Content uploaded by Elżbieta Korolczuk
Author content
All content in this area was uploaded by Elżbieta Korolczuk on Mar 12, 2017
Content may be subject to copyright.
1
Tekst oparty jest na prezentacji wygłoszonej podczas konferencji „Europejskie standardy realizacji praw
reprodukcyjnych i seksualnych kobiet. Dwadzieścia pięć lat obecności Polski w Radzie Europy” na
Uniwersytecie Warszawskim 15 listopada 2016. Ostateczna wersja będzie opublikowana w książce
Przebudzona rewolucja. Polityczna Akademia Kobiet 4, pod red. Agaty Czarnackiej.
Czarne protesty 2016: skąd się wzięły i czego nas uczą?
Elżbieta Korolczuk
Masowe zaangażowanie kobiet w protesty przeciwko zaostrzeniu prawa dotyczącego aborcji
w Polsce zaskoczyło właściwie wszystkich: władze, media i społeczeństwo. Skalą protestów i
ich zasięgiem zaskoczona była także większość feministek. Po latach walki o liberalizację
drakońskiej ustawy z 1993 roku; po dziesiątkach petycji i demonstracji, na które przychodziło
zwykle kilkadziesiąt lub kilkaset najbardziej zaangażowanych osób; po wieloletnich
wysiłkach edukacyjnych i informacyjnych, wiele aktywistek traciło już nadzieję, że kwestia
aborcji może stać się zapalnikiem masowej mobilizacji. A jednak tak się właśnie stało. Już w
kwietniu 2016, gdy w mediach pojawiły się informacje, że organizacje anty-choice zbierają
podpisy pod projektem ustawy całkowicie zakazującej aborcji, zaczęła wzbierać fala
kobiecego buntu. Ta fala rosła w siłę i rozlewała się po całym kraju, by przerodzić się w
prawdziwe tsunami 3 października 2016, kiedy to setki tysięcy kobiet w całej Polsce wyszły
na ulicę wyrazić swój gniew i solidarność (Korolczuk 2016, Kubisa 2016, Majewska 2016,
Narkowicz 2016).
Propozycja Ordo Iuris nie była pierwszym projektem zawierającym całkowity zakaz
aborcji, jaki trafił do Sejmu w ostatnich latach. Co więcej, feministki od lat wskazywały, że
już dziś kobiety w Polsce cierpią, a nawet umierają z powodu braku dostępu do legalnej i
bezpiecznej aborcji (np. Raport 20 lat Ustawy… 2013).1 Dotąd jednak nie udawało się
zmobilizować Polek do masowego sprzeciwu, ani też doprowadzić do realnej zmiany polityki
w tym obszarze. Tymczasem „czarne protesty” AD 2016 to realny sukces. Udało się nie tylko
1 O tym jak działa, a właściwie jak nie działa obowiązujące prawo w przypadku, gdy spełnione są warunki
zawarte w ustawie z 1993 roku pozwalające na terminację ciąży w przypadku gwałtu lub czynu zabronionego,
ciężkiego uszkodzenia płodu lub zagrożenia dla życia matki, pokazują sprawy Agaty Lamczak, Alicji Tysiąc
oraz zgwałconej 14-latki z Lublina. Lamczak, młoda kobieta w ciąży, która trafiła do płockiego szpitala z
silnymi bólami, zmarła nie uzyskawszy pomocy ze strony lekarzy, którzy, jak relacjonuje rodzina, nie
przeprowadzili nawet właściwej diagnostyki, zasłaniając się „dobrem płodu”. Alicja Tysiąc, nie uzyskawszy
prawa do legalnej aborcji, prawie straciła wzrok podczas porodu, zaś czternastolatka stała się ofiarą nagonki ze
strony środowisk anty-choice i księży, i tylko dzięki skutecznej interwencji Federacji na Recz Kobiet i
Planowania Rodziny oraz osobistemu zaangażowaniu ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz, mogła
skorzystać z prawa do przerwania ciąży.
2
zmobilizować do działania setki tysięcy kobiet, ale też wymusić na rządzących zmianę
decyzji. Projekt Ordo Iuris został odrzucony po pierwszym czytaniu w Sejmie i choć nie była
to z pewnością ostatnia próba zaostrzenia prawa aborcyjnego w Polsce, udało się wygrać
przynajmniej tę bitwę.
Protestującym udało się też nagłośnić swoją walkę i zyskać szerokie społeczne
poparcie: wg badania opinii publicznej przeprowadzonej przez CBOS w listopadzie 2016 aż
88% Polek i Polaków słyszało o czarnych protestach, większość zadeklarowała też, że popiera
główne postulaty (aż 17% kobiet zadeklarowało, że ubrały się tego dnia na czarno w ramach
solidarności, a 4% że wzięło udział w demonstracjach). Co ciekawe, choć i media i niektóre
badania socjologiczne wskazują, że mamy w Polsce do czynienia z konserwatywną falą wśród
młodzieży, to właśnie wśród młodszych osób, szczególnie kobiet, skala poparcia dla
protestów była największa: w grupie wiekowej 25-34 lata aż 70% respondentów i
respondentek zadeklarowało, że popiera protesty, a wśród osób poniżej 25 roku życia aż 48%
wzięło udział w manifestacjach (CBOS 2016). O skali sukcesu (rozumianego tu jako
zaistnienie w świadomości Polaków i Polek) może też świadczyć fakt, że w badaniach firmy
Brand24 monitorującej polską sieć #CzarnyProtest uzyskał status hasztaga z największym
zasięgiem w 2016 roku (44 miliony interakcji), zaś na czwartym miejscu znalazł się
#CzarnyPoniedzialek z 14 milionami interakcji (Analiza 2016).
Ogromnym sukcesem, a jednocześnie owego sukcesu warunkiem, okazała się
różnorodność ruchu. Choć największe manifestacje wiosną i jesienią odbyły się w dużych
miastach (Kraków, Łódź, Warszawa i Wrocław), to lokalne protesty zorganizowano w ponad
140 miastach i wsiach w całej Polsce: w strajku wzięły udział min. pracownice Delikatesów w
Łazach, sklepu odzieżowego w Wejherowie, studia paznokci na Pradze Północ czy starostwa
w Kluczborku; demonstracje i pikiety pojawiły się też w wielu miastach na świecie (min. w
Berlinie, Londynie, Nowym Jorku i Sztokholmie). Według Julii Kubisy (2016), która zebrała
informacje o wydarzeniach w całym kraju i za granicą, wśród miast, w których odbyły się
protesty były min.:
…Płock, Rzeszów, Katowice, Słupsk, Suwałki, Starogard Gdański, Puławy,
Piaseczno, Legionowo, Ostrów Wielkopolski, Biecz, Zielona Góra, Ostrzeszów,
Chojnice, Białystok, Cieszyn, Kalisz, Kostrzyn n/o, Bytom, Działdowo, Gorzów
Wielkopolski, Piotrków Trybunalski, Zakopane, Świdnica, Ostrołęka, Głogów,
Leszno, Zduńska Wola, Tomaszów Mazowiecki, Chełmno, Tarnobrzeg, Giżycko,
Ozorków, Więcbork, Lublin, Chrzanów, Świnoujście, Piaseczno, Żagań, Olsztyn, Ełk,
Stargard, Czeladź, Toruń, Lidzbark Welski, Opole, Dąbrowa Górnicza, Szczecin,
Kielce, Kalisz, Nowy Sącz, Bełchatów, Radom, Łódź, Częstochowa, Jelenia Góra,
Gdynia, Gdańsk, Bydgoszcz, Szczecin. Wreszcie Kraków, Poznań, Wrocław i
3
Warszawa. Tyle udało mi się znaleźć i wrzucić na walla FB, a to na pewno nie
wszystko. Wedle bardziej systematycznych obliczeń partii Razem akcje protestacyjne
zorganizowano w 142 miejscach w Polsce i wzięło w nich udział niemal 150 tys. osób.
Skala i zasięg protestów pokazują ogromny potencjał zaangażowania kobiet, które nie
mieszkają w wielkich miastach i które nie uczestniczyły do tej pory w życiu politycznym, a
przynajmniej nie tak aktywnie jak przy okazji „czarnych protestów”. Okazało się, że
społeczeństwo obywatelskie nie jest bynajmniej uśpione i apatyczne, ale aktywne i gotowe do
wyjścia na ulice, gdy sytuacja tego wymaga (por. Jacobsson i Korolczuk 2017). Dlaczego
kobiety zmobilizowały się właśnie w tym momencie? Jak to się stało, że w 2016 roku doszło
do masowego buntu Polek?2
Witajcie w nowym konserwatywnym świecie!
Najprostsza odpowiedź na pytanie, jak udało się zmobilizować tysiące ludzi w Polsce i wielu
innych krajach wokół kwestii praw reprodukcyjnych, brzmi: zmienił się kontekst. Polska w
roku 2016 nie jest tym samym krajem, w którym żyłyśmy jeszcze rok temu. Mamy do
czynienia z dramatycznym nasileniem konfliktu politycznego, któremu towarzyszy
zamknięcie kanałów komunikacji między władzą a obywatelami i drastyczne
ograniczenie publicznego dialogu. Chodzi nie tylko o to, co się dzieje w parlamencie
(odrzucanie projektów obywatelskich bez debaty, brak konsultacji społecznych zgłaszanych
projektów ustaw, nocne głosowania czy poziom debaty parlamentarnej), ale też i to, co łatwo
zaobserwować w mediach oraz szeroko rozumianej sferze publicznej. W zasadzie nie ma już
przestrzeni negocjacji między sprawującymi władzę i społeczeństwem, miejsc, gdzie ludzie
mający różne poglądy i wizje polityczne mogliby ze sobą rozmawiać, lub choćby się
spotykać. W tej sytuacji, jednym z niewielu miejsc, w których obywatelki i obywatele mogą
wyrażać swoje opinie i niezgodę na politykę władz, pozostaje ulica. Nie jest to zresztą
zjawisko specyficznie polskie, czy nowe: podobnie było choćby w latach 90tych, kiedy to
masowo zwalniani robotnicy mogli wyrazić swoją niezgodę na kształt przemian w zasadzie
tylko protestując na ulicach (Ekiert i Kubik 1999). Demonstracje w sprawie aborcji pojawiły
się już po pierwszej wielkiej fali ulicznych protestów organizowanych przez Komitet Obrony
Demokracji (KOD) i inne środowiska sprzeciwiające się zmianom wprowadzanym przez PiS.
Te protesty sprawiły, że demonstracje i marsze przestały być domeną związków zawodowych
2 W protestach uczestniczyli, a czasem też je organizowali, również mężczyźni. Z dostępnych materiałów i
moich doświadczeń jako uczestniczki wydarzeń odbywających się w Warszawie wynika, że zdecydowaną
większość protestujących oraz liderek stanowiły kobiety.
4
i napiętnowanych przez media głównego nurtu „górników palących pod Sejmem opony”, a
stały się uznaną przez tenże główny nurt formą wyrażania swoich poglądów, także wśród
osób z klasy średniej. Nastąpiła normalizacja ulicznych protestów, które stały się społecznie
akceptowaną formą aktywności obywatelskiej. W niektórych lokalizacjach (np. w Łodzi czy
we Wrocławiu) struktury KOD udzieliły też wsparcia organizacyjnego protestującym, po
części dlatego, że niektóre liderki wywodzą się ze środowisk KODowskich (np. inicjatorka
Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marta Lempart).
Nasilenie konfliktu politycznego i fakt, że kwestia aborcji stała się jednym z wielu
obszarów konfliktu między społeczeństwem a nową władzą sprawiły też, że po stronie
uczestniczek czarnych protestów stanęły media głównego nurtu, których większość do
niedawna raczej rzadko i niekoniecznie życzliwie relacjonowała kolejne Manify i rozmaite
inicjatywy środowisk feministycznych. Kiedy w 2013 roku ruszyła akcja zbierania podpisów
pod projektem liberalizacji dostępu do aborcji zorganizowana przez Komitet Obywatelski Tak
dla Kobiet! media, także te uznawane za liberalne czy wręcz lewicowe, jak Gazeta Wyborcza,
Polityka czy telewizja TVN, informowały o niej sporadycznie lub wcale. Tymczasem w roku
2016 te same gazety a także media elektroniczne nie tylko informowały o tym, co się dzieje
na bieżąco, ale też włączyły się w mobilizowanie obywatelek, deklarując swoje poparcie i
udział w protestach swoich pracownic i pracowników. Poszczególne redakcje obszernie
relacjonowały odbywające się i zaplanowane działania najczęściej w życzliwym, a
przynajmniej obiektywnym tonie, oraz w stopniu większym niż kiedykolwiek przedtem zajęły
się samym zagadnieniem aborcji. W roli ekspertek częściej zaczęły się pojawiać osoby
reprezentujące stanowisko pro-choice czy lekarze, zaczęto analizować przykłady innych
krajów, w których aborcja jest zakazana (np. Salwador czy Nikaragua) oraz wskazywać na
przemilczenia i kłamstwa, do których uciekają się przedstawiciele ruchów anty-choice. Nie
łudzę się, by świadczyło to o nagłym i trwałym oświeceniu w kwestii praw kobiet. Sądzę
raczej, że media głównego nurtu informowały i o prawach reprodukcyjnych i o protestach o
wiele chętniej i z większym zaangażowaniem niż jeszcze rok temu, bo zmienił się polityczny
kontekst i bycie po stronie kobiet oznacza dziś bycie przeciw PiS. Niewątpliwie jednak ruch
kobiecy zyskał ważnego sojusznika, dzięki któremu nie tylko udało się dotrzeć do niemal
całego społeczeństwa (CBOS 2016), ale też przełamać dyskursywny monopol prawicy i
wprowadzić do debaty publicznej język praw reprodukcyjnych kobiet.
Kolejnym ważnym elementem kontekstu, w którym jesteśmy zanurzone jest zmiana
polegająca na przesunięciu horyzontu tego, co realne (Narkowicz 2016). Jeszcze rok temu
niewiele osób zdecydowałoby się protestować, bo projekt penalizujący aborcję, a w praktyce
5
także poronienia i badania prenatalne, nie miałby szans na uchwalenie w Sejmie. Po objęciu
rządów przez Prawo i Sprawiedliwości stało się jasne, że taki projekt łatwo może zostać
przegłosowany w parlamencie i podpisany przez prezydenta. Horyzont tego, co „nie do
pomyślenia” przesunął się dramatycznie. Po ataku na Trybunał Konstytucyjny, po
wprowadzeniu prawa pozwalającego na nieograniczoną inwigilację obywateli, po
zlikwidowaniu programu dofinansowania leczenia metodą in vitro i odmowie finansowania
pomocy dla bitych kobiet, polskie kobiety zdały sobie sprawę, że to polityczna wojna totalna,
a nie „business as usual”. Jak zauważyła Ewa Majewska (2016) w zmobilizowaniu tłumów
pomógł feministkom sam PiS: decyzja o odrzuceniu przez Sejm obywatelskiego projektu
komitetu Ratujmy Kobiety i przesłanie do dalszych prac w komisji projektu Ordo Iuris były
tak jawnym i oczywistym pogwałceniem zasad demokracji, że zadziałały jak dolanie potężnej
dawki benzyny do już płonącego ogniska. Wiele kobiet, które wciąż liczyły na
demokratyczną debatę, zdało sobie sprawę z tego, że reguły demokratycznej gry już nie
obowiązują, a stawką w politycznej rozgrywce stały się ich wolność i godność.
Na podstawie analizy dyskusji na największych grupach w mediach
społecznościowych, które służą dziś za ważne miejsce wymiany poglądów i podejmowania
decyzji (Dziewuchy Dziewuchom, Ogólnopolski Strajk Kobiet), można też wysnuć wniosek,
że nie chodzi tylko o projekt Ordo Iuris. Od kilku lat mamy w Polsce do czynienia z
nasileniem aktywności ruchów anty-choice, których aktywiści wychodzą na ulice kolejnych
miast i miasteczek z makabrycznymi transparentami przedstawiającymi aborcję jako
zbrodnię; mamy rosnące w siłę konserwatywne ruchy anty-gender, których przedstawiciele
atakują studia nad płcią i zwalczają edukację równościową czy Konwencję Przeciw Przemocy
Wobec Kobiet; mamy wreszcie kolejne opresyjne komunikaty ze strony konserwatywnych
hierarchów Kościoła Katolickiego (Grabowska 2014, Graff i Korolczuk 2016, Grzebalska
2016). Wiele kobiet w Polsce obserwowało te zmiany z niepokojem i z niedowierzaniem, ale
w milczeniu. W momencie, gdy realna stała się perspektywa prawa zmuszającego do rodzenia
zgwałcone nastolatki czy kobiety noszące płód z wadą letalną, stało się jasne, że muszą
walczyć, że jeśli staną z boku, to one i ich córki, przyjaciółki czy partnerki, staną się ofiarami
tej wojny. Transparenty niesione na kolejnych protestach nie zawsze odnosiły się
bezpośrednio do aborcji, częściej podkreślały prawo kobiet do samostanowienia, do wolności
i do godności: „Nic o nas bez nas”, „No women – no kraj!”, „Koniec barbarzyństwa wobec
kobiet!”, „Myślę, czuję, decyduję!” czy „Kobiety mają prawa!”.
Innymi słowy, Czarny Protest i Strajk Kobiet mogą być momentem rewolucyjnym, ale
są też symptomem głębszych zmian kulturowych i społecznych, których jesteśmy
6
świadkiniami i uczestniczkami. Prawa kobiet, prawa seksualne, prawa mniejszości ale też
kwestia migracji i model integracji kulturowej, stały się w ostatnich latach główną osią
konfliktów politycznych na świecie, polem walki o wizję przyszłości. Jako feministki nigdy
nie miałyśmy wątpliwości, że nie ma demokracji bez praw kobiet, nie ma liberalizmu bez
praw mniejszości, nie ma sprawiedliwości społecznej bez równości dla kobiet i wśród
kobiet. Jednak dla liberalnego mainstreamu i części lewicy, takie myślenie było wciąż obce, a
kwestia aborcji pozostawała na marginesie tego, co politycznie ważne. Nawet po
Ogólnopolskim Strajku Kobiet 3 października, w liberalnych mediach pojawiały się głosy, że
aborcja to temat zastępczy, że tak naprawdę stanowi zasłonę dymną dla przeforsowania
ważniejszych kwestii, np. umowy CETA. Trudno o lepszy przykład niezrozumienia tego, że
prawa reprodukcyjne są jednym z podstawowych elementów praw obywatelskich, a walka
polityczna nie odbywa się tylko w parlamencie, ale też w naszym codziennym życiu, że jak
pisała Barbara Kruger „nasze ciała to pole walki”. Uczestniczki czarnych protestów
zrozumiały to, czego wciąż nie może pojąć część środowisk progresywnych, a mianowicie że
opresja państwa i jego brutalna ingerencja w sferę reprodukcji nie jest przypadkiem, bo
kontrolowanie ciał kobiet jest dla prawicy celem zasadniczym i priorytetowym, celem samym
w sobie. I tej wizji świata stawiły opór.
Sytuacja, w której główną osią konfliktu stają się prawa kobiet jest szansą dla
ruchów kobiecych, bowiem daje przestrzeń do działania, mobilizuje potencjalne
aktywistki i sprawia, że tematy dotąd marginalne wkraczają do głównego nurtu polityki
i publicznej debaty. Jednocześnie, pokazuje też skalę zagrożeń dla praw człowieka,
udowadnia, że wszystko jest możliwe i nic nie jest dane na zawsze. Każde nasze zwycięstwo,
każda oczywistość, każde prawo które udało się wywalczyć, mogą być odebrane. To właśnie
uczucie realnego i fundamentalnego zagrożenia praw i godności wyprowadziło tysiące kobiet
na ulice; to brak szacunku dla obywatelek i deptanie ich wolności stały się paliwem słusznego
gniewu, który zmobilizował tysiące kobiet do działania.
„Sprzeciw wobec PiS” czy „feministyczna rewolucja”
Filozofka i aktywistka Ewa Majewska (2016) napisała zaraz po protestach, że „21 września
2016 roku rozpoczął się w Polsce feminizm. Nie ekskluzywny ruch kobiet z klasy średniej, z
wielkomiejskich elit, ale ogólnokrajowa, a następnie również międzynarodowa, mobilizacja
kobiet w kilku krajach świata, na rzecz naszych praw.” W podobnym tonie wypowiadało się
wiele osób zwracających uwagę na skalę, geograficzne rozproszenie protestów (ponad 100
miejscowości w całej Polsce i wiele za granicą) oraz to, że wzięły w nich udział kobiety z
7
różnych klas społecznych i w różnym wieku. Sama również podkreślałam egalitarność ruchu i
mobilizację kobiet z małych miast, które zdecydowały o sukcesie protestu (Leniarska 2016).
Czy jednak słuszna jest teza, że do tej pory feministyczne postulaty i działania miały
charakter elitarny, nie docierały do większości Polek? Niewątpliwie skala mobilizacji w dniu
Ogólnopolskiego Strajku Kobiet znacznie przekraczała dotychczasowe osiągnięcia polskiego
ruchu feministycznego. Sądzę jednak, że warto oddzielać poziom zaangażowania w aktywizm
i skalę poparcia dla konkretnych feministycznych postulatów – Czarny Protest i Strajk nie tyle
pokazały zasadniczą zmianę postaw, ile fałszywość tezy, jakoby prawa reprodukcyjne i
równość płci obchodziły tylko garstkę feministek bądź „wykształcone kobiety z wielkich
miast”.3 Żeby lepiej zrozumieć dlaczego w protestach uczestniczyło wiele kobiet nie
identyfikujących się z feminizmem, warto przyjrzeć się bliżej tezie o rzekomym
powszechnym konserwatyzmie polskiego społeczeństwa.
Badania socjologiczne pokazują, że o ile w niektórych kwestiach Polki i Polacy deklarują
poglądy, które można uznać za konserwatywne, w innych są one postępowe. Wyniki szeroko
zakrojonych badań przeprowadzonych pod kierunkiem prof. Krystyny Slany przez zespół
Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach 2013-2016 wskazują, że równość płci jest w Polsce
wartością powszechnie deklarowaną, choć wciąż rzadko realizowaną (Raport Równość płci
2016 ). W reprezentatywnym badaniu ilościowym aż 80% badanych zadeklarowało, że
równość płci jest dla nich ważna, a 83% kobiet i 74% mężczyzn uznało, że jest to wartość
niezbędna do budowania sprawiedliwego społeczeństwa. Co ciekawe, analizy porównujące
Polskę z Norwegią pokazują, że nie ma tu wielkich różnic między krajami.
Patrząc na wyniki badań dotyczących stosunku do różnych aspektów równości płci
należałoby stwierdzić, że konserwatywny jest przede wszystkim Kościół i scena polityczna, a
nie społeczeństwo en masse. Na przykład, mimo negatywnej kampanii skierowanej przeciwko
tzw. konwencji antyprzemocowej, zdecydowana większość bo aż 89 proc. Polaków i Polek
opowiedziała się za jej ratyfikacją (IBRiS dla „Rzeczpospolitej”). Co ciekawe, nie dotyczy to
tylko liberałów: aż 78 proc. wyborców PiS zadeklarowało, że chce ratyfikacji dokumentu
jeszcze w tej kadencji. Podobne wnioski płyną z analizy stosunku do związków partnerskich.
Choć wyniki są bardzo różne w zależności od momentu robienia badań i sposobu zadawania
3 W sferze publicznej nowością była sytuacja, gdy – ze względu na ogromne zainteresowanie mediów, zarówno
ogólnokrajowych jak i lokalnych – całą Polska mogła nareszcie usłyszeć, co o obecnej ustawie i aborcji sądzą
nie tylko księża i politycy, bądź znane ekspertki czy działaczki, ale tzw. zwykłe kobiety, także z mniejszych
miast. Jak pokazuje uliczna sonda umieszczona na stronie lokalnej gazety w Toruniu, także w „mieście ojca
Rydzyka” nie brakuje kobiet o postępowych poglądach: http://www.tvmalbork.pl/aktualnosci/11433,sonda-co-
mieszkanki-sadza-na-temat-ustawy-antyabor
8
pytania, należy uznać, że Polacy i Polki nie są tak konserwatywni/e jak prawicowi politycy:
55% zadeklarowało, że pary homoseksualne powinny mieć jakąś prawną możliwość
zawierania związków, np. w formie umów podpisywanych u notariusza, związków
partnerskich, aż po małżeństwa cywilne i śluby kościelne (PBS 2015). Do bardzo ciekawych
wniosków prowadzi też analiza stosunku do zapłodnienia pozaustrojowego, czyli in vitro w
Polsce. Poparcie dla szerokiej dostępności in vitro jest masowe i rośnie systematycznie od 10
lat, mimo zmasowanej kampanii środowisk konserwatywnych, w ramach której pojawiały się
słowa o bruździe jaką rzekomo mają charakteryzować się dzieci z in vitro i rozpowszechniano
nieprawdziwe informacji na temat straszliwych skutków zdrowotnych medycznej interwencji
w zapłodnienie czy tzw. syndromie ocaleńca, na który rzekomo cierpią dzieci. Z ostatnich
badań CBOS (2016) wynika, że po blisko dekadzie negatywnej kampanii 76% respondentów
popiera in vitro dla małżeństw, 62% w przypadku związków nieformalnych, a 44% w
przypadku samotnych kobiet.
Nawet w kwestii aborcji, w stosunku do której w ciągu ostatnich dwóch dekad rzeczywiście
nastąpiła zmiana ku bardziej konserwatywnym poglądom, wyniki badań nie potwierdzają tezy
o tym, że „Polacy są przeciwni aborcji”. Badania CBOS wskazują, że w1993 roku ponad 60%
badanych uważało, że aborcja powinna być dozwolona (z wyjątkami lub bez) - dziś uważa tak
45%. W tym samym okresie odsetek osób odpowiadających, że aborcja powinna być
zakazana (z wyjątkami lub bez) wzrósł z 30% do 50%. Biorąc pod uwagę postawę partii
politycznych, zmasowaną kampanię Kościoła i ruchów anty-choice zmiana i tak wydaje się
stosunkowo mała, ale dane te pokazują, że nie ma niczego oczywistego czy „naturalnego”
w stosunku Polaków i Polek do aborcji, te poglądy zmieniają się wraz ze zmianą
kontekstu społeczno-politycznego. Nie ma żadnych powodów, by uznać że polskie
społeczeństwo charakteryzuje się jakąś specyficzną organiczną odmianą konserwatyzmu
obyczajowego, która nie podlega wpływom. Mamy raczej do czynienia z sytuacją, w której
od czasu do czasu partie polityczne mobilizują najbardziej konserwatywną część
społeczeństwa wokół potencjalnie kontrowersyjnych kwestii obyczajowych, co z kolei szybko
podchwytują media, wzmacniając wizję Polski jako kraju z gruntu katolickiego, a więc i
konserwatywnego obyczajowo.
Czy jednak można uznać, że Czarny Protest i Ogólnopolski Strajk Kobiet były
protestami feministycznymi? W samym ruchu kobiecym żywa jest dyskusja, czy były to
protesty przeciw zaostrzeniu ustawy, czy raczej na rzecz liberalizacji prawa do aborcji i
szeroko rozumianych praw reprodukcyjnych (w projekcie Komitetu Ratujmy Kobiety
uwzględniono też kwestię edukacji seksualnej i dostępu do antykoncepcji, a w niektórych
9
grupach i podczas protestów podnoszono też szereg innych problemów, np. przemoc wobec
kobiet, niealimentację, standard opieki okołoporodowej czy dostępność in vitro).
Rzeczywiście, patrząc na hasła pod jakimi organizowano kolejne demonstracje, wypowiedzi
liderek i zawartość listów otwartych i petycji zgłaszanych przez różne grupy, należy uznać, że
nie był to jedynie bunt przeciwko planowanemu zaostrzeniu prawa. Jednocześnie, kwestią
łączącą wszystkie uczestniczki protestów był sprzeciw wobec zmianom proponowanym przez
Ordo Iuris, a nie poparcie dla liberalizacji przepisów. Taką opinię potwierdzają same
uczestniczki protestów, w tym też jedna z liderek Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marta
Lempart podkreślająca w wywiadzie, że: „[w ruchu] mamy dziewczyny, które uważają, że
obecne przepisy dotyczące aborcji są dobre, i takie, które są zdania, że trzeba je natychmiast
wysadzić w powietrze. Mimo różnic wspólnie organizują manify i wspólnie protestują”
(Wodecka 2016). Na to, że część uczestniczek Czarnych Protestów i Strajku Kobiet nie
popiera postulatu, by wszystkie kobiety miały prawo do aborcji do 12 tygodnia ciąży
wskazuje też reakcja na wywiad Natalii Przybysz dla Wysokich Obcasów w listopadzie 2016.
W dyskusjach na facebooku i innych mediach społecznościowych niektóre uczestniczki
protestów deklarowały wprost, że wyszły na ulice bo nie chcą zaostrzenia prawa, a nie
dlatego, że walczą o jego liberalizację.
W tym kontekście pojawia się pytanie czy podział na dwie frakcje (przeciwko
zaostrzaniu vs za liberalizacją ustawy) jest faktycznie główną linią podziału w rodzącym się
ruchu i czy taki podział odzwierciedla realne zróżnicowanie postaw uczestniczek protestów?
Z mojej analizy dyskusji w mediach społecznościowych, podczas spotkań oraz debat
podsumowujących czarne protesty wynika, że nie. Część kobiet występujących na początku
przeciwko tzw. aborcji na żądanie zmieniła zdanie w trakcie dyskusji; część podkreślała że
jest za prawem do aborcji, gdy kobieta znajduje się w trudnej sytuacji życiowej albo
psychicznej ale nie wtedy, gdy takie okoliczności nie występują; inne zaś deklarowały, że
najlepszym rozwiązaniem byłby brak prawa w tym obszarze. Tym, co w praktyce łączyło
wszystkie uczestniczki protestów nie było poparcie dla tego czy innego rozwiązania
prawnego, lecz opór wobec przymusu, niezgoda na to by państwo zmuszało kobiety do
poświęcenia swego szczęścia, zdrowia i życia, połączone z celebracją kobiecej
solidarności . Może to być cenna lekcja dla ruchu feministycznego, który szuka nowych
sposobów mówienia o prawie do aborcji i ram dyskursywnych które pozwolą wyjść poza
indywidualistyczny dyskurs wyboru czy opowieść o aborcji jako „mniejszym złu”. Opór
wobec opresyjnego państwa nie musi bowiem sprowadzać się jedynie do ochrony
prywatności, może być też zbudowany – na wzór klasycznych ruchów macierzyńskich – na
10
rozpoznaniu wspólnoty kobiecych doświadczeń i ekspresji kobiecej siły zakorzenionej we
wspólnocie.
Nowa logika działania ruchów społecznych – do działania kolektywnego do sieciowego
Zmiana kontekstu miała zasadnicze znaczenie dla pojawienia się masowego buntu kobiet, ale
niezwykle ważny był też sam charakter mobilizacji, czyli połączenie tradycyjnych form
organizowania się wokół istniejących organizacji i instytucji z nowymi typami aktywności,
zapośredniczonymi przez Internet i media społecznościowe. Żeby zrozumieć jak to się stało,
że poczucie zagrożenia i gniew przerodziły się w działanie, działanie – w masowy protest, a
ten – w zwycięstwo, należy prześledzić chronologię wydarzeń, przyglądając się roli, jaką
odegrali poszczególni aktorzy społeczni oraz analizując nową logikę działania ruchów
społecznych, która ujawniła się w przypadku Czarnego Protestu i Strajku Kobiet. W
przeciwieństwie do wielu poprzednich inicjatyw, protesty wobec projektu Ordo Iuris
oraz zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem ustawy, były organizowane przez
wiele różnych środowisk jednocześnie, czasem w szerokich koalicjach (koalicja
Odzyskać wybór! i Komitet Ratujmy kobiety!), ale często niezależnie od siebie. Włączyły
się nie tylko organizacje działające od lat na rzecz praw reprodukcyjnych (np. Federacja na
Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny), aktywne od lat nieformalne grupy feministyczne (np.
wrocławska Inicjatywa 8 marca czy warszawskie Porozumienie 8 Marca) i partie polityczne
(np. Razem, które już w kwietniu 2016 zainicjowało kilkanaście demonstracji w różnych
miastach czy Zieloni, która to partia działała w koalicji Ratujmy kobiety!), ale też nowe
nieformalne grupy. Te ostatnie zaczęły się organizować i działać w większych i mniejszych
ośrodkach niezależnie od istniejących struktur i działających organizacji.
Jedną z pierwszych takich grup, które pojawiły się w przestrzeniu publicznej i
medialnej wiosną 2016 roku była warszawska inicjatywa Marsz Godności Kobiet. Powstała
spontanicznie i niezależnie od istniejących organizacji feministycznych, głównie w celu
organizacji protestu wobec anty-kobiecej polityki rządu. Marsz odbył się w 18 kwietnia 2016
w Warszawie i wzięło w nim udział około 2000 uczestniczek, czyli mniej więcej tyle ile
przychodziło w ostatnich latach na Manify. Warto jednak zwrócić uwagę, że organizatorkom
udało się przyciągnąć uwagę mediów i – jeśli wierzyć deklaracjom uczestniczek
wypowiadających się na Facebooku – także zainteresowanie kobiet, które dotąd nie
identyfikowały się z feminizmem. Choć część aktywistek krytykowała niejednoznaczność
deklaracji organizatorek marszu, sądzę, że ta i wiele innych inicjatyw ułatwiły zaangażowanie
11
kobiet i dziewcząt, które niekoniecznie chcą się identyfikować jako feministki, ale które
podzielają wiele feministycznych postulatów.
O ogromnej potrzebie komunikowania się i działania poza istniejącymi organizacjami
czy partiami, świadczy sukces facebookowej grupy Dziewuchy Dziewuchom, która powstała
początku kwietnia 2016 i do której w krótkim czasie dołączyło 100.000 kobiet (oraz
mężczyzn). Choć na początku grupa służyła przede wszystkim jako miejsce ożywionych
dyskusji i wymiany poglądów, wkrótce zaczęły powstawać lokalne oddziały, dzięki którym
najbardziej zaangażowane członkinie mogły się lepiej poznać, podjąć konkretne działania
(zbieranie podpisów pod projektem Ratujmy kobiety!, lokalne protesty i omawianie strategii
na przyszłość), a także budować sieci komunikacji i wsparcia. Lokalne Dziewuchy, np. w
Łodzi czy Olsztynie stały się organizatorkami i liderkami protestów podczas Ogólnopolskich
Strajków Kobiet 3 i 24.X. 2016 – w tym przypadku komunikacja i budowanie wsparcia w
sieci przełożyło się na konkretne działanie w lokalnym kontekście.
Nie oznacza to, że istniejące organizacje i sieci feministyczne odegrały w
mobilizowaniu Polek rolę marginalną – wręcz przeciwnie. Wiedza (medyczna,
psychologiczna czy socjologiczna) oraz język, jakim posługiwały się ekspertki i aktywistki w
swoich publicznych wypowiedziach miały kluczowe znaczenie dla zbudowania przeciwwagi
dla dyskursu anty-choice w mediach. Dzięki tej wiedzy i doświadczeniu udało się wykazać
przemilczenia czy wręcz kłamstwa przedstawicieli Ordo Iuris bądź konserwatywnych
polityków, jeśli chodzi o konsekwencje jakie mogą mieć konkretne zapisy proponowanej
ustawy dla kobiet (por. Kubisa 2017).4 Udało się również, przynajmniej po części, przywrócić
do debaty publicznej język praw i emocji, za pomocą którego można dyskutować o kwestii
przerywania ciąży w kontekście praw kobiet. W efekcie, w mediach pojawiły się dyskusje o
aborcji jako fakcie społecznym, osobistym doświadczeniu czy zabiegu medycznym, a nie
grzechu czy traumie. Zaczęłyśmy odzyskiwać język, który – jak pisała Agnieszka Graff -
wydawał się już utracony. Nie chodzi tu tylko o fakty, ale i o emocje: kłamstwa i
przemilczenia autorów ustawy a następnie lekceważenie i drwiny polityków partii
rządzącej wywołały powszechne oburzenie i gniew, stając się ważnym paliwem do
masowej mobilizacji.
4 Przykładem tego jak środowiska anty-choice próbowały zdemobilizować kobiety, twierdząc, że ustawa Ordo
Iuris nie stanowi w praktyce żadnego zagrożenia jest filmik youtuberki Weroniki Zaguły (w listopadzie 2016
miał ponad 400.000 wyświetleń), w którym oskarża środowiska feministyczne o kłamstwa i manipulacje:
https://www.youtube.com/watch?v=_EwycHZBSrw
12
Organizacje kobiece odegrały też ważną rolę organizacyjną. Dotyczy to w
szczególności koalicji zawiązanych w odpowiedzi na ofensywę środowisk konserwatywnych.
Choć po porażce inicjatywy Tak dla kobiet! wiele aktywistek (w tym i ja) wątpiło w sukces
inicjatywy obywatelskiej Ratujmy Kobiety! to z perspektywy czasu widać, że odegrała ona
ważną rolę w budowaniu masowego ruchu. Był to konkretny projekt polityczny, w który
udało się zaangażować szeroką rzeszę osób w całej Polsce. Zmobilizowano setki tysięcy
podpisujących i tysiące zbierających oraz informujących o inicjatywie, z których duża część
zaangażowała się później w Czarne Protesty i Strajk Kobiet nie tylko jako uczestniczki, ale i
nowe lokalne liderki.
Jednocześnie, bunt kobiet nie był zorganizowany odgórnie i sterowany przez grupę
liderek, jak próbowali przekonywać przeciwnicy praw kobiet. Zadziałała nowa logika
mobilizacji, która wynika zarówno z rosnącej roli Internetu, jak i sprzeciwu wobec NGO-
izacji, czyli biurokratyzacji i alienacji organizacji pozarządowych. Ta nowa logika przejawia
się w decentralizacji, rozproszeniu ognisk oporu, które działają niezależnie od tradycyjnych
organizacji i dopasowują formy działania i hasła do lokalnego kontekstu. Komunikacja nie
jest jedynie sposobem na rozpowszechnianie idei, ale zaczyna pełnić rolę struktury
organizacyjnej, której głównym elementem są wywołujące silne emocje i łatwe do
spersonalizowania komunikaty (Bennet i Segerberg 2012 i 2013).
Zmiana logiki organizacyjnej rodzącego się ruchu powiązana jest z technologiami
przekazywania informacji i komunikacji, ale nie chodzi tu po prostu o większą aktywność w
mediach społecznościowych, którą część badaczy określa lekceważąco mianem
„kliktywizmu” (por. Bendyk 2012). Czarny Protest i Strajk Kobiet to przykład nowej logiki
działania ruchów społecznych, które stają się zdecentralizowane i zsieciowane, w których
poczucie wspólnoty buduje się na wymianie spersonalizowanych, nasyconych emocjami
treści, a nie na budowaniu klasycznej struktury organizacji i spójnej kolektywnej tożsamości.
Tę nową logikę opisali Lance Bennett i Alexandra Segerberg w książce „The Logic of
Connective Action: Digital Media and the Personalization of Contentious Politics”, w której
analizowali ruchy społeczne, takie jak Indignados w Hiszpanii czy Occupy w USA i w
Europie Zachodniej. Stwierdzili, że w tradycyjnym modelu ruchu społecznego można mówić
o logice wspólnego działania (the logic of collective action), gdzie ważne jest budowanie
spójnej tożsamości i mobilizowanie odpowiednich zasobów (ludzkich, organizacyjnych czy
finansowych). Tymczasem w przypadku najnowszych mobilizacji, takich jak Occupy,
należałoby mówić raczej o logice połączonego działania (connective action). W
uproszczeniu, są to ruchy w których komunikacja staje się integralną częścią struktury
13
organizacyjnej, a nie tylko sposobem na wymianę informacji czy na to, żeby kogoś do czegoś
przekonać. Czasami takie ruchy nie mają w ogóle związków z tradycyjnymi organizacjami
typu fundacje, stowarzyszenia, czy związki zawodowe, ale często są z nimi luźno związane,
jak w przodku Czarnych Protestów i Strajku Kobiet.
Co sprawia, że w przypadku czarnych protestów można mówić o nowej logice
działania? Cztery ważne kwestie:
1) ruch nie opiera się na spójnej tożsamości (np. tożsamości feministycznej) tylko
na wspólnocie emocji i celów politycznych. Zróżnicowanie ideologiczne wewnątrz ruchu
budzi niepokój o to, czy naprawdę jesteśmy jednością, ale pozwala na dużą elastyczność w
sferze identyfikacji czy konkretnych wyborów politycznych. Elastyczność w sferze
tożsamości i wspólnota emocji nie tylko dają poczucie przynależności, ale też pozwalają
przełamać fragmentaryzację środowisk progresywnych wynikającą min. z polityki tożsamości
(identity politics), która sprawia, że coraz częściej aktywistki i aktywiści nie czują się częścią
wielkiego ruchu, lecz identyfikują ze spójnymi wewnętrznie, ale i coraz mniejszymi
grupkami.
2) kluczową funkcję w budowaniu ruchu odgrywają komunikaty wymieniane
głównie za pośrednictwem Internetu, ale bardzo istotne jest to, że są to komunikaty o
charakterze kulturowych memów (Bennett i Segerberg 2012: 747). Są one otwarte i można je
spersonalizować, a więc każda z nas może uczynić je częścią swojej indywidualnej
historii. Świetnym przykładem takiego komunikatu jest wymyślona przez aktywistkę partii
Razem Małgorzatę Adamczyk akcja #czarnyprotest. Pod wspólnym hasłem można było
pokazać siebie, dopasowując wyjściowy pomysł do swoich potrzeb i możliwości, np. część
osób pokazywała w mediach społecznościowych wystylizowane zdjęcia twarzy lub całej
sylwetkę, inne uczestniczki wolały bardziej anonimową wersję i pokazały tylko czarny
element stroju, można było się włączyć grupowo (całe szkoły albo zakłady pracy), nie tylko w
Internecie ale też w realnym życiu (ubierając się na czarno, nosząc znaczek czy wstążkę).
3) ruch ma niehierarchiczną, rozproszoną czy też raczej hybrydową strukturę
decyzyjną: są w nim oczywiście liderki, osoby rozpoznane jako aktywistki, ale w
zasadzie każda i każdy może zaproponować coś swojego (hasło, wydarzenie, mem etc.) i
otrzymać wsparcie innych osób w jego realizacji. Niehierarchiczność i otwartość
wywołują czasem chaos informacyjny i organizacyjny, ale też pozwalają włączyć się nowym
osobom na równych prawach, sprzyjają wyłanianiu nowych liderek i ułatwiają społeczną
kontrolę procesów decyzyjnych. Sądzę, że są one odpowiedzią na problem NGOizacji, czyli
14
zamknięcie organizacji pozarządowych na „zwykłych ludzi”, którym trudno jest angażować
się w działania w inny sposób niż przez wolontariat.
4) ma masowy charakter, ale różne osoby mogą się włączać jedynie w konkretne
działania, zależnie od tego czy dysponują wolnym czasem, czy odpowiadają im dane
działania i czy mają potrzebne kompetencje. W standardowo działających ruchach
społecznych czy organizacjach barierą dla nowych osób jest często konieczność odnalezienia
się w ramach istniejącej już grupy, która nakłada na aktywistki i aktywistów z góry określone
ramy czasowe i oczekiwany typ aktywności. Inicjatywy takie jak Czarny Protest i Strajk
Kobiet pozwoliły tysiącom kobiet działać w taki sposób i w czasie, jakie najbardziej
odpowiadały ich potrzebom i możliwościom.
Warto przy tym podkreślić, że nowa logika połączonego działania nie tyle wypiera
„starą”, ile funkcjonuje równolegle, często wzmacniając zasięg oddziaływania i wpływając na
efekty mobilizacji. Co ważne, umożliwia masową mobilizację mimo braku zasobów i przy
niesprzyjającej strukturze możliwości politycznych, a to są główne przeszkody, które w
Polsce będą coraz większą przeszkodą w działaniu tradycyjnych NGOsów.
Czego się nauczyłyśmy?
Historia masowej mobilizacji przeciw projektowi Ordo Iuris pokazuje nam naszą własną siłę:
siłę ruchu kobiecego, siłę pojedynczych kobiet i potencjał zmiany, jaki tkwi w polskim
społeczeństwie. Pokazuje też, jak ważny jest kontekst i jak istotna jest umiejętność
znalezienia właściwej odpowiedzi na zmiany polityczne, zarówno jeśli chodzi o formę
działania, jak i jego treść. Czarny Protest a szczególnie Strajk Kobiet 3 X pokazał też siłę
emocji, jakie mogą zostać uruchomione w odpowiedzi na niesprawiedliwe, urągające
godności obywatelek działanie władz. Każda z uczestniczek czarnych protestów była pod
wrażeniem nie tylko skali demonstracji, ale też siły uczuć, które im towarzyszyły – to emocje
są kluczem do zaangażowania i budowania wspólnoty.
Ważne jest także zrozumienie, że potrzebujemy nowych form działania. Popularne jest
wciąż myślenie, że aby działać efektywnie należy działać hierarchicznie, że trzeba się
formalizować, stworzyć jasną strukturę i wyłonić osoby, które będą podejmować decyzje w
imieniu całego ruchu, a najlepiej mieć charyzmatyczną liderkę. Klasyczne sposoby
budowania organizacji są wciąż ważne z punktu widzenia realizacji długofalowych działań,
budowania zasobów doświadczeń i wiedzy, nie wspominając o tym, że często pełnią też
doraźną funkcję pomocową. Przepis na skuteczną masową mobilizację jest jednak inny.
Sukces czarnego strajku i generalnie czarnych protestów pokazuje, że rola formalnych
15
organizacji i sieci współpracy jest ważna, ale dziś skutecznym masowym protestem rządzi
logika działania odmienna od tradycyjnej logiki działania organizacji pozarządowych. Co
zatem warto robić? Na pewno warto i trzeba dbać o lepszą komunikację, o budowanie sieci
wymiany doświadczeń i informacji, oraz lepszą koordynację działań. Nie chodzi tylko o to,
by jak najwięcej osób wiedziało o planowanych akcjach, ale też by mogły aktywnie
uczestniczyć w ich planowaniu i realizacji, by mogły stać się aktywistkami na własnych
zasadach, by czuły się upodmiotowione. Nie warto próbować kontrolować odgórnie
przepływu informacji i ich kształtu: im bardziej elastyczny i otwarty jest przekaz, tym
większa szansa, że trafi do szerokich mas i że każda odbiorczyni uzna go za swój, poczuje się
nie tylko jego adresatką ale i współwłaścicielką.
Warto też zauważyć, że o ogromnym zasięgu hashtagu #czarnyprotest zdecydowało
to, że użyły go popularne osoby spoza środowiska feministycznego (np. Martyna
Wojciechowska czy blogerka modowa Maffashion), a za nimi rzesze młodych kobiet, które
w inny sposób mogłyby nigdy nie usłyszeć o tym wydarzeniu. Dystansowanie się od
popkultury i masowej konsumpcji ma oczywiście głęboki ideologiczny sens, ale może być też
zabójcze w sytuacji, gdy celem jest masowa mobilizacja.
Na koniec warto zaznaczyć, że masowe protesty są czasem skutecznym narzędziem
doraźnej zmiany politycznej, ale mają swoje istotne ograniczenia i nie zawsze prowadzą do
zmiany społecznej. O tej ostatniej decyduje cały szereg czynników, w tym też zaangażowanie
na dużą skalę w działania polityczne na co dzień. W tym celu nie musimy jednak tworzyć
nowych organizacji, tym bardziej że ich działanie będzie podlegało zwiększonej kontroli ze
strony państwa. Należy raczej budować dobrze działające małe grupy, w ramach których
wszystkie uczestniczki mają prawo głosu i możliwość przejęcia inicjatywy oraz sieci, które
będą koordynować działanie grup. A zamiast wkładać wysiłek w wytyczanie ideologicznych
granic ruchu feministycznego, należy raczej budować sieć połączeń między już istniejącymi
strukturami a nowymi lokalnymi grupami, których przetrwanie stoi pod znakiem zapytania.
Bibliografia:
„Analiza #czarnyprotest vs #bialyprotest” (2016) Polityka w Sieci, 5 października 2016,
http://politykawsieci.pl/analiza-czarnyprotest-vs-bialyprotest/
Bendyk, Edwin (2012) Bunt sieci, Warszawa: Biblioteka Polityki.
Bennett, Lance and Segerberg, Alexandra (2012) „The Logic of Connective Action”,
Information, Communication & Society, 15:5, 739-768.
CBOS (2016)
Grabowska, Magdalena (2013) „Pomiędzy gender studies a ‘ideologią gender’”. Fundacja
Boella. http://pl.boell.org/pl/2014/01/07/pomiedzy-gender-studies-ideologia-gender
16
Graff, Agnieszka i Elżbieta Korolczuk (2016) „Rewolucja rewolucją ale winny jest gender”,
OKO Press, 9.8.2016 https://oko.press/papiez-franciszek-rewolucja-rewolucja-winny-
gender/
Graff, Agnieszka i Elżbieta Korolczuk (2017) “’Worse than communism and nazism put
together’: War on Gender in Poland”, Kuhar, Roman i David Paternotte red. Anti-
Gender Campaigns in Europe Mobilizing against Equality, Rowman & Littlefield
International.
Grzebalska, Weronika (2016) „Why the war on ‘gender ideology’ matters – and not just to
feminists”, Visegrad Insight 5 Marca 2016. http://visegradinsight.eu/why-the-war-on-
gender-ideology-matters-and-not-just-to-feminists/
Korolczuk, Elżbieta (2016) “Mass mobilization against the ban on abortion in Poland”,
balticworlds.com, 5 April, 2016 http://balticworlds.com/mass-mobilization-against-the-
ban-on-abortion/
Kubisa, Julia (2016) “Odzyskajmy Polskę dla kobiet!” Krytyka Polityczna 10 października
2016 http://krytykapolityczna.pl/kraj/odzyskajmy-polske-dla-kobiet/2016/
Kubisa, Julia (2017 forthcoming) “All-Poland Women’s Strike – Black Protest to Defend
Reproductive Rights”, Global Dialogue.
Leniarska, Zuzanna (2016) „Nie ma demokracji bez praw kobiet. Wywiad z Elżbietą
Korolczuk”, Wysokie Obcasy - Gazeta Wyborcza, 2 października 2016.
Majewska, Ewa (2016) „Słaby opór I siła bezsilnych. #CzarnyProtest w Posce 2016”,
Praktyka Teoretyczna, 10 Listopada 2016,
http://www.praktykateoretyczna.pl/tag/czarny-protest/
Narkowicz, Kasia (2016), “Czarny Protest: how Polish women took to the streets”,
openDemocracy 10 pażdziernika 2016 https://www.opendemocracy.net/can-europe-
make-it/kasia-narkowicz/czarny-protest-how-polish-women-took-to-streets
Raport 20 lat tzw. ustawy antyaborcyjnej. 2013. Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania
Rodziny. http://www.federa.org.pl/dokumenty_pdf/raporty/raport_federacja_2013.pdf
Wodecka, Dorota (2016) „Czarny protest. Marta Lempart: Ten rząd dalej nie pojedzie –
wywiad z Martą Lempart”, Gazeta Wyborcza 8 października 2016,
http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,20806433,czarny-protest-marta-lempart-ten-rzad-
dalej-nie-pojedzie.html