziwą, ludzką solidarność. To był trudny, ale cie-
kawy czas. Teraz ktoś może pomyśleć, że zmarnowaliśmy kawał życia. Na
niku internowania lub aresztowania większości jego członków. Zob. Źródło: G.Pytlak,
Okręgowy Komitet Więzionych za Przekonania Gorzów Wlkp., [w:] Encyklopedia „So-
lidarności”, (http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=T00589_
Okr%C4%99gowy_Komitet_Wi%C4%99zionych_za_Przekonania_Gorz%C3%B3w_
Wlkp. (dostęp: 12 IX 2012 r.).
93 Por. Ł.Częścik, Francuzi nie zawiedli nas 1982–2000, Wrocław 2000.
94 Por. J.Holzer, K.Leski, „ Solidarność” wpodziemiu, Łódź 1990; D.A.Rymar, Z.Bod-
nar, Radio „Solidarność” w Gorzowie Wielkopolskim wlatach 1982–1989, Szczecin
2009.
249
Graż yna Pyt lak. „Dla ka rteczk i w kieszeni”
co? Na ukrywanie kawałka karteczki wkieszeni? Ale dzięki tej karteczce
udało nam się wygrać tę wojnę zkomuną. Oczywiście różne czynniki zło-
żyły się na nasz sukces. I papież oczywiście, ipostawa hierarchii, na którą
Jan Paweł II też miał przecież znaczny wpływ i to dzięki niemu tak to
wszystko wyglądało. Ale bibuła także odegrała niemałą rolę. Więc wiele
tych faktów złożyło się na to, że nam się udało ipokonaliśmy ten system.
Krzysztof Wasilewski
In her relation Grażyna Pytlak recounts how she got engaged in
opposition activities. Already in 1976 she started cooperation with
the Workers’ Defence Committee, the result of which was, among
others, the distribution of illegal books and press in Gorzów.
Moreover, Grażyna Pytlak took part in the meetings of Academ-
icChaplaincy organized by Rev. Witold Andrzejewski. Simultane-
ously with the creation of the Independent Self-Governing Trade
Union ‘Solidarity’ she started working in union press, including
most importantly ‘Solidarność Gorzowska’, where she fulfilled
afunction of editor-in-chief. On December 13, 1981 she was in-
terned. After being released in March 1982, not paying attention
to her poor health, she renewed contacts with underground struc-
tures of ‘Solidarity’. She continued to write for the underground
press. Her texts were published, among others, in the periodical
of the Regional Executive Commission entitled ‘Feniks’. However,
she was not limiting herself to opposition circles in Gorzów. She
was in contact with Jerzy Giedroyc’ Literary Institute ‘Kultura’ in
Maisons-Laffitte. She was also meeting people connected to ‘Ty-
godnik Powszechny’. Her opposition activities came at a price of
ruined health as well as numerous frisks. Although she often won-
dered if it is worth putting herself and her loved ones at risk, she
never hesitated. She has become for many the symbol of the under-
ground press in Gorzów as well as the whole Gorzów opposition.
‘For the piece of
paper in the pocket’.
Account by
Graż yna Pytlak,
Gorzów underground
press journalist
Edited by
Krzysztof
Wasilewski